Sprawnym ruchem otworzyła drzwi wejściowe.
Wchodząc do domu rozejrzała się po kuchni, a następnie przeszła do salonu, gdzie nikogo nie zastała. Rzuciła swój płaszcz na kanapę i szybkim krokiem pokonała schody. W sypialni również nikogo nie zastała, szafa była otwarta, a miejsce, w którym znajdowały się ubrania Akiego, było puste.
Przeklęła i usiadła na miękkim łóżku. Zdjęła z palców pierścionki i powolnym ruchem zajęła się zdejmowaniem reszty biżuterii. Po skończonej czynności, przeczesała długie włosy i wstała.
Wychodząc z pokoju zauważyła stojącą przy drzwiach Kiyo. Kobieta zacisnęła usta w wąską linię. Wiedziała.
- Kiyo. – Sakura chciała z nią porozmawiać. Zrobiła kilka kroków w jej stronę.
- Nie, nie tłumacz mi się, Sakura. – zamknęła oczy i głośno odetchnęła. – Dość już zrobiłaś. To mój jedyny syn, nie pozwolę ci go krzywdzić. – dotknęła swojej piersi, jakby chciała uspokoić matczyne serce. – Zajmij się swoją rodziną, nie niszcz mojej. - przegryzła dolną wargę, jakby toczyła ze sobą wewnętrzny bój. - Żegnaj. – wyszeptała i posłała oniemiałej dziewczynie ostatnie spojrzenie, następnie złapała się poręczy i wolnymi krokami pokonywała stopień za stopniem.
Choć tego nie chciała, bardzo dobrze ją rozumiała, to przecież jego matka. Każda matka troszczy się o swoje dziecko. Nie mogła mieć jej tego za zła. Może i nie chciała, by wtrącała się w ich prywatne sprawy, ale przecież nie mogła jej tego zabronić. Nie wyobrażała sobie, by za kilkanaście lat, jakaś kobieta ograniczała jej opiekę nad którymś z synów. To niedorzeczne.
Złapała za klamkę i wytężyła wzrok, by zobaczyć coś w ogarniętym przez ciemność pokoju jej dzieci. Chłopcy spali w swoich łóżkach. Weszła głębiej do pomieszczenia pochylając się nad drobnymi, pogrążonymi w śnie ciałkami i ucałowała ich policzki. Wychodząc, zapaliła małą lampkę. To na wypadek, gdyby któryś z nich się obudził.
Wzięła szybki i zimny prysznic, a następnie szybko położyła się do swojego łóżka. Nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem. Jaką drogę wybrać? Która byłaby najbardziej korzysta dla niej i jej dzieci? Czy każda niosła ze sobą korzyści, ale i smutki, rozczarowania i łzy? Nim podjęła jakąkolwiek decyzję, zmorzył ją sen.
Przebudziła się, gdy poczuła przyjemne ciepło na swoim policzku. Otworzyła oczy i zobaczyła czarne, rozbawione oczy Yoshiego, który swoją małą rączką gładził jej różowy policzek.
- Dlaczego nie śpisz? – zabrała jego dłoń ze swojej twarzy i przykładając ją do swoich ust, delikatnie pocałowała. – Czyżbyś się już wyspał? – przypomniała sobie, że chłopcy odbywając karę, mogli się zdrzemnąć, co teraz skutkowało mnóstwem energii, która tylko czekała, żeby ją rozładować.
- Klocki? – pisnął. Sakura widziała błysk w jego oku. Czy właśnie w tym momencie musiał sobie przypomnieć o nowym nabytku? – Poukładamy klocki, mamo? – podniósł się do pozycji siedzącej i szybko zeskoczył z łóżka.
- Skarbie..- podniosła się na łokciach i spojrzała na zegarek, który jak zwykle stał na stoliku nocnym. – Yoshi, jest dopiero trzecia w nocy. – chłopiec stał w drzwiach ze spuszczoną głową. – Wszystkie dzieci śpią o tej porze, ty też musisz. – Yoshi wpatrywał się w swoje małe stópki. Jedna ze skarpetek zsunęła mu się z nogi i gdy chodził, ona ciągnęła się po podłodze.
- Poukładajmy klocki od taty! – chwilę myślał nad swoimi słowami, jednak, gdy przemyślał, co byłoby kartą przetargową, szybko tupnął i skrzyżował ręce na piersi. Sakura przetarła oczy i uważnie mu się przyjrzała. Czyżby bunt trzylatka? - Idę po klocki, mamo! – zakomunikował, ale zanim ruszył wyczekiwał odpowiedzi rodzicielki. Mały buntownik, mimo wszystko, chciał znać jej zdanie.
- Skarbie, połóż się obok mamy. – poklepała miejsce obok siebie. – Przytulimy się. – próbowała go zachęcić. Jednak malec wpadł na kolejny wspaniały pomysł, jak urozmaicić swoją zabawę.
- Mamo, a może tata do nas przyjdzie? – zrobił zaciekawioną minę, lustrując ją swoim czarnym spojrzeniem. – Może tata poukłada ze mną klocki, co? – pisnął i klasnął w rączki, jakby właśnie odkrył coś niewyobrażalnie wspaniałego.
- Przynieś klocki, mama z tobą poukłada. – nie chciała tłumaczyć dziecku, gdzie jest tata i dlaczego w tym momencie nie może się z nim pobawić. Nienawidziła tych pytań.
Chwilę później zadowolony chłopiec wskoczył na łóżko, trzymając w rączce worek. Usiadł na poduszce i robiąc miejsce na materacu, wysypał klocki, które wcześniej „babcia Kiyo” zapakowała do owego worka. Charakterystyczny dźwięk wysypywanych zabawek, nieprzyjemnie ją rozbudził. Leżała na boku, przodem do niego i podawała mu różnokolorowe części, które on szybko ze sobą łączył. Był bardzo mądrym dzieckiem, zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Jako trzylatek miał swoje obowiązki, które od pewnego czasu zaczął kwestionować, jednak wykonywał je lepiej, niż mogłaby się spodziewać. Głośno wyrażał swoje zdanie i nie bawił się w niektóre gry i zabawy sądząc, że jest już na nie za duży. Słuchał swojego ojca, jednak w przeciwieństwie do Yosuke, częściej mu się sprzeciwiał.
- Dlaczego nie podajesz mi klocuszków? – pomachał jej małą rączką przed oczami. – Nie śpij, mamo! – podniósł głos i zrobił obrażoną minę.
- Mama jest zmęczona. – spojrzał na nią z wyrzutem. – Powinniśmy iść spać. – szczelniej okryła się kołdrą.
- Dobrze, idź spać. – Uniósł głowę w górę. – Ale niech światło nie gaśnie, muszę widzieć mój piękny zamek. – Sakura na te słowa zaśmiała się, lecz twierdząco pokiwała głową.
