Od dwóch godzin snuła się po domu, niczym cień. Hinata wyszła już jakiś czas temu, a Sasuke, nadal nie wrócił. Ubrana jedynie w cienką koszulę nocną czuła, jak zimne powietrze nieprzyjemnie drażni jej delikatną skórę. W jej głowie zdążyło zrodzić się już kilka najczarniejszych scenariuszy, w których to kobieta z biura, jest przeszkodą na drodze powrotnej jej męża, do domu.
Po raz kolejny mijała salon, zrezygnowana weszła w końcu do kuchni, gdzie zaparzyła gorącą herbatę i usiadła przy stole. W każdym innym przypadku raczyłaby się gorącą kawą, albo jakimś mocnym alkoholem, jednak w tej sytuacji herbata musiała wystarczyć. Za dwie godziny wybije północ, a nic nie zapowiadało powrotu Sasuke. Z każdą mijającą minutą uświadamiała sobie, jak bardzo czuje się zraniona, zdradzona i oszukana. Wczoraj miała jedynie podejrzenia, jednak dziś, była już pewna. Wstała i podeszła do okna. Na niebie nie było żadnej gwiazdy, na dworze panowała ciemność, a drzewa delikatnie kołysały się wraz z podmuchami wiatru. Pamiętała, jak będąc małą dziewczynką wystrzegała się tej pory, a także swoje protesty przed pójściem spać. Zawsze wtedy, jej ojciec opowiadał jej jedną z tych swoich strasznych opowieści, gdzie główną rolę odgrywały wilkołaki i czarownice na spróchniałych miotłach, które, w ramach dziwacznego hobby, porywały niegrzeczne dzieci. O dziwo, działało. Zawsze potem, uciekała do swojego pokoju i chowała się, naciągając na siebie pachnącą kołdrę. Dziecięca wyobraźnia podsuwała jej obrazy wyimaginowanych potworów, które czyhały w każdym ciemnym zakątku. To przerażające, jak zwykła historyjka może wpłynąć na dziecko. I chyba właśnie o to miała największy żal do swoich rodziców, że nie potrafili wprowadzić do jej życia, choć trochę słodyczy, beztroski i bajek ze szczęśliwym zakończeniem. Rodzice, którzy przedstawiają świat, jako niesprawiedliwy, ciężki i podły sprawiają, że dziecko na każdą radość, jaka spotka je w życiu, będzie patrzyło podejrzliwie, doszukując się podstępu. Bo przecież mama powiedziała, że świat jest zły, a słowo mamy jest święte, więc dlaczego niby miałoby spotkać je coś dobrego, ot tak sobie?
Sakura obiecała sobie, że ona, jako matka, będzie próbowała pokazywać dzieciom świat kolorowy i radosny. Co nie oznacza, że zamierza skrywać przed nimi jego złe strony, bo i takie isnieją, wręcz przeciwnie, zamierza nauczyć dzieci podejmowania walki z przeciwnościami losu.
Uśmiechnęła się delikatnie i potarła ramiona, w jednej chwili zrobiło się naprawdę chłodno. Chciała postawić kubek na blat kuchenny, jednak ten wyślizgnął się z jej dłoni i z hukiem upadł na podłogę. Dźwięk rozbijanego naczynia odbił się echem w jej głowie. Przeklęła w myślach i pochyliła się nad rozbitym szkłem, próbując pozbierać większe odłamki.
- Mamo? – ściszony głos dziecka odciągnął jej uwagę od rozbitego naczynia. W kuchni stał zaspany Yoshi w swojej ulubionej, niebieskiej piżamie, przecierając zaspane oczka. – Już nie śpimy? – Sakura uśmiechnęła się widząc, że jedna z nogawek jego piżamy podwinęła się. Kochała jego dziecięcą niewinność. Wierzył w każde jej słowo i ufał jej bezgranicznie. Była mamą, do której zawsze mógł się przytulić, kiedy bolało zdarte kolano, a także tą kochaną mamą, która co wieczór układała go do snu i odganiała złe sny. Obaj chłopcy napełniali ją ogromnym szczęściem i dumą. Czuła, że to dla nich żyje i każdego dnia próbuje być lepsza, aby to oni mogli być dumni, z niej. Była pewna, że bez codziennych zabaw, układanek, malowania, rysowania, wypraw na lody, place zabaw i pieczenia ciasteczek również byłaby ich idealną mamą, jednak szczęście widoczne na ich roześmianych twarzach, było warte każdej poświęconej minuty.
- Nie, kochanie. – wyprostowała się i podeszła do niego. – Jest jeszcze noc i wszyscy powinniśmy iść spać. – wzięła go na ręce i pocałowała w czubek głowy. Choć już dawno wyrósł z ubranek dla niemowlęcia, przytulony do jej piersi, nadal wydawał się być bezbronnym maleństwem, które potrzebuje całej jej uwagi. W pewnym sensie nadal tak było. Potrzebował jej.
- Wołałem cię, mamo.. – spojrzał na nią z wyrzutem, lecz zaraz potem mocniej się w nią wtulił i zamknął zmęczone powieki. Był ślicznym dzieckiem z burzą czarnych włosów, chłopcem, który codziennie zachwycał ją swoim sposobem pojmowania świata. I choć wyglądał, jak mini kopia swojego ojca, a nawet brata, był tak bardzo różny od nich wszystkich. Wiedziała, że ma w sobie ogromny potencjał, a w przyszłości dokona wielkich rzeczy.
- Mamusia zaniesie cię do łóżka i też pójdzie spać. – odgarnęła kilka kosmyków z jego czoła. – Musisz się wyspać. – spojrzała na rozbity kubek, którego nie zdążyła sprzątnąć, a potem na śpiącego syna. – Moje szczęście. – wyszeptała i mocniej przycisnęła drobne ciało chłopca, rozkoszując się zapachem niewinności, zaufania i bezinteresownej miłości.
~*~
Idę. W deszczu, w ulewie. Moknę. Krople rozbijają się o moje ciało. Moje włosy są już mokre, przyklejają się do policzków. Biegnę.
