Przed przeczytaniem :
Nie jestem w stanie przewiedzieć, czy wczujecie się w moje myśli. Gdy pisałam ten rozdział - uroniłam kilka łez. Dlaczego? Bo ma on dla mnie szczególne znaczenie. Jest mną. Nie omijajcie żadnego słowa.
Wiatr, niczym małe dziecko bawił się jej długimi, różowymi włosami. Unosił je, by za chwilę pozwolić opaść.
Stała z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć, że tak po prostu odszedł, zostawił ją. Wpatrywała się w oddalający, czarny samochód, w którym znajdował się Sasuke, gdy obiekt zniknął z pola jej widzenia, swój wzrok przeniosła na jasną ziemię, gdzie teraz leżała jej zdeptana duma.
Uniosła dłoń i przetarła ocz. Czuła, że dostało się do nich kilka drobinek piasku, które wiatr zbierał z kamienistej drogi i podobnie, jak jej włosy, również radośnie unosił. Zacisnęła pięści i zdecydowanym krokiem podeszła do swojego auta. Rozejrzała się dookoła i skryła przed złośliwym wiatrem, we wnętrzu swojego rodzinnego samochodu.
Postawił ją w sytuacji, w której, miała nadzieję, nigdy się nie znaleźć. Jaki miała wybór? Albo wyruszy w podróż, by ścigać mężczyznę, którego nie kocha i z którym nie widzi swojej przyszłości, pragnąc jedynie jego szczęścia, albo wrócić do domu, wziąć się w garść i postarać o normalne życie, nie tylko dla dzieci, lecz także dla siebie.
Ścisnęła w dłoni białą chusteczkę i głośno przełknęła ślinę. W jej głowie brzmiały jego słowa, dotyczące jej miłości.
Życie ma swoje wady i zalety, choć ostatnimi czasy wydaje się, że wady biją zalety na głowę. Życie odgaduje twoje tęsknoty, rzuca kłody pod nogi i stojąc za drzewem, szyderczo śmieje się z każdej twojej kolejnej porażki. A ty? Wyciągasz swoją drżącą dłoń, prosząc wzrokiem, by pomogło wstać. Za każdym razem zostajesz odtrącony. Siedzisz na ziemi, pięściami uderzasz w brudne podłoże, lecz potem wstajesz, otrzepujesz ubranie z kurzu, który zdążył się na nim osadzić i idziesz przed siebie. Kładziesz się do łóżka, prosząc, by kolejny dzień przyniósł chwilę ukojenia dla duszy i by następny upadek nie bolał tak mocno, jak poprzedni. Jednak każdy następny jest gorszy, boli bardziej. Ale podnosisz się, choć z większym trudem, niż wczoraj. I mimo, że wracasz ze spuszczoną głową i podkulonym ogonem, ktoś otwiera drzwi prowadzące do twojego domu. Gestem dłoni prosi, byś wszedł i uśmiecha się tak pięknie, że nie myślisz o ranach, które życie zostawia na twojej duszy. Raczy cię czułym spojrzeniem i niejednokrotnie ociera płynące łzy.
Lecz czasami brakuje czyjegoś głosu, a ty sam otwierając drzwi, dławisz się płynącymi łzami. Prosisz o wiarę, a potem znów otwierasz oczy, budzisz się, wstajesz. Już od początku, siedzisz przy kuchennym stole i choć wiesz, że miejsce obok ciebie nie powinno być puste, nic nie możesz zrobić. Pocieszasz się, że przecież w niektórych domach też są puste miejsca przy stole. Jeżeli w twoim nie, jesteś szczęściarzem. Bo masz czułe spojrzenie, kojący głos, bezpieczne ramiona, które cię utulą, odgonią złe myśli i sny i które będą troszczyć się o każdy twój niezdarny, życiowy krok. Inni natomiast, muszą zapomnieć, że w ich domu są puste miejsca, że nikt nie ucałuje ranki na kolanie i nie zaśpiewa kołysanki.
Teraz już wiesz, jak z bliskimi dzieli się życie?
Pięknie.
Wchodząc do domu nie umknął jej bałagan, który w nim panował. Czasami obowiązki, rzeczywiście ją przerastały. Położyła torebkę na toaletce, szybko pokonała schody i weszła do łazienki. Pozbyła się swoich zakurzonych ubrań i weszła pod gorący strumień orzeźwiająco czystej wody. Masowała swoje ciało zieloną gąbką, nasączoną wodą i waniliowym płynem do kąpieli. Z zadowoleniem wdychała przyjemny zapach, który od zawsze koił jej zmysły. Po kąpieli owinęła swe zaczerwienione ciało w puszysty ręcznik, który momentalnie zrobił się wilgotny i usiadła na łóżku, rozczesując długie włosy.