~*~
Obudziła się, gdy w pokoju było już jasno, dodatkowo paliło się światło, które towarzyszyło Yoshiemu, gdy budował swoją wieżę, czy też zamek. Przetarła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na skraju łóżku, a obok niej jej syn i kilka rozrzuconych klocków. Delikatnie podniosła się na łokciach, a potem bezszelestnie wstała, nie chcąc go budzić i weszła do łazienki. Po szybkim prysznicu, wciągnęła na siebie ulubiony sweterek i jasne jeansy. Gdy z powrotem pojawiła się w pokoju na jej łóżku siedzieli Yoshi i Yosuke, żywo o czymś dyskutując.
- Nie, nie zbudujemy! – Yoshi szybko pozbierał kilka najbliżej leżących klocków, uniósł, a następnie przycisnął do siebie. – To moje klocki! - zrobił groźną minę, na co Yosuke uniósł lewą brew.
-Yoshi, dlaczego nie chcesz podzielić się z bratem? – Sakura podeszła do toaletki i rozczesując wilgotne włosy, przyglądała się dzieciom. Nie lubiła, gdy się o coś kłócili. - Przecież razem możecie zbudować jeszcze piękniejszy zamek.
- Mamo, bo ja chciałem samolot, a on te głupie klocki. – Yosuke rozłożył ręce w geście bezradności. – Teraz, gdy nie chce samolotu, on nie pozwala mi się nimi pobawić. – Yosuke palcem wycelował w czoło młodszego brata. Sakura odłożyła szczotkę i wstała.
- Jeżeli nie potraficie się zgodzić, nikt nie będzie bawił się tymi zabawkami. – wzięła worek leżący na podłodze i zaczęła pakować porozrzucane klocki. – A teraz, idźcie do kuchni, zrobimy śniadanie. – o dziwo, odbyło się bez protestów. Ścigając się, pobiegli do kuchni.
~*~
- Jedz nad talerzykiem. – Sakura przysunęła białe naczynie bliżej Yosuke, który wciskał do ust kolejny kawałek bułki z kremem czekoladowym. – Co będziemy dzisiaj robili? Ktoś ma jakieś pomysły? – Yoshi na słowa matki podniósł głowę i zrobił zamyśloną minę, jakby coś knuł.
- Pójdziemy do tatusia. – starszy syn triumfalnie się uśmiechnął i pomachał bułką przed oczami Sakury. – A potem pójdziemy do wujka. – jego broda była usmarowana czekoladą.
- Chcesz iść do taty? – Sakura wyjęła z torebki chusteczki i podała Yosuke, który ostatnio nie lubił być w niczym wyręczany. Chłopiec sprawnie wytarł brązowy krem i pokiwał twierdząco głową. – Przecież wczoraj przyjechałeś do mamy, a już chcesz wracać do taty? – westchnęła widząc, jak wzruszył ramionami, jej wzrok przeniósł się na Yoshiego, który w ciszy jadł swój posiłek. – A ty, skarbie? Co chciałbyś dzisiaj robić? – uśmiechnęła się, lecz malec spojrzał na nią swoim zimnym wzrokiem i naśladując brata, również wzruszył małymi ramionkami. – Yoshi, gdy mama do ciebie mówi, trzeba odpowiadać. – bolała ją jego obojętność, zbyt bardzo przypominał Sasuke. – Czyżbyś był zły o klocki? – Yoshi ponownie wzruszył ramionami, co podniosło jej ciśnienie.
- Pójdziemy do taty? – Yosuke odsunął pusty talerzyk. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc zapanowała niezręczna cisza.
- Tak, pójdziemy. – wstała od stołu i podeszła do zlewu. – Pozmywam po śniadaniu, a wy idźcie umyć ząbki. – kolejny raz przeniosła swój wzrok na młodsze z dzieci. Yoshi ostrożnie zsunął się z krzesła i bez słowa wyszedł z kuchni. Co będzie później, skoro już w tym wieku pokazuje swoje humorki?
~*~
- Yosuke, idź do samochodu. – gdy chłopiec posłusznie wybiegł na dwór i wdrapał się na tylne siedzenia auta, Sakura uklękła przy Yoshim, pomagając mu ubrać buty. – Co się dzieję, skarbie? – pogłaskała go po policzku, jednak ten odwrócił głowę w bok.
- Zostaw. – pociągnął nosem, wlepiając swój wzrok w ścianę.
- Czemu jesteś zły? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. – Sakura zabrała się za wciskanie buta na małą stópkę. – Gniewasz się na mnie? - łagodnym głosem, próbowała wyciągnąć z chłopca, jak najwięcej.
- Yosuke chce jechać do taty.. – przełknął ślinę i wbił wzrok w swoje nogi. - ..bo tata mu coś obiecał. – zrobił obrażoną minę.
- Co tata obiecał Yosuke? – Sakura nie wiedziała, o co mogło chodzić chłopcu. Jaka obietnica, byłaby w stanie rozzłościć trzylatka?
- Mówił, że Yosuke jest duży i może już zacząć się uczyć. - podniósł głos. - Tata chce go uczyć, a mnie nie. – tupnął nóżką. – A ja nie jestem mały! - teraz zrozumiała.
Więc Sasuke uznał, że to już czas, aby zacząć zajmować się rozwijaniem umiejętności starszego z dzieci. Sakura, nie była przekonana, co do metod wychowawczych męża. Wiedziała, że w jego rodzinie od pokoleń dzieci zostają jednymi z najsilniejszych żołnierzy, ale nie myślała, że czas na jej synów, nadejdzie tak szybko.
- Porozmawiam z tatą. – zawiązała sznurówki i uśmiechnęła się do dziecka. – Nie bądź zły, jeszcze trochę i ty będziesz trenował z tatą i bratem. – pogłaskała go po czarnej czuprynie. – Nie masz o co się gniewać. Chodź, musimy jechać.
~*~
Zamknęła drzwi swojego samochodu i rozejrzała się po posesji. Ogród, który niegdyś pielęgnowała był zaniedbany, a trawnik pozostawał nieskoszony.
Chłopcy wybiegli z samochodu i popędzili w stronę drzwi wejściowych. Yosuke nacisnął klamkę, a drzwi posłusznie się otworzyły.
Sasuke, na dźwięk otwieranych drzwi odłożył papiery, które trzymał w ręku i wstał z kanapy.
- Tato! – Yosuke z uśmiechem wszedł do salonu, gdzie stał lekko zdziwiony mężczyzna.
- Przyjechaliśmy cię odwiedzić. – dopiero teraz dołączył do niego Yoshi, który niepewnie się uśmiechnął i zaczął zdejmować cienką kurteczkę.
- Mówiłam, żebyście najpierw się rozebrali. – w pokoju pojawiła się Sakura. – Mam nadzieję, że nie jesteś zły. – wzięła kurtki dzieci i zwróciła się do męża. – Nie dzwoniłam, bo chłopcy chcieli zrobić ci niespodziankę. – westchnęła i lekko się uśmiechnęła.