I nagle widzę, jak sprawiasz, że Ona czuje się, jak jedyna na świecie. Już nie biegnę. Patrzę, jak obdarowujesz ją pocałunkami, które wczoraj należały do mnie. Już nie idę. Patrzę, jak trzymasz ją w objęciach, w których wczoraj trzymałeś mnie. Stoję. Teraz Ty patrzysz w jej oczy tak, jak wczoraj patrzyłeś w moje. Twoja szarość przytłaczała, pcha w przepaść, zbliża do depresji.
Coś wewnątrz mojego serca właśnie dobiegło końca.
Otworzyła oczy, podniosła się do pozycji siedzącej i zlustrowała cały pokój. Jej serce biło jak szalone, czuła wewnętrzy niepokój, który rósł z każdą sekundą, a przecież powinien zniknąć tak, jak koszmarny sen. Przetarła oczy i spojrzała na drugą połowę łóżka, która należała do jej męża. Była pusta. Delikatnie przejechała dłonią po pościeli, jednak miejsce było zimne. Na wiklinowym fotelu obitym białym materiałem leżała jego koszula. Nie miała pojęcia, o której wrócił do domu, a następnie, kiedy go opuścił. Była zła na siebie, że nie zaczekała, że pozwoliła sobie zasnąć i nie obudziła się, gdy tylko wszedł do ich sypialni. Od wczorajszego telefonu planowała w myślach, co takiego powie, gdy tylko jej niewierny mąż wróci do domu, jednak ostatnio nic nie idzie zgodnie z planem.
Westchnęła i z trudem wstała, z szafy wyjęła czysty ręcznik i zniknęła za drzwiami łazienki.
Długi, gorący prysznic był najlepszą częścią poranka, szczególnie wtedy, gdy miała w zapasie godzinę, albo dwie przed wyjściem do pracy.
~*~
Od dwóch godzin siedziała w swoim gabinecie i wypełniała dokumenty. Krzesło obrotowe z racji wysłużonych lat, trzeszczało pod wpływem jej każdego, nawet najmniejszego ruchu, co z czasem, tak, jak inne hałasy, przestało ją irytować. W skupieniu czytała tekst napisany drobnym druczkiem, by na dole kartki złożyć swój podpis. Dzisiejszy dzień mile ją zaskoczył, nie czuła nieprzyjemnego uczucia w żołądku, a w samym szpitalu nie miała zbyt wielu pacjentów.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy dobiegł ją śmiech dzieci bawiących się na pobliskim placu zabaw. Pogoda była naprawdę piękna, wręcz wymarzona do zabawy na świeżym powietrzu. Jeżeli do południa liczba jej pacjentów znacznie nie wzrośnie, miała zamiar odebrać dzieci szybciej i zabrać je na nowy plac zabaw, który niedawno powstał w ich okolicy. Tak, to byłaby świetna niespodzianka. Nie miała ochoty wracać do domu i ze znudzenia zerkać na zegar z myślą, kiedy wróci jej niewierny mąż. Myśl o kobiecie, która odebrała jego telefon wracała do niej średnio, co kilka minut, a uczucie żalu przepełniało jej serce. Nie chciała dać po sobie poznać, że w jej życiu dzieje się coś złego. Miała dość współczucia i litości wymalowanych na twarzach zupełnie obcych ludzi. To było jej życie, z którym musiała dać sobie radę i jej problemy, z którymi sama musiała się rozprawić, choć to wcale nie było takie proste.
- Sakura? – drgnęła, gdy usłyszała męski głos. – Przeszkadzam? – brunet w lekarskim kitlu rozejrzał się po gabinecie i nie widząc pacjentów szybko się do niego wślizgnął. – Pukałem, ale chyba nie słyszałaś. – uśmiechnął się i podszedł bliżej biurka, w ręce trzymał teczkę z papierami.
- Musiałam nieźle się zamyślić. – mimowolnie poprawiła włosy i posłała mu szczery uśmiech. – Co cię do mnie sprowadza? – zmarszczyła brwi uświadamiając sobie, że przystojny pan doktor nigdy wcześniej nie odwiedzał jej gabinetu.
- Mam dla ciebie kilka papierków do podpisania, ostatnio tak szybko uciekłaś, że kompletnie o nich zapomniałem. – pomachał teczką i położył ją na drewniane biurko. – No i.. wczoraj byliśmy umówieni. – puścił jej oczko i poprawił okulary na swoim lekko zadartym nosie. – Nie dałaś znać, że odwołujesz wizytę, dlatego uznałem, że o niej zapomniałaś. – jej oczom ukazał się szereg białych zębów. – I sądząc po twojej minie, nie myliłem się. Zapomniałaś. – Sakura przeklęła cicho i pomasowała skronie przypominając sobie o niedoszłej wizycie.
- Wybacz, naprawdę wyleciało mi to z głowy. – rozłożyła ręce w geście bezradności. – Specjalnie dla mnie zostałeś dłużej w pracy, a ja nawet nie zadzwoniłam. – poczuła się zażenowana całą tą sytuacją, bo czy to normalne, że ginekolog sam fatyguje się do pacjentki, by upomnieć się o wizytę?
- Słuchaj, kończę pracę o dwunastej. Wpadnij. – puścił jej oczko, a Sakura parsknęła śmiechem. – Co cię tak śmieszy? – zbity z tropu ponownie poprawił swoje okulary.
- No wiesz, widywaliśmy się jedynie na lunchu i z grzeczności wymienialiśmy zwykłe „cześć”, a teraz jesteś moim ginekologiem. To trochę żenujące, nie sądzisz? – w tym momencie on również zaczął się śmiać. – Naprawdę dziękuję, że tak się o mnie troszczysz. Obiecuję, że wszystkie kolejne wizyty będę notowała w swoim służbowym notesiku. – wzięła do ręki swój kalendarz i pomachała nim, jednak zaraz potem uśmiech z jej twarzy zniknął, tak szybko, jak się pojawił. Odłożyła notes i spojrzała na swoją komórkę, która zaczęła wibrować. Spojrzała przepraszająco na swojego rozmówcę, który delikatnie skinął głową i ulotnił się z pomieszczenia, a następnie odebrała telefon.
- Słucham? – próbowała brzmieć jak najbardziej służbowo.