Nadal czuła waniliowy zapach, który przypominał jej dzieciństwo. Na samą myśl, o tym okresie jej twarz wydawała się zatroskana, nieobecna.
Wstając poczuła ból, który rozchodził się po całym ciele, spojrzała w dół. Obok jej stopy leżał mały, niebieski klocek Yoshiego. Podniosła go i dokładnie obejrzała.
- Czasami myślę, że moje życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyście nigdy się w nim nie pojawili. – zacisnęła usta w wąską linię. – Ale kocham was, tak mocno. – ścisnęła w dłoni mały, twardy przedmiot. – Wybaczcie mi. – zacisnęła oczy, z których popłynęła kilka, słonych łez.
Dobrze pamiętała tamten czas.
"Nie dałaś mi mamo najpiękniejszej sukienki, nie przynosiłaś prezentów godnych księżniczki, nie karmiłaś słodkościami. To nic. Lecz nie siedziałaś przy mym łóżku, gdy potrzebowałam twojej obecności, nie ściskałaś mej dłoni, gdy bolało, nie pokazałaś, jak łapie się szczęście, nie stałaś za mną, gdy słyszałam przykrości, nie poświęcałaś mi chwili na rozmowy przy stole, nigdy nie piłyśmy gorącej czekolady i nie oglądałyśmy bajek, nie łaskotałaś mnie i nie patrzyłaś z dumą, nie całowałaś na dobranoc, a z twoich ust, nigdy nie popłynęła żadna bajka, która pozwoliłaby mi spokojnie zasnąć. Uciekałaś wzrokiem, gdy ściskałam twoją dłoń. Zabierałaś ją, odpychałaś, a ja, mimo to, ściskałam kawałek twojego płaszcza. Wyrywałaś go z moich małych rączek.
Mamo, czy pamiętasz kokardę, którą wpinałam we włosy, co rano? Mówiłam, że to od ciebie. Chciałam, by była od ciebie. Taką cię pamiętam. Zimną, suchą i piękną."
Klęczała na podłodze, wyłożonej ciemnym drewnem, a jej bezbarwne łzy spadały, roztrzaskując się o nią. I tak, jak ona nie wydawały żadnego dźwięku. Ginęły w ciszy.
- Nie chcę być sama. – jęknęła i próbowała powstrzymać szloch. Głośno przełknęła ślinę i wstała, podtrzymując się łóżka. Poprawiła ręcznik i kolejny raz otarła czerwone policzki. – Już nie.
~*~
Otworzył drzwi. Żona wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami, które zdradzały jej emocje, mimo, że zmęczone łzami, traciły swój blask. Oplatała się ramionami, jakby w geście obrony i dodania sobie nieco otuchy. Czy nie miałbyś ochoty przytulić tej istoty do swojego ciała? Nie chciałbyś podarować jej odrobinę swojego ciepła, swojej miłości? On - chciał. Bardzo chciał, bo ostatni widok, mimo, że podobny, różnił się od tego. Zostawił ją samą, zszokowaną jego słowami, lecz teraz wyglądała, jakby szok minął, a dotarły bolesne słowa. Jednak, było coś jeszcze. Jakiś smutek, który wdarł się głęboko do jej serca i pożerał szczęście. Coś mroczniejszego, coś, co bolało mocniej, co nie pozwalało cieszyć się życiem.
- Nie chcę być sama. – wydukała. – Nie chce. – mówiła tak cicho, że ledwie zdołał wyłapać jej słowa. Wytężył wzrok, chcąc uzyskać odpowiedź na dręczące go pytanie, co takiego, zdołało zabić w niej radość życia? Błądził po jej twarzy, próbował, starał się. Nic.
- Wejdź. – odsunął się, by mogła wślizgnąć się do mieszkania.
Snuła się, jak cień. Jej celem stał się fotel, stojący przed kominkiem. Usiadła. Widział jej plecy, wydawała się taka mała, taka drobna, taka smutna. Dlaczego? – Coś się stało? – stał za nią, wwiercając w nią swój wzrok.
- Zrozumiałam. Dziękuję za to, co mi powiedziałeś. – spuściła głowę i zamknęła oczy. Cieszyła się, że nie widziała jego wzroku, że nie patrzył na jej twarz. – Miałeś rację. – jęknęła. Czuła, że zaraz znowu zacznie płakać.