- Miałem trochę pracy, mimo wszystko mogłaś zadzwonić. – wziął od niej ubrania i zawiesił je na wieszaku w przedpokoju. – Napijesz się czegoś? – Sakura poczuła się urażona. Nie myślała, że tak zareaguje na ich widok. Chłopcy się tym nie przejęli, chwilę później Yoshi bawił się zabawkami, a Yosuke oglądał bajki w salonie.
- Herbaty. – podreptała za nim w stronę kuchni, usiadła na „swoim miejscu”, gdzie niegdyś codziennie pijała poranną kawę i przyglądając się jego płynnym ruchom, stukała palcami w drewniany stół.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – zmierzył ją swoim wzrokiem i wrócił do parzenia kawy. – Sądząc po twoich odwiedzinach, nie pogodziłaś się z Akim? – postawił przed nią kubek, który również uważała za "swój".
- Ależ ty jesteś bezczelny. – przewróciła oczami i przysunęła herbatę bliżej siebie, jednak zaraz odruchowo wstała i podeszła do szafki, z której wyjęła cukiernicę. Postawiła ją na stole i zaczęła słodzić parujący napój. Spojrzała na niego odruchowo, a jego wzrok sprawił, że zaprzestała czynności. – Co? - wypaliła.
- I kto tu jest bezczelny? – zaśmiał się ironicznie i pokręcił głową. Nie spuszczał z niej oka, widział, jak się czerwieni. Dopiero teraz zrozumiała, że przecież nie jest u siebie i nie powinna grzebać nikomu w szafach.
- To z przyzwyczajenia. – wymamrotała i wbiła wzrok w kubek z reniferem. – Wybacz, że nie zadzwoniłam, nie chciałam ci przeszkadzać. – chciała, jak najszybciej zmienić niewygodny temat. – Przyjechałam, bo muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym. – zmarszczył brwi na jej słowa.
- Słucham, o czym chciałaś porozmawiać?
- Yoshi powiedział, że zamierzasz zacząć trenować z Yosuke. Czy to prawda? – widziała, jak zaciekawienie zniknęło z jego twarzy, a zastąpiła je szorstka obojętność.
- Tak, zamierzam. – kolejny łyk czarnej kawy. – Myślę, że to najlepszy czas. Sam nie miałem więcej. – wiedział, że Sakurze ten pomysł się nie podobał, jednak on nie zamierzał się tym przejmować.
- Zamierzasz za wszelką cenę zrobić z nich kogoś, kim chcesz żeby byli. Nie dajesz im prawa wyboru. – zacisnęła pięści. – To, że tobie go nie dali, nie powinno oznaczać, że oni też nie mogą podejmować decyzji. – złość rosła. – Poczekaj chociaż aż będą starsi, aż sami będą mogli ocenić sytuację i wybrać. – wiedziała, że jej słowa i tak go nie powstrzymają.
- Ale Sakura, oni wiedzą, że tak trzeba. – pokręcił głową, jakby kpiąc z jej głupoty i naiwności. – Oboje tego chcą. Zresztą, nie tobie to oceniać. I uwierz, że twój sprzeciw w żaden sposób na mnie nie wpływa, dlatego pogódź się z tym. – odstawił pusty kubek na bok, a jego wyraz twarzy wyrażał determinację.
- Myślałam, że sobie odpuściłeś, że nie zamierzasz kontynuować chorych ambicji swoich przodków. – uraziła go, nie lubił, gdy źle mówiło się o jego rodzinie. To temat, który był niczym kruchy lód, a ona kroczyła po nim, nie zważając na liczne pęknięcia.
Sakura wstała i bez słowa opuściła kuchnię. Wolnym krokiem przemierzyła salon i weszła do przedpokoju. Z wieszaka zdjęła swój płaszczyk.
Miała dość, musiała wyjść, nie mogła tu zostać, nagła potrzeba zostawienia tego wszystkiego, była silniejsza.
- Co robisz? – Sasuke oparł się o futrynę i patrzył, jak się ubiera. Zdziwiło go jej zachowanie, nigdy tak szybko nie odpuszczała, a teraz po prostu straciła swą siłę walki?
- Nie mogę. – wydusiła z siebie łykając słone łzy. Wszystkie ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie potrafiła radzić sobie z własnymi obawami i stresem. - Straciłam to wszystko. Jestem tylko osobą, o której wkrótce zapomnisz, która dała ci dzieci, a teraz próbuje przeszkodzić w twoich planach. Moje życie jest takie przez pustkę, którą po sobie pozostawiłeś. – zerknęła na niego, a wzrok, którym ją obdarzył łamał jej klatkę piersiową niszcząc jej serce. Był tak cholernie obojętny!
- Jesteś naprawdę irytującym stworzeniem, Sakura. – przeczesał swoje kruczoczarne włosy i wypuścił z płuc powietrze, napełniając je świeżym.
- Te same słowa dźwięczały w mojej głowie, kiedy łamałeś mi serce po raz pierwszy. – jedna łza popłynęła po jej zimnym policzku, zostawiając po sobie wilgotny ślad. – Nie mam już sił na to wszystko. – złapała za kremową torebkę i wyszła, pozostawiając go z licznymi wspomnieniami.
~*~
Jechała dość szybko, krajobraz ciągle się zmieniał, ale ona nie zważała na nic. Minęło już czterdzieści minut, a ona zbliżała się do celu.
Kilka minut później, jej oczom ukazał się duży dom, zbudowany z czerwonej cegły. Włączyła kierunkowskaz i wjechała na skromne, lecz schludne podwórko. Wysiadła z auta i szybkim krokiem podeszła do białych drzwi. Zapukała. Nic. Kolejny raz. I znowu nic, zdesperowana podniosła dłoń, by powtórzyć czynność, jednak ciche przekręcanie klucza w zamku sprawiło, że znieruchomiała.
Drzwi się lekko uchyliły, a zza nich wychyliła się drobna postać Kiyo, matki Akiego.
- Co tutaj robisz, Sakura? – była zdziwiona. – Nie dość już napsułaś? – kobieta nie wpuściła jej do środka.
- Mogę wejść? – chciała porozmawiać z Akim, naprawdę tego potrzebowała.
- Nie, nie możesz wejść. – zacisnęła usta w wąską linię. – Najlepiej będzie, gdy wrócisz do swojego domu. Tu, nie masz czego szukać. – próbowała zamknąć drzwi, jednak dłoń Sakury ją przed tym powstrzymała.
- Proszę, Kiyo. – jej głos zadrżał. - Zrozum mnie.
- Spóźniłaś się, wyjechał.- warknęła.
- Jak to wyjechał?! – nie mogła uwierzyć, chciała wbiec do domu i poszukać Akiego. - Nie mógł.
- Wyjechał. – wzruszyła ramionami. – Też próbowałam go zatrzymać, nie słuchał mnie. Zabrałaś mi syna. Wyjechał na misję, nie wróci przez najbliższy rok. Zniszczyłaś moją rodzinę, a teraz masz czelność tu przychodzić. – posłała jej gniewne spojrzenie, a nogi ugięły się pod zszokowaną dziewczyną. – Nie szukaj go, nie ma go w kraju. – trzask drzwi odbił się w jej głowie echem.