- Przedłużyło mi się spotkanie, nie dam rady odebrać dziś chłopców. – fala negatywnych emocji zalała całe jej serce. Próbowała wydusić z siebie coś sensownego, jednak ściśnięte gardło jej to uniemożliwiło. – Wrócę do domu późno, nie czekajcie na mnie. – rzucił po chwili. – Muszę już kończyć. – nie wytrzymała, z kącika jej oka wypłynęła łza, którą pośpiesznie starła. Nie mogła pozwolić sobie na emocje w pracy. Poprawiła plakietkę ze swoim imieniem i ponownie zaczęła przeglądać papiery leżące na jej biurku.
~*~
- Cholera! – warknęła ponownie sprawdzając kieszenie lekarskiego kitla. Niestety, nigdzie nie było śladu po jej kluczach, których bezskutecznie szukała od ponad dwudziestu minut.
- Pani doktor? – w gabinecie stała młoda dziewczyna, która odbywała w szpitalu staż. – Przepraszam, nie chce przeszkadzać, ale przyszłam po papiery pani Mitoko. – brązowowłosa dziewczyna była bardzo nieśmiała i prawie nigdy nie patrzyła rozmówcy w oczy. Nerwowo bawiła się swoim zaręczynowym pierścionkiem.
- Nie przeszkadzasz. – Sakura wyprostowała się i podeszła do biurka, gdzie leżał stos różnych dokumentów. – Szukam kluczy, musiałam je gdzieś zostawić. – była mocno poirytowana, wszystko wypadało jej z rąk.
- Może wypadły pani poza gabinetem? – dziewczyna podeszła bliżej i sama odnalazła teczkę, która ją interesowała. Sakura poprawiła włosy, próbując przypomnieć sobie, w którym miejscu zaginione klucze mogłyby wypaść z jej kieszeni. - Chciałabym pomóc, ale niestety, nie dostaliśmy informacji, aby ktoś znalazł pani zgubę. – wzruszyła ramionami i mocniej ścisnęła trzymaną w rękach teczkę.
- No trudno. – Sakura wygładziła fartuch. – Nie mam więcej pacjentów, a za dwie godziny i tak miałam skończyć pracę, więc zamknę gabinet i pojadę do męża po jego kluczę. – mówiła, jakby do siebie. – Przekaż proszę, żeby nie rejestrowali więcej pacjentów. Wszelką dokumentację wypełnię jutro z samego rana. – brązowowłosa dziewczyna, której imienia nie potrafiła zapamiętać, skinęła twierdząco głową i wyszła z gabinetu.
~*~
Zaparkowała samochód na dużym parkingu, który należał do firmy, w której pracuje Sasuke i szybkim krokiem zmierzała w stronę wejścia. Jej buty na wysokim obcasie przy zatknięciu z twardym podłożem wydawały z siebie charakterystyczny dźwięk, który zawsze dodawał jej odwagi. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w tym budynku, jednak za każdym razem to miejsce sprawiało, że czuła nieprzyjemne dreszcze na plecach. Wchodząc do środka zauważyła dwóch, dobrze zbudowanych ochroniarzy w czarnych garniturach, którzy bacznie ją obserwowali. Nie lubiła tego miejsca, było strasznie służbowe. Wszyscy wydawali się być okropnie dumni i nieprzystępni.
Podeszła do ładnej kobiety po trzydziestce, ubranej w standardowy uniform ze złotą plakietką na lewej piersi i grzecznie się przywitała.
- Dzień dobry. – Sakura posłała jej ciepły uśmiech i delikatnie oparła się o wysoką ladę. Wiedziała, że nie może ot tak wejść sobie do gabinetu męża.
- Była pani umówiona? – kobieta nie oderwała nawet oczu od komputera, a Sakura skrzywiła się czując niechęć bijącą od rozmówczyni.
- Nie, ale myślę, że mąż nie będzie miał nic przeciwko mojej wizycie. – Sakura dumnie uniosła głowę widząc, że wzbudziła zainteresowanie swoją osobą.
- Z kim chce się pani spotkać? – brunetka zmarszczyła brwi i obdarzyła ją zimnym spojrzeniem.
- Sasuke Uchiha. – mruknęła i zniecierpliwiona zerknęła na zegarek wiszący za plecami nieuprzejmej kobiety.
- Przykro mi, ale pan Uchiha rozkazał, aby nie wpuszczać do jego gabinetu nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić. – Sakura prychnęła, a kobieta dumnie wzruszyła ramionami.
- Nie interesuje mnie, co mój genialny mąż ci rozkazał, a czego zabronił. Mam ważną sprawę i nie będę czekała. Zadzwoń do niego, chyba po coś masz ten telefon. – zdenerwowana zielonooka wskazała palcem na aparat telefoniczny leżący obok komputera. Czuła, jak jej żołądek ściska się ze złości, nienawidziła takich sytuacji. Czuła się poniżona. Przecież, gdyby nie musiała, to by tu nie przychodziła.
- Proszę mi nie ubliżać, bo będę zmuszona wezwać ochornę. – kobieta również podniosła głos. – Proszę o opuszczenie terenu firmy. – Sakura słysząc te słowa uderzyła otwartą dłonią w blat, co sprawiło, że na kobietach spoczął wzrok kilku osób przy wejściu.
- Pożałujesz tego. – syknęła w jej kierunku i zamiast udać się w stronę wyjścia, przyśpieszyła i weszła do windy, która zaraz potem zamknęła się i ruszyła w górę.
Wiedziała, że może mieć kłopoty, jednak była tak zirytowana, że żadne konsekwencje nie były jej straszne. Już wyobrażała sobie ochroniarzy, którzy biegną po schodach, aby ją złapać. To było wręcz komiczne, jednak była z siebie dumna.
Gdy winda zatrzymała się na piątym piętrze, szybko z niej wysiadła i idąc długim korytarzem rozglądała się na boki. Wszystko było utrzymane w neutralnych kolorach, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że nie mogłaby pracować w takim miejscu. W szpitalu zawsze coś się działo, natomiast tu, zawsze panowała ta okropna cisza.