- Wiem, że nie o to tu chodzi. – zrobił krok w jej stronę. Nie zdecydował się na kolejny, widząc, że ten jeden sprawił, że jej mięśnie się napięły. Nie chciał, by jeszcze bardziej się zestresowała. – Ktoś zrobił ci krzywdę? – zacisnął pięści.
- To nie ja zostałam skrzywdzona. – pociągnęła nosem i uniosła dłoń, ocierała policzki. – To ja zrobiłam wam krzywdę. Nie dałam całej siebie, goniłam za nieuchwytnym, pragnęłam szczęścia zbyt wielu ludzi. – nie wytrzymał. Szybko podszedł do fotela i chwycił go, obracając tak, że jej stroskana twarz znajdowała się naprzeciw jego. - Smutnych rozstań nie chce chyba nikt.– mówiła. – Mam w sobie niepewność.
- O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi, wyłapał jej smutek.
- Czy kiedykolwiek, ktoś przeczytał ci bajkę na dobranoc? – wpatrywała się w niego, a on na usłyszane słowa, otworzył szerzej oczy. Wszystko analizował nieco dłużej, niż zwykle. Napiął mięśnie.
- O co ci chodzi, do cholery? – jego głos zadrżał. – Sakura..
- Odpowiedz. – naciskała. – Całowała cię w czoło? – wskazującym palcem musnęła jego czoło. – Mówiła, że kocha? – odsunął się od niej i wyprostował.
- Nie. – odwrócił się plecami i podszedł do okna. – Nigdy. – zacisnęła usta.
- Chodź. – wstała z fotela i stanęła za jego plecami.
- Gdzie? – obejrzał się za siebie i posłał jej zdziwione spojrzenie.
A ona stała, niczym małe dziecko, racząc go spojrzeniem spod długich rzęs, a w jej oczach błyszczała nadzieja.
- Przeczytamy im bajkę, ucałujemy. – przełknęła ślinę i złapała za jego szorstką dłoń.
Jej uśmiech rozwiał wątpliwości. Teraz to on mocniej ścisnął jej ciepłą dłoń.
Dał się prowadzić.
__________________________________________
Dziękuję.
Nie jestem w stanie przewiedzieć, czy wczujecie się w moje myśli. Gdy pisałam ten rozdział - uroniłam kilka łez. Dlaczego? Bo ma on dla mnie szczególne znaczenie. Jest mną. Nie omijajcie żadnego słowa.
Wiatr, niczym małe dziecko bawił się jej długimi, różowymi włosami. Unosił je, by za chwilę pozwolić opaść.
Stała z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć, że tak po prostu odszedł, zostawił ją. Wpatrywała się w oddalający, czarny samochód, w którym znajdował się Sasuke, gdy obiekt zniknął z pola jej widzenia, swój wzrok przeniosła na jasną ziemię, gdzie teraz leżała jej zdeptana duma.
Uniosła dłoń i przetarła ocz. Czuła, że dostało się do nich kilka drobinek piasku, które wiatr zbierał z kamienistej drogi i podobnie, jak jej włosy, również radośnie unosił. Zacisnęła pięści i zdecydowanym krokiem podeszła do swojego auta. Rozejrzała się dookoła i skryła przed złośliwym wiatrem, we wnętrzu swojego rodzinnego samochodu.
Postawił ją w sytuacji, w której, miała nadzieję, nigdy się nie znaleźć. Jaki miała wybór? Albo wyruszy w podróż, by ścigać mężczyznę, którego nie kocha i z którym nie widzi swojej przyszłości, pragnąc jedynie jego szczęścia, albo wrócić do domu, wziąć się w garść i postarać o normalne życie, nie tylko dla dzieci, lecz także dla siebie.
Ścisnęła w dłoni białą chusteczkę i głośno przełknęła ślinę. W jej głowie brzmiały jego słowa, dotyczące jej miłości.
Życie ma swoje wady i zalety, choć ostatnimi czasy wydaje się, że wady biją zalety na głowę. Życie odgaduje twoje tęsknoty, rzuca kłody pod nogi i stojąc za drzewem, szyderczo śmieje się z każdej twojej kolejnej porażki. A ty? Wyciągasz swoją drżącą dłoń, prosząc wzrokiem, by pomogło wstać. Za każdym razem zostajesz odtrącony. Siedzisz na ziemi, pięściami uderzasz w brudne podłoże, lecz potem wstajesz, otrzepujesz ubranie z kurzu, który zdążył się na nim osadzić i idziesz przed siebie. Kładziesz się do łóżka, prosząc, by kolejny dzień przyniósł chwilę ukojenia dla duszy i by następny upadek nie bolał tak mocno, jak poprzedni. Jednak każdy następny jest gorszy, boli bardziej. Ale podnosisz się, choć z większym trudem, niż wczoraj. I mimo, że wracasz ze spuszczoną głową i podkulonym ogonem, ktoś otwiera drzwi prowadzące do twojego domu. Gestem dłoni prosi, byś wszedł i uśmiecha się tak pięknie, że nie myślisz o ranach, które życie zostawia na twojej duszy. Raczy cię czułym spojrzeniem i niejednokrotnie ociera płynące łzy.