Niedowierzała, wsiadła do auta i schowała twarz w dłoniach. Czyli to naprawdę koniec, nawet się nie pożegnali.
Przekręciła kluczyk i ruszyła. Nie wiedziała, dokąd ma się udać.
~*~
Dźwięk telefonu nakazał jej się zatrzymać. Posłusznie zjechała na pobocze i zgasiła silnik. Z torebki wyjęła telefon i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Halo? – jej głos drżał.
- Sakura? – głos Hinaty, a także jej własny szloch odbił się echem w słuchawce. – Gdzie się podziewasz? Wszystko w porządku? – zrobiła chwilową pauzę. – Przyjechać po ciebie? – troskliwy ton sprawiał, że miała ochotę wtulić się w jej ramię i wypłakać.
- Jestem.. – pociągnęła nosem i rozejrzała się dookoła. – Jestem za miastem. – otarła rękawem łzy spływające po jej prawym policzku.
- Przyjadę, dobrze? – w słuchawce dało się słychać szelest. – Podaj mi adres, a ja zaraz tam będę.
- Jeździłyśmy tu po lekarstwa do kliniki. – przełknęła ślinę. – Za pasieką. – kolejny raz przetarła, tym razem lewy policzek.
- Zastań tam. – Sakura nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Ze schowka wyjęła lusterko i przejrzała się w nim. Czerwone od płaczu oczy i usta nie były idealnym dodatkiem dla żadnej kobiety. Ponownie zanurzyła rękę w schowku, a nastepnie wyjęła z niego paczkę chusteczek higienicznych, które woziła, od kiedy podróżowała z dziećmi.
Wydmuchała nos, a następną przetarła oczy. Dziękując sobie, że jest zaradną kobietą, wyjęła podróżną kosmetyczkę i próbowała zatuszować ślady płaczu.
Wyszła z samochodu i rozejrzała się po okolicy. Pamiętała ją z czasów, gdy razem z Hinatą wybierały się tutaj, najpierw po lekarstwa, które wyrabiała pewna mieszkanka, a później, aby wypocząć. Niedaleko była tu też pasieka, którą czasami odwiedzały. Gospodarz częstował je miodem i pozwalał rozstawić namiot w sadzie. W nocy wychodziły, aby przejść się pomiędzy jabłoniami i upijać świeżym i słodkim powietrzem.
Oparła się o drewniany płot, czuła, że temperatura wzrosła, jednak ona cała dygotała.
Nie wiedziała, ile czasu tu spędziła, jednak, gdy w oddali spostrzegła zbliżający się samochód, jej serce przyśpieszyło.
Sasuke zatrzymał się obok jej samochodu i sprawnie z niego wysiadł.
- Co tu robisz? – nie mogła oderwać od niego swojego zdziwionego wzroku. – Hinata miała tu przyjechać, miałyśmy porozmawiać. – nie chciała mówić, jednak jej usta same się otwierały.
Ale on nie odpowiadał. Czarna koszula opinała się na jego umięśnionym ciele, a twarz, jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć.
Stali twarzą w twarz. On lekko się nad nią pochylał, a ona zadarła głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Nie rozumiem cię. – wyciągnął rękę z kieszeni i podrapał się po czole. – Tak cholernie nie rozumiem twojego postępowania. I chyba ty sama, też tego nie rozumiesz. – lustrował jej twarz, widział, że płakała. – Zbyt mocno się pogubiłaś.
- Pogubiłam się? – zapytała ochrypłym głosem, przełykając ślinę.
- Nie myślałem, że jesteś zdolna do takich głupstw. – jego głos był poważny, a ona traciła grunt pod nogami. – Nie wiem, czy cokolwiek jest cię w stanie zadowolić. – zanurzył rękę w kieszeni. – Uganiasz się za facetem, do którego nie czujesz nic, prócz wdzięcznością za pomoc i troskę. Czy to nie jest dziecinne? A może i nawet egoistyczne w stosunku do niego i swojej rodziny. Dlaczego to robisz? Dlaczego chcesz go zatrzymać i ryczysz na środku drogi? Kochasz go? – mówił coraz głośniej. – No pytam, czy go kochasz?!
- Nie.. – nie mogła znieść jego krzyku, powiedziała prawdę, powiedziała to, co czuję. I choć bolało, niosło ze sobą ukojenie. Było niczym zaspokajana potrzeba. Znała już odpowiedź na pytanie, na które jeszcze chwilę nie wiedziałaby, co odpowiedzieć.
- Więc, czy widzisz, że twoje postępowanie jest bezsensowne i nie ma żadnego celu? – jego głos znowu był opanowany i obojętny. – Chcesz ciepła w domu, martwisz się o nasze relacje z dziećmi, a jednocześnie gonisz za mężczyzną, którego nie kochasz. – wbiła wzrok w ziemię, zaciskając usta. Czuła się jak karcone dziecko, które właśnie zrozumiało swoją winę i czeka na karę. – Jesteś tak strasznie głupia. – westchnął. – Jeżeli nadal chcesz gonić za nieuchwytnym, to twoja sprawa. Jednak nie każ patrzeć na to moim synom, bo choć popełniłem błąd, to ty odbierasz im dom. – odsunął się od niej o krok i objął wzrokiem, całą jej sylwetkę. Wyglądała, jakby właśnie wymierzono jej ostry policzek. Nie miała odwagi na niego spojrzeć.
- Sasuke.. – wyciągnęła ku niemu dłoń, jednak on ją odtrącił.
- Nie, Sakura. – zimny wzrok oblał jej ciało. – Nigdy nie przestałaś mnie kochać, a mimo to skreśliłaś wszystkie możliwości ponownego pokoju między nami. – wszystkie słowa wypowiadał z tą samą pogardą. – Nie jest mi potrzebna twoja niezdecydowana miłość. Taka, nic dla mnie nie znaczy. – odwrócił się i podszedł do swojego samochodu, następnie spojrzał na nią i wsiadł do czarnego BMW.
__________________________________________________________
Cóż mogę Wam życzyć?
Ciepła, miłości, dużo smakołyków i niech idzie w cycki. :)
Jestem wyczerpana tymi przygotowaniami.
Pisać będę w przerwach od sprzątania, gotowania, pakowania prezentów.
Czyli następny rozdział szybko.
Wesołych Świąt.
Wchodząc do domu rozejrzała się po kuchni, a następnie przeszła do salonu, gdzie nikogo nie zastała. Rzuciła swój płaszcz na kanapę i szybkim krokiem pokonała schody. W sypialni również nikogo nie zastała, szafa była otwarta, a miejsce, w którym znajdowały się ubrania Akiego, było puste.