Podeszła do drzwi z zamiarem zapukania, jednak słysząc cichy, kobiecy śmiech powstrzymała rękę. Podeszła jeszcze bliżej, upewniając się, że to nie wyobraźnia płata jej figle. Zamarła, naprawdę słyszała kobiecy śmiech, który dobiegał z biura jej męża. Jej serce biło jak oszalałe, a dłonie zaczęły się pocić. Nie potrafiła uspokoić oddechu, miała ochotę uciec stamtąd, jak najdalej, jednak słysząc kroki na korytarzu i uświadamiając sobie, że to ochroniarze, złapała za klamkę i weszła do pomieszczenia.
Widok siedzącej na czarnym, drewnianym biurku jej męża kobiety, sprawił, że żołądek podszedł do jej gardła. Trzask zamykanych drzwi sprawił, że rudowłosa sekretarka, która chichotała siedząc na meblu, odwróciła się w jej stronę, a jej uśmiech zszedł z pomalowanych na krwisto ust. Dopiero teraz spostrzegła, że za biurkiem, na swoim fotelu siedział Sasuke, który widząc zdezorientowaną żonę, wstał.
- Co ty tu robisz? – widać było, że jej widok również bardzo go zaskoczył. – Dlaczego nie uprzedziłaś, że zamierzasz przyjść? – poprawił swój krawat i posłał rudowłosej spojrzenie, na które zareagowała zeskakując z biurka i niewinnie się uśmiechając.
- Nie sądziłam, że aż tak wam przeszkodzę. – prychnęła. Czuła, jak w środku cała płonie. Miała ochotę uderzyć go, rozpłakać się i uciec. – Myślałam, że masz jakieś bardzo ważne spotkanie, jeżeli nie chcesz, aby ktokolwiek wchodził tu i ci przeszkadzał. A tu proszę. – wskazała ręką na uśmiechniętą kobietę. Rzeczywiście była bardzo ładna, Ino miała rację. Ironiczny uśmiech na jej ładnej buzi sprawiał, że jeszcze bardziej jej nienawidziła. Czyżby była zadowolona z tej sytuacji?
- Sakura, przestań. – warknął. – Nie rób scen, to nie czas i miejsce. – przeczesał swoje kruczoczarne włosy i popatrzył na niebieskooką kobietę. – Zostaw nas, musimy porozmawiać. – ta jedynie pokiwała głową i chciała już wychodzić, gdy odezwała się Sakura.
- Nie, nie trzeba. – machnęła ręką. – Nie zamierzam z tobą o niczym dyskutować i wam przeszkadzać. – jej nerwy były wręcz namacalne. – Przyszłam jedynie po klucze, przecież ty i tak prawie w ogóle z nich nie korzystasz. – jęknęła i nie widząc żadnej reakcji z jego strony, warknęła. – Dasz mi te cholerne klucze?! Chce już stąd wyjść! – nie sądziła, że jest w stanie wydać z siebie tak żałosny okrzyk. Jednak podziałało, bo Sasuke otworzył szufladę i wyjął z niej pęk kluczy.
- Mówiłem, żebyś stąd wyszła. – warknął w kierunku wciąż uśmiechniętej sekretarki, która tym razem posłusznie opuściła pomieszczenie. W tym momencie do biura Sasuke weszło dwóch mężczyzn w garniturach.
- Szefie, czy ta kobieta pana niepokoi? – na te słowa Sakura prychnęła, podeszła do męża i wyrwała z jego ręki pęk kluczy, które jedynie zabrzęczały.
- Nie fatyguj się.. – warknęła widząc, że Sasuke chce coś powiedzieć. – Już wychodzę.
Nie słyszała już nic więcej. Szybkim krokiem weszła do windy i zjechała na dół. Wychodząc posłała mordercze spojrzenie kobiecie, która obserwowała ją zza recepcji i próbując się nie rozpłakać, zaczęła szukać w torebce kluczyków do auta.
To był zdecydownie najgorszy dzień w jej życiu.
Po raz kolejny mijała salon, zrezygnowana weszła w końcu do kuchni, gdzie zaparzyła gorącą herbatę i usiadła przy stole. W każdym innym przypadku raczyłaby się gorącą kawą, albo jakimś mocnym alkoholem, jednak w tej sytuacji herbata musiała wystarczyć. Za dwie godziny wybije północ, a nic nie zapowiadało powrotu Sasuke. Z każdą mijającą minutą uświadamiała sobie, jak bardzo czuje się zraniona, zdradzona i oszukana. Wczoraj miała jedynie podejrzenia, jednak dziś, była już pewna. Wstała i podeszła do okna. Na niebie nie było żadnej gwiazdy, na dworze panowała ciemność, a drzewa delikatnie kołysały się wraz z podmuchami wiatru. Pamiętała, jak będąc małą dziewczynką wystrzegała się tej pory, a także swoje protesty przed pójściem spać. Zawsze wtedy, jej ojciec opowiadał jej jedną z tych swoich strasznych opowieści, gdzie główną rolę odgrywały wilkołaki i czarownice na spróchniałych miotłach, które, w ramach dziwacznego hobby, porywały niegrzeczne dzieci. O dziwo, działało. Zawsze potem, uciekała do swojego pokoju i chowała się, naciągając na siebie pachnącą kołdrę. Dziecięca wyobraźnia podsuwała jej obrazy wyimaginowanych potworów, które czyhały w każdym ciemnym zakątku. To przerażające, jak zwykła historyjka może wpłynąć na dziecko. I chyba właśnie o to miała największy żal do swoich rodziców, że nie potrafili wprowadzić do jej życia, choć trochę słodyczy, beztroski i bajek ze szczęśliwym zakończeniem. Rodzice, którzy przedstawiają świat, jako niesprawiedliwy, ciężki i podły sprawiają, że dziecko na każdą radość, jaka spotka je w życiu, będzie patrzyło podejrzliwie, doszukując się podstępu. Bo przecież mama powiedziała, że świat jest zły, a słowo mamy jest święte, więc dlaczego niby miałoby spotkać je coś dobrego, ot tak sobie?
Sakura obiecała sobie, że ona, jako matka, będzie próbowała pokazywać dzieciom świat kolorowy i radosny. Co nie oznacza, że zamierza skrywać przed nimi jego złe strony, bo i takie isnieją, wręcz przeciwnie, zamierza nauczyć dzieci podejmowania walki z przeciwnościami losu.