Lecz czasami brakuje czyjegoś głosu, a ty sam otwierając drzwi, dławisz się płynącymi łzami. Prosisz o wiarę, a potem znów otwierasz oczy, budzisz się, wstajesz. Już od początku, siedzisz przy kuchennym stole i choć wiesz, że miejsce obok ciebie nie powinno być puste, nic nie możesz zrobić. Pocieszasz się, że przecież w niektórych domach też są puste miejsca przy stole. Jeżeli w twoim nie, jesteś szczęściarzem. Bo masz czułe spojrzenie, kojący głos, bezpieczne ramiona, które cię utulą, odgonią złe myśli i sny i które będą troszczyć się o każdy twój niezdarny, życiowy krok. Inni natomiast, muszą zapomnieć, że w ich domu są puste miejsca, że nikt nie ucałuje ranki na kolanie i nie zaśpiewa kołysanki.
Teraz już wiesz, jak z bliskimi dzieli się życie?
Pięknie.
Wchodząc do domu nie umknął jej bałagan, który w nim panował. Czasami obowiązki, rzeczywiście ją przerastały. Położyła torebkę na toaletce, szybko pokonała schody i weszła do łazienki. Pozbyła się swoich zakurzonych ubrań i weszła pod gorący strumień orzeźwiająco czystej wody. Masowała swoje ciało zieloną gąbką, nasączoną wodą i waniliowym płynem do kąpieli. Z zadowoleniem wdychała przyjemny zapach, który od zawsze koił jej zmysły. Po kąpieli owinęła swe zaczerwienione ciało w puszysty ręcznik, który momentalnie zrobił się wilgotny i usiadła na łóżku, rozczesując długie włosy.
Nadal czuła waniliowy zapach, który przypominał jej dzieciństwo. Na samą myśl, o tym okresie jej twarz wydawała się zatroskana, nieobecna.
Wstając poczuła ból, który rozchodził się po całym ciele, spojrzała w dół. Obok jej stopy leżał mały, niebieski klocek Yoshiego. Podniosła go i dokładnie obejrzała.
- Czasami myślę, że moje życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyście nigdy się w nim nie pojawili. – zacisnęła usta w wąską linię. – Ale kocham was, tak mocno. – ścisnęła w dłoni mały, twardy przedmiot. – Wybaczcie mi. – zacisnęła oczy, z których popłynęła kilka, słonych łez.
Dobrze pamiętała tamten czas.
"Nie dałaś mi mamo najpiękniejszej sukienki, nie przynosiłaś prezentów godnych księżniczki, nie karmiłaś słodkościami. To nic. Lecz nie siedziałaś przy mym łóżku, gdy potrzebowałam twojej obecności, nie ściskałaś mej dłoni, gdy bolało, nie pokazałaś, jak łapie się szczęście, nie stałaś za mną, gdy słyszałam przykrości, nie poświęcałaś mi chwili na rozmowy przy stole, nigdy nie piłyśmy gorącej czekolady i nie oglądałyśmy bajek, nie łaskotałaś mnie i nie patrzyłaś z dumą, nie całowałaś na dobranoc, a z twoich ust, nigdy nie popłynęła żadna bajka, która pozwoliłaby mi spokojnie zasnąć. Uciekałaś wzrokiem, gdy ściskałam twoją dłoń. Zabierałaś ją, odpychałaś, a ja, mimo to, ściskałam kawałek twojego płaszcza. Wyrywałaś go z moich małych rączek.
Mamo, czy pamiętasz kokardę, którą wpinałam we włosy, co rano? Mówiłam, że to od ciebie. Chciałam, by była od ciebie. Taką cię pamiętam. Zimną, suchą i piękną."
Klęczała na podłodze, wyłożonej ciemnym drewnem, a jej bezbarwne łzy spadały, roztrzaskując się o nią. I tak, jak ona nie wydawały żadnego dźwięku. Ginęły w ciszy.
- Nie chcę być sama. – jęknęła i próbowała powstrzymać szloch. Głośno przełknęła ślinę i wstała, podtrzymując się łóżka. Poprawiła ręcznik i kolejny raz otarła czerwone policzki. – Już nie.