Przeklęła i usiadła na miękkim łóżku. Zdjęła z palców pierścionki i powolnym ruchem zajęła się zdejmowaniem reszty biżuterii. Po skończonej czynności, przeczesała długie włosy i wstała.
Wychodząc z pokoju zauważyła stojącą przy drzwiach Kiyo. Kobieta zacisnęła usta w wąską linię. Wiedziała.
- Kiyo. – Sakura chciała z nią porozmawiać. Zrobiła kilka kroków w jej stronę.
- Nie, nie tłumacz mi się, Sakura. – zamknęła oczy i głośno odetchnęła. – Dość już zrobiłaś. To mój jedyny syn, nie pozwolę ci go krzywdzić. – dotknęła swojej piersi, jakby chciała uspokoić matczyne serce. – Zajmij się swoją rodziną, nie niszcz mojej. - przegryzła dolną wargę, jakby toczyła ze sobą wewnętrzny bój. - Żegnaj. – wyszeptała i posłała oniemiałej dziewczynie ostatnie spojrzenie, następnie złapała się poręczy i wolnymi krokami pokonywała stopień za stopniem.
Choć tego nie chciała, bardzo dobrze ją rozumiała, to przecież jego matka. Każda matka troszczy się o swoje dziecko. Nie mogła mieć jej tego za zła. Może i nie chciała, by wtrącała się w ich prywatne sprawy, ale przecież nie mogła jej tego zabronić. Nie wyobrażała sobie, by za kilkanaście lat, jakaś kobieta ograniczała jej opiekę nad którymś z synów. To niedorzeczne.
Złapała za klamkę i wytężyła wzrok, by zobaczyć coś w ogarniętym przez ciemność pokoju jej dzieci. Chłopcy spali w swoich łóżkach. Weszła głębiej do pomieszczenia pochylając się nad drobnymi, pogrążonymi w śnie ciałkami i ucałowała ich policzki. Wychodząc, zapaliła małą lampkę. To na wypadek, gdyby któryś z nich się obudził.
Wzięła szybki i zimny prysznic, a następnie szybko położyła się do swojego łóżka. Nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem. Jaką drogę wybrać? Która byłaby najbardziej korzysta dla niej i jej dzieci? Czy każda niosła ze sobą korzyści, ale i smutki, rozczarowania i łzy? Nim podjęła jakąkolwiek decyzję, zmorzył ją sen.
Przebudziła się, gdy poczuła przyjemne ciepło na swoim policzku. Otworzyła oczy i zobaczyła czarne, rozbawione oczy Yoshiego, który swoją małą rączką gładził jej różowy policzek.
- Dlaczego nie śpisz? – zabrała jego dłoń ze swojej twarzy i przykładając ją do swoich ust, delikatnie pocałowała. – Czyżbyś się już wyspał? – przypomniała sobie, że chłopcy odbywając karę, mogli się zdrzemnąć, co teraz skutkowało mnóstwem energii, która tylko czekała, żeby ją rozładować.
- Klocki? – pisnął. Sakura widziała błysk w jego oku. Czy właśnie w tym momencie musiał sobie przypomnieć o nowym nabytku? – Poukładamy klocki, mamo? – podniósł się do pozycji siedzącej i szybko zeskoczył z łóżka.
- Skarbie..- podniosła się na łokciach i spojrzała na zegarek, który jak zwykle stał na stoliku nocnym. – Yoshi, jest dopiero trzecia w nocy. – chłopiec stał w drzwiach ze spuszczoną głową. – Wszystkie dzieci śpią o tej porze, ty też musisz. – Yoshi wpatrywał się w swoje małe stópki. Jedna ze skarpetek zsunęła mu się z nogi i gdy chodził, ona ciągnęła się po podłodze.
- Poukładajmy klocki od taty! – chwilę myślał nad swoimi słowami, jednak, gdy przemyślał, co byłoby kartą przetargową, szybko tupnął i skrzyżował ręce na piersi. Sakura przetarła oczy i uważnie mu się przyjrzała. Czyżby bunt trzylatka? - Idę po klocki, mamo! – zakomunikował, ale zanim ruszył wyczekiwał odpowiedzi rodzicielki. Mały buntownik, mimo wszystko, chciał znać jej zdanie.
- Skarbie, połóż się obok mamy. – poklepała miejsce obok siebie. – Przytulimy się. – próbowała go zachęcić. Jednak malec wpadł na kolejny wspaniały pomysł, jak urozmaicić swoją zabawę.
- Mamo, a może tata do nas przyjdzie? – zrobił zaciekawioną minę, lustrując ją swoim czarnym spojrzeniem. – Może tata poukłada ze mną klocki, co? – pisnął i klasnął w rączki, jakby właśnie odkrył coś niewyobrażalnie wspaniałego.
- Przynieś klocki, mama z tobą poukłada. – nie chciała tłumaczyć dziecku, gdzie jest tata i dlaczego w tym momencie nie może się z nim pobawić. Nienawidziła tych pytań.
Chwilę później zadowolony chłopiec wskoczył na łóżko, trzymając w rączce worek. Usiadł na poduszce i robiąc miejsce na materacu, wysypał klocki, które wcześniej „babcia Kiyo” zapakowała do owego worka. Charakterystyczny dźwięk wysypywanych zabawek, nieprzyjemnie ją rozbudził. Leżała na boku, przodem do niego i podawała mu różnokolorowe części, które on szybko ze sobą łączył. Był bardzo mądrym dzieckiem, zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Jako trzylatek miał swoje obowiązki, które od pewnego czasu zaczął kwestionować, jednak wykonywał je lepiej, niż mogłaby się spodziewać. Głośno wyrażał swoje zdanie i nie bawił się w niektóre gry i zabawy sądząc, że jest już na nie za duży. Słuchał swojego ojca, jednak w przeciwieństwie do Yosuke, częściej mu się sprzeciwiał.
- Dlaczego nie podajesz mi klocuszków? – pomachał jej małą rączką przed oczami. – Nie śpij, mamo! – podniósł głos i zrobił obrażoną minę.
- Mama jest zmęczona. – spojrzał na nią z wyrzutem. – Powinniśmy iść spać. – szczelniej okryła się kołdrą.
- Dobrze, idź spać. – Uniósł głowę w górę. – Ale niech światło nie gaśnie, muszę widzieć mój piękny zamek. – Sakura na te słowa zaśmiała się, lecz twierdząco pokiwała głową.
~*~
Obudziła się, gdy w pokoju było już jasno, dodatkowo paliło się światło, które towarzyszyło Yoshiemu, gdy budował swoją wieżę, czy też zamek. Przetarła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na skraju łóżku, a obok niej jej syn i kilka rozrzuconych klocków. Delikatnie podniosła się na łokciach, a potem bezszelestnie wstała, nie chcąc go budzić i weszła do łazienki. Po szybkim prysznicu, wciągnęła na siebie ulubiony sweterek i jasne jeansy. Gdy z powrotem pojawiła się w pokoju na jej łóżku siedzieli Yoshi i Yosuke, żywo o czymś dyskutując.