Uśmiechnęła się delikatnie i potarła ramiona, w jednej chwili zrobiło się naprawdę chłodno. Chciała postawić kubek na blat kuchenny, jednak ten wyślizgnął się z jej dłoni i z hukiem upadł na podłogę. Dźwięk rozbijanego naczynia odbił się echem w jej głowie. Przeklęła w myślach i pochyliła się nad rozbitym szkłem, próbując pozbierać większe odłamki.
- Mamo? – ściszony głos dziecka odciągnął jej uwagę od rozbitego naczynia. W kuchni stał zaspany Yoshi w swojej ulubionej, niebieskiej piżamie, przecierając zaspane oczka. – Już nie śpimy? – Sakura uśmiechnęła się widząc, że jedna z nogawek jego piżamy podwinęła się. Kochała jego dziecięcą niewinność. Wierzył w każde jej słowo i ufał jej bezgranicznie. Była mamą, do której zawsze mógł się przytulić, kiedy bolało zdarte kolano, a także tą kochaną mamą, która co wieczór układała go do snu i odganiała złe sny. Obaj chłopcy napełniali ją ogromnym szczęściem i dumą. Czuła, że to dla nich żyje i każdego dnia próbuje być lepsza, aby to oni mogli być dumni, z niej. Była pewna, że bez codziennych zabaw, układanek, malowania, rysowania, wypraw na lody, place zabaw i pieczenia ciasteczek również byłaby ich idealną mamą, jednak szczęście widoczne na ich roześmianych twarzach, było warte każdej poświęconej minuty.
- Nie, kochanie. – wyprostowała się i podeszła do niego. – Jest jeszcze noc i wszyscy powinniśmy iść spać. – wzięła go na ręce i pocałowała w czubek głowy. Choć już dawno wyrósł z ubranek dla niemowlęcia, przytulony do jej piersi, nadal wydawał się być bezbronnym maleństwem, które potrzebuje całej jej uwagi. W pewnym sensie nadal tak było. Potrzebował jej.
- Wołałem cię, mamo.. – spojrzał na nią z wyrzutem, lecz zaraz potem mocniej się w nią wtulił i zamknął zmęczone powieki. Był ślicznym dzieckiem z burzą czarnych włosów, chłopcem, który codziennie zachwycał ją swoim sposobem pojmowania świata. I choć wyglądał, jak mini kopia swojego ojca, a nawet brata, był tak bardzo różny od nich wszystkich. Wiedziała, że ma w sobie ogromny potencjał, a w przyszłości dokona wielkich rzeczy.
- Mamusia zaniesie cię do łóżka i też pójdzie spać. – odgarnęła kilka kosmyków z jego czoła. – Musisz się wyspać. – spojrzała na rozbity kubek, którego nie zdążyła sprzątnąć, a potem na śpiącego syna. – Moje szczęście. – wyszeptała i mocniej przycisnęła drobne ciało chłopca, rozkoszując się zapachem niewinności, zaufania i bezinteresownej miłości.
~*~
Idę. W deszczu, w ulewie. Moknę. Krople rozbijają się o moje ciało. Moje włosy są już mokre, przyklejają się do policzków. Biegnę.
I nagle widzę, jak sprawiasz, że Ona czuje się, jak jedyna na świecie. Już nie biegnę. Patrzę, jak obdarowujesz ją pocałunkami, które wczoraj należały do mnie. Już nie idę. Patrzę, jak trzymasz ją w objęciach, w których wczoraj trzymałeś mnie. Stoję. Teraz Ty patrzysz w jej oczy tak, jak wczoraj patrzyłeś w moje. Twoja szarość przytłaczała, pcha w przepaść, zbliża do depresji.
Coś wewnątrz mojego serca właśnie dobiegło końca.
Otworzyła oczy, podniosła się do pozycji siedzącej i zlustrowała cały pokój. Jej serce biło jak szalone, czuła wewnętrzy niepokój, który rósł z każdą sekundą, a przecież powinien zniknąć tak, jak koszmarny sen. Przetarła oczy i spojrzała na drugą połowę łóżka, która należała do jej męża. Była pusta. Delikatnie przejechała dłonią po pościeli, jednak miejsce było zimne. Na wiklinowym fotelu obitym białym materiałem leżała jego koszula. Nie miała pojęcia, o której wrócił do domu, a następnie, kiedy go opuścił. Była zła na siebie, że nie zaczekała, że pozwoliła sobie zasnąć i nie obudziła się, gdy tylko wszedł do ich sypialni. Od wczorajszego telefonu planowała w myślach, co takiego powie, gdy tylko jej niewierny mąż wróci do domu, jednak ostatnio nic nie idzie zgodnie z planem.
Westchnęła i z trudem wstała, z szafy wyjęła czysty ręcznik i zniknęła za drzwiami łazienki.
Długi, gorący prysznic był najlepszą częścią poranka, szczególnie wtedy, gdy miała w zapasie godzinę, albo dwie przed wyjściem do pracy.
~*~
Od dwóch godzin siedziała w swoim gabinecie i wypełniała dokumenty. Krzesło obrotowe z racji wysłużonych lat, trzeszczało pod wpływem jej każdego, nawet najmniejszego ruchu, co z czasem, tak, jak inne hałasy, przestało ją irytować. W skupieniu czytała tekst napisany drobnym druczkiem, by na dole kartki złożyć swój podpis. Dzisiejszy dzień mile ją zaskoczył, nie czuła nieprzyjemnego uczucia w żołądku, a w samym szpitalu nie miała zbyt wielu pacjentów.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy dobiegł ją śmiech dzieci bawiących się na pobliskim placu zabaw. Pogoda była naprawdę piękna, wręcz wymarzona do zabawy na świeżym powietrzu. Jeżeli do południa liczba jej pacjentów znacznie nie wzrośnie, miała zamiar odebrać dzieci szybciej i zabrać je na nowy plac zabaw, który niedawno powstał w ich okolicy. Tak, to byłaby świetna niespodzianka. Nie miała ochoty wracać do domu i ze znudzenia zerkać na zegar z myślą, kiedy wróci jej niewierny mąż. Myśl o kobiecie, która odebrała jego telefon wracała do niej średnio, co kilka minut, a uczucie żalu przepełniało jej serce. Nie chciała dać po sobie poznać, że w jej życiu dzieje się coś złego. Miała dość współczucia i litości wymalowanych na twarzach zupełnie obcych ludzi. To było jej życie, z którym musiała dać sobie radę i jej problemy, z którymi sama musiała się rozprawić, choć to wcale nie było takie proste.