~*~
Otworzył drzwi. Żona wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami, które zdradzały jej emocje, mimo, że zmęczone łzami, traciły swój blask. Oplatała się ramionami, jakby w geście obrony i dodania sobie nieco otuchy. Czy nie miałbyś ochoty przytulić tej istoty do swojego ciała? Nie chciałbyś podarować jej odrobinę swojego ciepła, swojej miłości? On - chciał. Bardzo chciał, bo ostatni widok, mimo, że podobny, różnił się od tego. Zostawił ją samą, zszokowaną jego słowami, lecz teraz wyglądała, jakby szok minął, a dotarły bolesne słowa. Jednak, było coś jeszcze. Jakiś smutek, który wdarł się głęboko do jej serca i pożerał szczęście. Coś mroczniejszego, coś, co bolało mocniej, co nie pozwalało cieszyć się życiem.
- Nie chcę być sama. – wydukała. – Nie chce. – mówiła tak cicho, że ledwie zdołał wyłapać jej słowa. Wytężył wzrok, chcąc uzyskać odpowiedź na dręczące go pytanie, co takiego, zdołało zabić w niej radość życia? Błądził po jej twarzy, próbował, starał się. Nic.
- Wejdź. – odsunął się, by mogła wślizgnąć się do mieszkania.
Snuła się, jak cień. Jej celem stał się fotel, stojący przed kominkiem. Usiadła. Widział jej plecy, wydawała się taka mała, taka drobna, taka smutna. Dlaczego? – Coś się stało? – stał za nią, wwiercając w nią swój wzrok.
- Zrozumiałam. Dziękuję za to, co mi powiedziałeś. – spuściła głowę i zamknęła oczy. Cieszyła się, że nie widziała jego wzroku, że nie patrzył na jej twarz. – Miałeś rację. – jęknęła. Czuła, że zaraz znowu zacznie płakać.
- Wiem, że nie o to tu chodzi. – zrobił krok w jej stronę. Nie zdecydował się na kolejny, widząc, że ten jeden sprawił, że jej mięśnie się napięły. Nie chciał, by jeszcze bardziej się zestresowała. – Ktoś zrobił ci krzywdę? – zacisnął pięści.
- To nie ja zostałam skrzywdzona. – pociągnęła nosem i uniosła dłoń, ocierała policzki. – To ja zrobiłam wam krzywdę. Nie dałam całej siebie, goniłam za nieuchwytnym, pragnęłam szczęścia zbyt wielu ludzi. – nie wytrzymał. Szybko podszedł do fotela i chwycił go, obracając tak, że jej stroskana twarz znajdowała się naprzeciw jego. - Smutnych rozstań nie chce chyba nikt.– mówiła. – Mam w sobie niepewność.
- O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi, wyłapał jej smutek.
- Czy kiedykolwiek, ktoś przeczytał ci bajkę na dobranoc? – wpatrywała się w niego, a on na usłyszane słowa, otworzył szerzej oczy. Wszystko analizował nieco dłużej, niż zwykle. Napiął mięśnie.
- O co ci chodzi, do cholery? – jego głos zadrżał. – Sakura..
- Odpowiedz. – naciskała. – Całowała cię w czoło? – wskazującym palcem musnęła jego czoło. – Mówiła, że kocha? – odsunął się od niej i wyprostował.
- Nie. – odwrócił się plecami i podszedł do okna. – Nigdy. – zacisnęła usta.
- Chodź. – wstała z fotela i stanęła za jego plecami.
- Gdzie? – obejrzał się za siebie i posłał jej zdziwione spojrzenie.
A ona stała, niczym małe dziecko, racząc go spojrzeniem spod długich rzęs, a w jej oczach błyszczała nadzieja.
- Przeczytamy im bajkę, ucałujemy. – przełknęła ślinę i złapała za jego szorstką dłoń.
Jej uśmiech rozwiał wątpliwości. Teraz to on mocniej ścisnął jej ciepłą dłoń.
Dał się prowadzić.
__________________________________________
Dziękuję.
Hejka, rozdział powalił mnie na kolana. Widać, że włożyłaś w niego dużo samej siebie, jest bardzo uczuciowy. Skradłaś mi nim serce.
OdpowiedzUsuńJednak też zaciekawiłaś, bo aż mnie w środku zżera by dowiedzieć się co będzie dalej? Czy Sakura i Sasuke wreszcie będą potrafili stworzyć rodzinę? Czy uczucia między nimi odżyją?
Mam nadzieję, że tak.
Pozdrawiam i życzę weny!