- Nie, nie zbudujemy! – Yoshi szybko pozbierał kilka najbliżej leżących klocków, uniósł, a następnie przycisnął do siebie. – To moje klocki! - zrobił groźną minę, na co Yosuke uniósł lewą brew.
-Yoshi, dlaczego nie chcesz podzielić się z bratem? – Sakura podeszła do toaletki i rozczesując wilgotne włosy, przyglądała się dzieciom. Nie lubiła, gdy się o coś kłócili. - Przecież razem możecie zbudować jeszcze piękniejszy zamek.
- Mamo, bo ja chciałem samolot, a on te głupie klocki. – Yosuke rozłożył ręce w geście bezradności. – Teraz, gdy nie chce samolotu, on nie pozwala mi się nimi pobawić. – Yosuke palcem wycelował w czoło młodszego brata. Sakura odłożyła szczotkę i wstała.
- Jeżeli nie potraficie się zgodzić, nikt nie będzie bawił się tymi zabawkami. – wzięła worek leżący na podłodze i zaczęła pakować porozrzucane klocki. – A teraz, idźcie do kuchni, zrobimy śniadanie. – o dziwo, odbyło się bez protestów. Ścigając się, pobiegli do kuchni.
~*~
- Jedz nad talerzykiem. – Sakura przysunęła białe naczynie bliżej Yosuke, który wciskał do ust kolejny kawałek bułki z kremem czekoladowym. – Co będziemy dzisiaj robili? Ktoś ma jakieś pomysły? – Yoshi na słowa matki podniósł głowę i zrobił zamyśloną minę, jakby coś knuł.
- Pójdziemy do tatusia. – starszy syn triumfalnie się uśmiechnął i pomachał bułką przed oczami Sakury. – A potem pójdziemy do wujka. – jego broda była usmarowana czekoladą.
- Chcesz iść do taty? – Sakura wyjęła z torebki chusteczki i podała Yosuke, który ostatnio nie lubił być w niczym wyręczany. Chłopiec sprawnie wytarł brązowy krem i pokiwał twierdząco głową. – Przecież wczoraj przyjechałeś do mamy, a już chcesz wracać do taty? – westchnęła widząc, jak wzruszył ramionami, jej wzrok przeniósł się na Yoshiego, który w ciszy jadł swój posiłek. – A ty, skarbie? Co chciałbyś dzisiaj robić? – uśmiechnęła się, lecz malec spojrzał na nią swoim zimnym wzrokiem i naśladując brata, również wzruszył małymi ramionkami. – Yoshi, gdy mama do ciebie mówi, trzeba odpowiadać. – bolała ją jego obojętność, zbyt bardzo przypominał Sasuke. – Czyżbyś był zły o klocki? – Yoshi ponownie wzruszył ramionami, co podniosło jej ciśnienie.
- Pójdziemy do taty? – Yosuke odsunął pusty talerzyk. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc zapanowała niezręczna cisza.
- Tak, pójdziemy. – wstała od stołu i podeszła do zlewu. – Pozmywam po śniadaniu, a wy idźcie umyć ząbki. – kolejny raz przeniosła swój wzrok na młodsze z dzieci. Yoshi ostrożnie zsunął się z krzesła i bez słowa wyszedł z kuchni. Co będzie później, skoro już w tym wieku pokazuje swoje humorki?
~*~
- Yosuke, idź do samochodu. – gdy chłopiec posłusznie wybiegł na dwór i wdrapał się na tylne siedzenia auta, Sakura uklękła przy Yoshim, pomagając mu ubrać buty. – Co się dzieję, skarbie? – pogłaskała go po policzku, jednak ten odwrócił głowę w bok.
- Zostaw. – pociągnął nosem, wlepiając swój wzrok w ścianę.
- Czemu jesteś zły? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. – Sakura zabrała się za wciskanie buta na małą stópkę. – Gniewasz się na mnie? - łagodnym głosem, próbowała wyciągnąć z chłopca, jak najwięcej.
- Yosuke chce jechać do taty.. – przełknął ślinę i wbił wzrok w swoje nogi. - ..bo tata mu coś obiecał. – zrobił obrażoną minę.
- Co tata obiecał Yosuke? – Sakura nie wiedziała, o co mogło chodzić chłopcu. Jaka obietnica, byłaby w stanie rozzłościć trzylatka?
- Mówił, że Yosuke jest duży i może już zacząć się uczyć. - podniósł głos. - Tata chce go uczyć, a mnie nie. – tupnął nóżką. – A ja nie jestem mały! - teraz zrozumiała.
Więc Sasuke uznał, że to już czas, aby zacząć zajmować się rozwijaniem umiejętności starszego z dzieci. Sakura, nie była przekonana, co do metod wychowawczych męża. Wiedziała, że w jego rodzinie od pokoleń dzieci zostają jednymi z najsilniejszych żołnierzy, ale nie myślała, że czas na jej synów, nadejdzie tak szybko.
- Porozmawiam z tatą. – zawiązała sznurówki i uśmiechnęła się do dziecka. – Nie bądź zły, jeszcze trochę i ty będziesz trenował z tatą i bratem. – pogłaskała go po czarnej czuprynie. – Nie masz o co się gniewać. Chodź, musimy jechać.
~*~
Zamknęła drzwi swojego samochodu i rozejrzała się po posesji. Ogród, który niegdyś pielęgnowała był zaniedbany, a trawnik pozostawał nieskoszony.
Chłopcy wybiegli z samochodu i popędzili w stronę drzwi wejściowych. Yosuke nacisnął klamkę, a drzwi posłusznie się otworzyły.
Sasuke, na dźwięk otwieranych drzwi odłożył papiery, które trzymał w ręku i wstał z kanapy.
- Tato! – Yosuke z uśmiechem wszedł do salonu, gdzie stał lekko zdziwiony mężczyzna.
- Przyjechaliśmy cię odwiedzić. – dopiero teraz dołączył do niego Yoshi, który niepewnie się uśmiechnął i zaczął zdejmować cienką kurteczkę.
- Mówiłam, żebyście najpierw się rozebrali. – w pokoju pojawiła się Sakura. – Mam nadzieję, że nie jesteś zły. – wzięła kurtki dzieci i zwróciła się do męża. – Nie dzwoniłam, bo chłopcy chcieli zrobić ci niespodziankę. – westchnęła i lekko się uśmiechnęła.
- Miałem trochę pracy, mimo wszystko mogłaś zadzwonić. – wziął od niej ubrania i zawiesił je na wieszaku w przedpokoju. – Napijesz się czegoś? – Sakura poczuła się urażona. Nie myślała, że tak zareaguje na ich widok. Chłopcy się tym nie przejęli, chwilę później Yoshi bawił się zabawkami, a Yosuke oglądał bajki w salonie.