- Sakura? – drgnęła, gdy usłyszała męski głos. – Przeszkadzam? – brunet w lekarskim kitlu rozejrzał się po gabinecie i nie widząc pacjentów szybko się do niego wślizgnął. – Pukałem, ale chyba nie słyszałaś. – uśmiechnął się i podszedł bliżej biurka, w ręce trzymał teczkę z papierami.
- Musiałam nieźle się zamyślić. – mimowolnie poprawiła włosy i posłała mu szczery uśmiech. – Co cię do mnie sprowadza? – zmarszczyła brwi uświadamiając sobie, że przystojny pan doktor nigdy wcześniej nie odwiedzał jej gabinetu.
- Mam dla ciebie kilka papierków do podpisania, ostatnio tak szybko uciekłaś, że kompletnie o nich zapomniałem. – pomachał teczką i położył ją na drewniane biurko. – No i.. wczoraj byliśmy umówieni. – puścił jej oczko i poprawił okulary na swoim lekko zadartym nosie. – Nie dałaś znać, że odwołujesz wizytę, dlatego uznałem, że o niej zapomniałaś. – jej oczom ukazał się szereg białych zębów. – I sądząc po twojej minie, nie myliłem się. Zapomniałaś. – Sakura przeklęła cicho i pomasowała skronie przypominając sobie o niedoszłej wizycie.
- Wybacz, naprawdę wyleciało mi to z głowy. – rozłożyła ręce w geście bezradności. – Specjalnie dla mnie zostałeś dłużej w pracy, a ja nawet nie zadzwoniłam. – poczuła się zażenowana całą tą sytuacją, bo czy to normalne, że ginekolog sam fatyguje się do pacjentki, by upomnieć się o wizytę?
- Słuchaj, kończę pracę o dwunastej. Wpadnij. – puścił jej oczko, a Sakura parsknęła śmiechem. – Co cię tak śmieszy? – zbity z tropu ponownie poprawił swoje okulary.
- No wiesz, widywaliśmy się jedynie na lunchu i z grzeczności wymienialiśmy zwykłe „cześć”, a teraz jesteś moim ginekologiem. To trochę żenujące, nie sądzisz? – w tym momencie on również zaczął się śmiać. – Naprawdę dziękuję, że tak się o mnie troszczysz. Obiecuję, że wszystkie kolejne wizyty będę notowała w swoim służbowym notesiku. – wzięła do ręki swój kalendarz i pomachała nim, jednak zaraz potem uśmiech z jej twarzy zniknął, tak szybko, jak się pojawił. Odłożyła notes i spojrzała na swoją komórkę, która zaczęła wibrować. Spojrzała przepraszająco na swojego rozmówcę, który delikatnie skinął głową i ulotnił się z pomieszczenia, a następnie odebrała telefon.
- Słucham? – próbowała brzmieć jak najbardziej służbowo.
- Przedłużyło mi się spotkanie, nie dam rady odebrać dziś chłopców. – fala negatywnych emocji zalała całe jej serce. Próbowała wydusić z siebie coś sensownego, jednak ściśnięte gardło jej to uniemożliwiło. – Wrócę do domu późno, nie czekajcie na mnie. – rzucił po chwili. – Muszę już kończyć. – nie wytrzymała, z kącika jej oka wypłynęła łza, którą pośpiesznie starła. Nie mogła pozwolić sobie na emocje w pracy. Poprawiła plakietkę ze swoim imieniem i ponownie zaczęła przeglądać papiery leżące na jej biurku.
~*~
- Cholera! – warknęła ponownie sprawdzając kieszenie lekarskiego kitla. Niestety, nigdzie nie było śladu po jej kluczach, których bezskutecznie szukała od ponad dwudziestu minut.
- Pani doktor? – w gabinecie stała młoda dziewczyna, która odbywała w szpitalu staż. – Przepraszam, nie chce przeszkadzać, ale przyszłam po papiery pani Mitoko. – brązowowłosa dziewczyna była bardzo nieśmiała i prawie nigdy nie patrzyła rozmówcy w oczy. Nerwowo bawiła się swoim zaręczynowym pierścionkiem.
- Nie przeszkadzasz. – Sakura wyprostowała się i podeszła do biurka, gdzie leżał stos różnych dokumentów. – Szukam kluczy, musiałam je gdzieś zostawić. – była mocno poirytowana, wszystko wypadało jej z rąk.
- Może wypadły pani poza gabinetem? – dziewczyna podeszła bliżej i sama odnalazła teczkę, która ją interesowała. Sakura poprawiła włosy, próbując przypomnieć sobie, w którym miejscu zaginione klucze mogłyby wypaść z jej kieszeni. - Chciałabym pomóc, ale niestety, nie dostaliśmy informacji, aby ktoś znalazł pani zgubę. – wzruszyła ramionami i mocniej ścisnęła trzymaną w rękach teczkę.
- No trudno. – Sakura wygładziła fartuch. – Nie mam więcej pacjentów, a za dwie godziny i tak miałam skończyć pracę, więc zamknę gabinet i pojadę do męża po jego kluczę. – mówiła, jakby do siebie. – Przekaż proszę, żeby nie rejestrowali więcej pacjentów. Wszelką dokumentację wypełnię jutro z samego rana. – brązowowłosa dziewczyna, której imienia nie potrafiła zapamiętać, skinęła twierdząco głową i wyszła z gabinetu.
~*~
Zaparkowała samochód na dużym parkingu, który należał do firmy, w której pracuje Sasuke i szybkim krokiem zmierzała w stronę wejścia. Jej buty na wysokim obcasie przy zatknięciu z twardym podłożem wydawały z siebie charakterystyczny dźwięk, który zawsze dodawał jej odwagi. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w tym budynku, jednak za każdym razem to miejsce sprawiało, że czuła nieprzyjemne dreszcze na plecach. Wchodząc do środka zauważyła dwóch, dobrze zbudowanych ochroniarzy w czarnych garniturach, którzy bacznie ją obserwowali. Nie lubiła tego miejsca, było strasznie służbowe. Wszyscy wydawali się być okropnie dumni i nieprzystępni.
Podeszła do ładnej kobiety po trzydziestce, ubranej w standardowy uniform ze złotą plakietką na lewej piersi i grzecznie się przywitała.
- Dzień dobry. – Sakura posłała jej ciepły uśmiech i delikatnie oparła się o wysoką ladę. Wiedziała, że nie może ot tak wejść sobie do gabinetu męża.
- Była pani umówiona? – kobieta nie oderwała nawet oczu od komputera, a Sakura skrzywiła się czując niechęć bijącą od rozmówczyni.
- Nie, ale myślę, że mąż nie będzie miał nic przeciwko mojej wizycie. – Sakura dumnie uniosła głowę widząc, że wzbudziła zainteresowanie swoją osobą.
- Z kim chce się pani spotkać? – brunetka zmarszczyła brwi i obdarzyła ją zimnym spojrzeniem.
- Sasuke Uchiha. – mruknęła i zniecierpliwiona zerknęła na zegarek wiszący za plecami nieuprzejmej kobiety.
- Przykro mi, ale pan Uchiha rozkazał, aby nie wpuszczać do jego gabinetu nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić. – Sakura prychnęła, a kobieta dumnie wzruszyła ramionami.
- Nie interesuje mnie, co mój genialny mąż ci rozkazał, a czego zabronił. Mam ważną sprawę i nie będę czekała. Zadzwoń do niego, chyba po coś masz ten telefon. – zdenerwowana zielonooka wskazała palcem na aparat telefoniczny leżący obok komputera. Czuła, jak jej żołądek ściska się ze złości, nienawidziła takich sytuacji. Czuła się poniżona. Przecież, gdyby nie musiała, to by tu nie przychodziła.
- Proszę mi nie ubliżać, bo będę zmuszona wezwać ochornę. – kobieta również podniosła głos. – Proszę o opuszczenie terenu firmy. – Sakura słysząc te słowa uderzyła otwartą dłonią w blat, co sprawiło, że na kobietach spoczął wzrok kilku osób przy wejściu.
- Pożałujesz tego. – syknęła w jej kierunku i zamiast udać się w stronę wyjścia, przyśpieszyła i weszła do windy, która zaraz potem zamknęła się i ruszyła w górę.
Wiedziała, że może mieć kłopoty, jednak była tak zirytowana, że żadne konsekwencje nie były jej straszne. Już wyobrażała sobie ochroniarzy, którzy biegną po schodach, aby ją złapać. To było wręcz komiczne, jednak była z siebie dumna.
Gdy winda zatrzymała się na piątym piętrze, szybko z niej wysiadła i idąc długim korytarzem rozglądała się na boki. Wszystko było utrzymane w neutralnych kolorach, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że nie mogłaby pracować w takim miejscu. W szpitalu zawsze coś się działo, natomiast tu, zawsze panowała ta okropna cisza.
Podeszła do drzwi z zamiarem zapukania, jednak słysząc cichy, kobiecy śmiech powstrzymała rękę. Podeszła jeszcze bliżej, upewniając się, że to nie wyobraźnia płata jej figle. Zamarła, naprawdę słyszała kobiecy śmiech, który dobiegał z biura jej męża. Jej serce biło jak oszalałe, a dłonie zaczęły się pocić. Nie potrafiła uspokoić oddechu, miała ochotę uciec stamtąd, jak najdalej, jednak słysząc kroki na korytarzu i uświadamiając sobie, że to ochroniarze, złapała za klamkę i weszła do pomieszczenia.
Widok siedzącej na czarnym, drewnianym biurku jej męża kobiety, sprawił, że żołądek podszedł do jej gardła. Trzask zamykanych drzwi sprawił, że rudowłosa sekretarka, która chichotała siedząc na meblu, odwróciła się w jej stronę, a jej uśmiech zszedł z pomalowanych na krwisto ust. Dopiero teraz spostrzegła, że za biurkiem, na swoim fotelu siedział Sasuke, który widząc zdezorientowaną żonę, wstał.
- Co ty tu robisz? – widać było, że jej widok również bardzo go zaskoczył. – Dlaczego nie uprzedziłaś, że zamierzasz przyjść? – poprawił swój krawat i posłał rudowłosej spojrzenie, na które zareagowała zeskakując z biurka i niewinnie się uśmiechając.
- Nie sądziłam, że aż tak wam przeszkodzę. – prychnęła. Czuła, jak w środku cała płonie. Miała ochotę uderzyć go, rozpłakać się i uciec. – Myślałam, że masz jakieś bardzo ważne spotkanie, jeżeli nie chcesz, aby ktokolwiek wchodził tu i ci przeszkadzał. A tu proszę. – wskazała ręką na uśmiechniętą kobietę. Rzeczywiście była bardzo ładna, Ino miała rację. Ironiczny uśmiech na jej ładnej buzi sprawiał, że jeszcze bardziej jej nienawidziła. Czyżby była zadowolona z tej sytuacji?
- Sakura, przestań. – warknął. – Nie rób scen, to nie czas i miejsce. – przeczesał swoje kruczoczarne włosy i popatrzył na niebieskooką kobietę. – Zostaw nas, musimy porozmawiać. – ta jedynie pokiwała głową i chciała już wychodzić, gdy odezwała się Sakura.
- Nie, nie trzeba. – machnęła ręką. – Nie zamierzam z tobą o niczym dyskutować i wam przeszkadzać. – jej nerwy były wręcz namacalne. – Przyszłam jedynie po klucze, przecież ty i tak prawie w ogóle z nich nie korzystasz. – jęknęła i nie widząc żadnej reakcji z jego strony, warknęła. – Dasz mi te cholerne klucze?! Chce już stąd wyjść! – nie sądziła, że jest w stanie wydać z siebie tak żałosny okrzyk. Jednak podziałało, bo Sasuke otworzył szufladę i wyjął z niej pęk kluczy.