- Herbaty. – podreptała za nim w stronę kuchni, usiadła na „swoim miejscu”, gdzie niegdyś codziennie pijała poranną kawę i przyglądając się jego płynnym ruchom, stukała palcami w drewniany stół.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – zmierzył ją swoim wzrokiem i wrócił do parzenia kawy. – Sądząc po twoich odwiedzinach, nie pogodziłaś się z Akim? – postawił przed nią kubek, który również uważała za "swój".
- Ależ ty jesteś bezczelny. – przewróciła oczami i przysunęła herbatę bliżej siebie, jednak zaraz odruchowo wstała i podeszła do szafki, z której wyjęła cukiernicę. Postawiła ją na stole i zaczęła słodzić parujący napój. Spojrzała na niego odruchowo, a jego wzrok sprawił, że zaprzestała czynności. – Co? - wypaliła.
- I kto tu jest bezczelny? – zaśmiał się ironicznie i pokręcił głową. Nie spuszczał z niej oka, widział, jak się czerwieni. Dopiero teraz zrozumiała, że przecież nie jest u siebie i nie powinna grzebać nikomu w szafach.
- To z przyzwyczajenia. – wymamrotała i wbiła wzrok w kubek z reniferem. – Wybacz, że nie zadzwoniłam, nie chciałam ci przeszkadzać. – chciała, jak najszybciej zmienić niewygodny temat. – Przyjechałam, bo muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym. – zmarszczył brwi na jej słowa.
- Słucham, o czym chciałaś porozmawiać?
- Yoshi powiedział, że zamierzasz zacząć trenować z Yosuke. Czy to prawda? – widziała, jak zaciekawienie zniknęło z jego twarzy, a zastąpiła je szorstka obojętność.
- Tak, zamierzam. – kolejny łyk czarnej kawy. – Myślę, że to najlepszy czas. Sam nie miałem więcej. – wiedział, że Sakurze ten pomysł się nie podobał, jednak on nie zamierzał się tym przejmować.
- Zamierzasz za wszelką cenę zrobić z nich kogoś, kim chcesz żeby byli. Nie dajesz im prawa wyboru. – zacisnęła pięści. – To, że tobie go nie dali, nie powinno oznaczać, że oni też nie mogą podejmować decyzji. – złość rosła. – Poczekaj chociaż aż będą starsi, aż sami będą mogli ocenić sytuację i wybrać. – wiedziała, że jej słowa i tak go nie powstrzymają.
- Ale Sakura, oni wiedzą, że tak trzeba. – pokręcił głową, jakby kpiąc z jej głupoty i naiwności. – Oboje tego chcą. Zresztą, nie tobie to oceniać. I uwierz, że twój sprzeciw w żaden sposób na mnie nie wpływa, dlatego pogódź się z tym. – odstawił pusty kubek na bok, a jego wyraz twarzy wyrażał determinację.
- Myślałam, że sobie odpuściłeś, że nie zamierzasz kontynuować chorych ambicji swoich przodków. – uraziła go, nie lubił, gdy źle mówiło się o jego rodzinie. To temat, który był niczym kruchy lód, a ona kroczyła po nim, nie zważając na liczne pęknięcia.
Sakura wstała i bez słowa opuściła kuchnię. Wolnym krokiem przemierzyła salon i weszła do przedpokoju. Z wieszaka zdjęła swój płaszczyk.
Miała dość, musiała wyjść, nie mogła tu zostać, nagła potrzeba zostawienia tego wszystkiego, była silniejsza.
- Co robisz? – Sasuke oparł się o futrynę i patrzył, jak się ubiera. Zdziwiło go jej zachowanie, nigdy tak szybko nie odpuszczała, a teraz po prostu straciła swą siłę walki?
- Nie mogę. – wydusiła z siebie łykając słone łzy. Wszystkie ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie potrafiła radzić sobie z własnymi obawami i stresem. - Straciłam to wszystko. Jestem tylko osobą, o której wkrótce zapomnisz, która dała ci dzieci, a teraz próbuje przeszkodzić w twoich planach. Moje życie jest takie przez pustkę, którą po sobie pozostawiłeś. – zerknęła na niego, a wzrok, którym ją obdarzył łamał jej klatkę piersiową niszcząc jej serce. Był tak cholernie obojętny!
- Jesteś naprawdę irytującym stworzeniem, Sakura. – przeczesał swoje kruczoczarne włosy i wypuścił z płuc powietrze, napełniając je świeżym.
- Te same słowa dźwięczały w mojej głowie, kiedy łamałeś mi serce po raz pierwszy. – jedna łza popłynęła po jej zimnym policzku, zostawiając po sobie wilgotny ślad. – Nie mam już sił na to wszystko. – złapała za kremową torebkę i wyszła, pozostawiając go z licznymi wspomnieniami.
~*~
Jechała dość szybko, krajobraz ciągle się zmieniał, ale ona nie zważała na nic. Minęło już czterdzieści minut, a ona zbliżała się do celu.
Kilka minut później, jej oczom ukazał się duży dom, zbudowany z czerwonej cegły. Włączyła kierunkowskaz i wjechała na skromne, lecz schludne podwórko. Wysiadła z auta i szybkim krokiem podeszła do białych drzwi. Zapukała. Nic. Kolejny raz. I znowu nic, zdesperowana podniosła dłoń, by powtórzyć czynność, jednak ciche przekręcanie klucza w zamku sprawiło, że znieruchomiała.
Drzwi się lekko uchyliły, a zza nich wychyliła się drobna postać Kiyo, matki Akiego.
- Co tutaj robisz, Sakura? – była zdziwiona. – Nie dość już napsułaś? – kobieta nie wpuściła jej do środka.
- Mogę wejść? – chciała porozmawiać z Akim, naprawdę tego potrzebowała.
- Nie, nie możesz wejść. – zacisnęła usta w wąską linię. – Najlepiej będzie, gdy wrócisz do swojego domu. Tu, nie masz czego szukać. – próbowała zamknąć drzwi, jednak dłoń Sakury ją przed tym powstrzymała.
- Proszę, Kiyo. – jej głos zadrżał. - Zrozum mnie.
- Spóźniłaś się, wyjechał.- warknęła.
- Jak to wyjechał?! – nie mogła uwierzyć, chciała wbiec do domu i poszukać Akiego. - Nie mógł.
- Wyjechał. – wzruszyła ramionami. – Też próbowałam go zatrzymać, nie słuchał mnie. Zabrałaś mi syna. Wyjechał na misję, nie wróci przez najbliższy rok. Zniszczyłaś moją rodzinę, a teraz masz czelność tu przychodzić. – posłała jej gniewne spojrzenie, a nogi ugięły się pod zszokowaną dziewczyną. – Nie szukaj go, nie ma go w kraju. – trzask drzwi odbił się w jej głowie echem.
Niedowierzała, wsiadła do auta i schowała twarz w dłoniach. Czyli to naprawdę koniec, nawet się nie pożegnali.
Przekręciła kluczyk i ruszyła. Nie wiedziała, dokąd ma się udać.
~*~
Dźwięk telefonu nakazał jej się zatrzymać. Posłusznie zjechała na pobocze i zgasiła silnik. Z torebki wyjęła telefon i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Halo? – jej głos drżał.
- Sakura? – głos Hinaty, a także jej własny szloch odbił się echem w słuchawce. – Gdzie się podziewasz? Wszystko w porządku? – zrobiła chwilową pauzę. – Przyjechać po ciebie? – troskliwy ton sprawiał, że miała ochotę wtulić się w jej ramię i wypłakać.
- Jestem.. – pociągnęła nosem i rozejrzała się dookoła. – Jestem za miastem. – otarła rękawem łzy spływające po jej prawym policzku.
- Przyjadę, dobrze? – w słuchawce dało się słychać szelest. – Podaj mi adres, a ja zaraz tam będę.
- Jeździłyśmy tu po lekarstwa do kliniki. – przełknęła ślinę. – Za pasieką. – kolejny raz przetarła, tym razem lewy policzek.
- Zastań tam. – Sakura nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Ze schowka wyjęła lusterko i przejrzała się w nim. Czerwone od płaczu oczy i usta nie były idealnym dodatkiem dla żadnej kobiety. Ponownie zanurzyła rękę w schowku, a nastepnie wyjęła z niego paczkę chusteczek higienicznych, które woziła, od kiedy podróżowała z dziećmi.
Wydmuchała nos, a następną przetarła oczy. Dziękując sobie, że jest zaradną kobietą, wyjęła podróżną kosmetyczkę i próbowała zatuszować ślady płaczu.
Wyszła z samochodu i rozejrzała się po okolicy. Pamiętała ją z czasów, gdy razem z Hinatą wybierały się tutaj, najpierw po lekarstwa, które wyrabiała pewna mieszkanka, a później, aby wypocząć. Niedaleko była tu też pasieka, którą czasami odwiedzały. Gospodarz częstował je miodem i pozwalał rozstawić namiot w sadzie. W nocy wychodziły, aby przejść się pomiędzy jabłoniami i upijać świeżym i słodkim powietrzem.
Oparła się o drewniany płot, czuła, że temperatura wzrosła, jednak ona cała dygotała.
Nie wiedziała, ile czasu tu spędziła, jednak, gdy w oddali spostrzegła zbliżający się samochód, jej serce przyśpieszyło.
Sasuke zatrzymał się obok jej samochodu i sprawnie z niego wysiadł.
- Co tu robisz? – nie mogła oderwać od niego swojego zdziwionego wzroku. – Hinata miała tu przyjechać, miałyśmy porozmawiać. – nie chciała mówić, jednak jej usta same się otwierały.
Ale on nie odpowiadał. Czarna koszula opinała się na jego umięśnionym ciele, a twarz, jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć.
Stali twarzą w twarz. On lekko się nad nią pochylał, a ona zadarła głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Nie rozumiem cię. – wyciągnął rękę z kieszeni i podrapał się po czole. – Tak cholernie nie rozumiem twojego postępowania. I chyba ty sama, też tego nie rozumiesz. – lustrował jej twarz, widział, że płakała. – Zbyt mocno się pogubiłaś.
- Pogubiłam się? – zapytała ochrypłym głosem, przełykając ślinę.
- Nie myślałem, że jesteś zdolna do takich głupstw. – jego głos był poważny, a ona traciła grunt pod nogami. – Nie wiem, czy cokolwiek jest cię w stanie zadowolić. – zanurzył rękę w kieszeni. – Uganiasz się za facetem, do którego nie czujesz nic, prócz wdzięcznością za pomoc i troskę. Czy to nie jest dziecinne? A może i nawet egoistyczne w stosunku do niego i swojej rodziny. Dlaczego to robisz? Dlaczego chcesz go zatrzymać i ryczysz na środku drogi? Kochasz go? – mówił coraz głośniej. – No pytam, czy go kochasz?!
- Nie.. – nie mogła znieść jego krzyku, powiedziała prawdę, powiedziała to, co czuję. I choć bolało, niosło ze sobą ukojenie. Było niczym zaspokajana potrzeba. Znała już odpowiedź na pytanie, na które jeszcze chwilę nie wiedziałaby, co odpowiedzieć.
- Więc, czy widzisz, że twoje postępowanie jest bezsensowne i nie ma żadnego celu? – jego głos znowu był opanowany i obojętny. – Chcesz ciepła w domu, martwisz się o nasze relacje z dziećmi, a jednocześnie gonisz za mężczyzną, którego nie kochasz. – wbiła wzrok w ziemię, zaciskając usta. Czuła się jak karcone dziecko, które właśnie zrozumiało swoją winę i czeka na karę. – Jesteś tak strasznie głupia. – westchnął. – Jeżeli nadal chcesz gonić za nieuchwytnym, to twoja sprawa. Jednak nie każ patrzeć na to moim synom, bo choć popełniłem błąd, to ty odbierasz im dom. – odsunął się od niej o krok i objął wzrokiem, całą jej sylwetkę. Wyglądała, jakby właśnie wymierzono jej ostry policzek. Nie miała odwagi na niego spojrzeć.
- Sasuke.. – wyciągnęła ku niemu dłoń, jednak on ją odtrącił.
- Nie, Sakura. – zimny wzrok oblał jej ciało. – Nigdy nie przestałaś mnie kochać, a mimo to skreśliłaś wszystkie możliwości ponownego pokoju między nami. – wszystkie słowa wypowiadał z tą samą pogardą. – Nie jest mi potrzebna twoja niezdecydowana miłość. Taka, nic dla mnie nie znaczy. – odwrócił się i podszedł do swojego samochodu, następnie spojrzał na nią i wsiadł do czarnego BMW.
__________________________________________________________
Cóż mogę Wam życzyć?
Ciepła, miłości, dużo smakołyków i niech idzie w cycki. :)
Jestem wyczerpana tymi przygotowaniami.
Pisać będę w przerwach od sprzątania, gotowania, pakowania prezentów.
Czyli następny rozdział szybko.
Wesołych Świąt.
Jakie ja mam szczęście, naprawdę ! Zawsze kiedy wchodzę tu po długiej przerwie okazuje się, że coś dodałaś :)
OdpowiedzUsuńJestem mile zaskoczona, bo rozdziały są długie i pojawiają się regularnie, a do tego jak przyjemnie się je czyta ! Uwielbiam obojętność Sasuke, a z drugiej strony mnie irytuje. Za to dziwi mnie Sakura. Coś z nią jest nie tak :/ Szczerze mówiąc to co powiedział na końcu mnie wkurzyło. Wielki król narodu Uchiha...I bardzo dobrze, że nie chce jej miłości bo nawet na nią nie zasługuje.
Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy więc będę zaglądała i czekała na następny rozdział
Wesołych świąt dla Ciebie i najbliżczych
*najbliższych
OdpowiedzUsuńCzekam na następną, jesteś extras
OdpowiedzUsuń