- Mówiłem, żebyś stąd wyszła. – warknął w kierunku wciąż uśmiechniętej sekretarki, która tym razem posłusznie opuściła pomieszczenie. W tym momencie do biura Sasuke weszło dwóch mężczyzn w garniturach.
- Szefie, czy ta kobieta pana niepokoi? – na te słowa Sakura prychnęła, podeszła do męża i wyrwała z jego ręki pęk kluczy, które jedynie zabrzęczały.
- Nie fatyguj się.. – warknęła widząc, że Sasuke chce coś powiedzieć. – Już wychodzę.
Nie słyszała już nic więcej. Szybkim krokiem weszła do windy i zjechała na dół. Wychodząc posłała mordercze spojrzenie kobiecie, która obserwowała ją zza recepcji i próbując się nie rozpłakać, zaczęła szukać w torebce kluczyków do auta.
To był zdecydownie najgorszy dzień w jej życiu.
Rozdział dobry, aczkolwiek strasznie krótki!
OdpowiedzUsuńRozumiem, że masz prace, naukę, dom i dziecko jednak mimo wszystko ubolewam wewnątrz siebie.
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się w miarę szybko.
Życzę powodzenia i pozdrawiam.
Spokojnie, mam w sobie dużo nowej weny! :> No i jeżeli ogarnę ten szał w życiu, to niedługo coś tu znowu się pojawi. :*
OdpowiedzUsuńoch niee, jak on może. moje serce wręcz krwawi, Sasuke zrobił jej w życiu tyle krzywdy i teraz jeszcze dokłada do tej puli. jeżeli faktycznie ją zdradza to normalnie powinna zabrać dzieciaki i dać mu kopa w dupę. mam nadzieję, że nie zrobisz z Sakury cichej myszki, która będzie tolerowała takie wybryki. uwielbiam Twoją twórczość i mam nadzieję, że dalej będzie mi się miło i przyjemnie ją czytało. weny życzę! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze piszesz, i fabuła jest ciekawa. Tylko ta ich miłość strasznie toksyczna. Sprawia to, że oboje (Sakura-cierpiętnica i Sasuke-drań) odpowiadają swoim osobowościom w mandze. Ale czyni to z Sasuke anty-wzorzec ukochanego. Najbardziej szkoda dzieci ;]
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, tylko krótki. :c
OdpowiedzUsuńProszę cię pisz szybko następny i niech Sakura z Sasuke pogadają NORMALNIE. XD Może się pogodzą? Chociaż na trochę.. ;_;
Nie mogę się już doczekać następnego!
Weny! xx
Dobra, jestem zła. Co chwila zaglądałam czy jest nowy rozdział, czy wreszcie Sakura zrobi cos zeby Sasuke w pięty poszło. A tu dupa. Z jednej z nowego pokolenia legendarnych saninów, kunoichi walczącej na wojnie, madic ninja nie tracącej zimnej krwi gdy jej najlepszy przyjaciel wykrawawiał sie jej na rękach zrobiła sie piz*a. Przepraszam za wulgaryzm. Cały rozdział czekałam aż wejdzie do biura i z przerażającym opanowaniem pokaże rudej suce ze jest tylko dziwką (mam nadzieje ze to nie jest kolejny kanoniczny rozdział tego typu i za tym romansem cos sie kryje- bo on tez taki z dupy- Sasuke sam zachęca do scalania rodziny, dziecko jej robi następne i ni stąd ni z owąt rudy lachon na biurku) i dalej spokojnie powie ze nie przeszkadza bo w ciąży trzeba być opanowanym. Bum! Sasuke ma minę idioty, laska uśmiecha sie z politowaniem- sakura wychodzi, Sasek uświadamia sobie jak skrajnym dupkiem jest. Tak to widziałam. Sakura jest główna bohaterka, nie sprawiaj zeby zachowywała sie tak głupio jak w pierwszym sezonie (ryczy non stop od ok 5 rozdziałów). Sakura to żona, matka, medyk i ninja- niech nie da sie załatwić dziwce sekretarce. To byłoby dla niej jako postaci kultowego anime- poniżające.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :)
Panda
Jestem nową czytelniczką i już czuję się zadomowioną. Twoje opowiadania są cudowne :) Masz talent, będę wpadała częściej
OdpowiedzUsuńP.s Przez Ciebie nie wyspałam się do 2:00 w nocy czytałam :D
Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńWybacz ze dopiero teraz piszę ale od niedawna czytam twojego bloga. Jest świetny i bardzo bym chciała żebyś pisała dalej. I troszkę dłuższe rozdziały ;-) pozdrawiam i dużo weny życzę :-)
OdpowiedzUsuńHej, czytam Twojego bloga od dłuższego czasu i bardzo mi się podoba. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie miałam czasu. Uwielbiam Twoje opowiadanie i to, w jaki sposób piszesz. Niestety, dość rzadko piszesz co łamie mi serce. Rozumiem, że masz też swoje życie, szkołę, partnera, córeczkę (nie pokręciłam nic, nie?) i pewnie pracę, ale czy jest szansa żeby nowe rozdziały pojawiały się trochę częściej?
OdpowiedzUsuńHej Nooo rozdział super aczkolwiek krótki. Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba i mam nadzieję że z niego nie zrezygnujesz. A i taka mala prośba pisz częściej jeśli możesz :-)
OdpowiedzUsuńKiedy Next ?
OdpowiedzUsuńŚwietny blog naprawdę poruszyła mnie ta historia. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.:)) NAPRAWDĘ MASZ TALENT DO PISANIA. Dziękuję ze opublikowała te historię i sądzę że w przyszłości powinnaś pisać zawodowo książki. Gorąco pozdrawiam ♡;* :D
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kiedy ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać.
Kiedy kolejna część :)
OdpowiedzUsuńKiedy next ?
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńWrócisz do nas ? :(
OdpowiedzUsuńWróć do nas :(
OdpowiedzUsuńFF jest naprawdę świetne i szkoda to wszystko zmarnować. Masz świetny styl pisania, więc przemyśl to xx
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdzia?Czekam...
OdpowiedzUsuńKusi mnie żeby wrócić, ale musze to jeszcze przemyśleć. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńPo latach przypomniałam sobie o tym opowiadaniu i naprawdę szkoda, że nie jest już kontynuowane
OdpowiedzUsuń