Przejdź do głównej zawartości

41. Wątpliwości.

Okryła drobne ciałko Yoshiego niebieską kołderką i tak, jak wcześniej Yosuke, pocałowała go delikatnie w czoło. Przyjrzała mu się dokładniej, teraz widziała, że jest on o wiele bardziej podobny do Sasuke niż przedtem. Nie widziała w nim ani kawałka siebie. Jego czarne, wilgotne po kąpieli włosy układały się krótkimi, prostymi pasmami na białej poduszce, oddech miał spokojny, a jego małe rączki, co jakiś czas zaciskały się na maskotce, którą jakiś czas temu mu podarowała.

Z przedniej kieszeni niebieskich jeansów wyjęła biały telefon i odrzuciła połączenie. Ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz ochotę była rozmowa z Akim. Widziała, jak bardzo się stara, on również przywiązał się do jej synów. Próbował stworzyć z nią rodzinę, taką prawdziwą, szczęśliwą, pełną. Ale to nigdy nie byłoby możliwe, jej dzieci miały już ojca. Gdy nadchodził weekend, w ich domu robiło się cicho i pusto, nie było hałasujących maluchów. To nie jest rodzina.

Jego matka napomknęła coś o ślubie. Cóż, zielonooka szybko zmieniła temat nie chcąc załamać „teściowej” mówiąc biedaczce o czekającej Sakurę sprawie rozwodowej, która najprawdopodobniej będzie trwała dłużej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Od trzech tygodni wybierała się do prawnika, jednak wszystkie sprawy odchodziły gdzieś na dalszy plan, gdy od poniedziałku do piątku zajmowała się tylko i wyłącznie byciem matką. Najlepszą matką.

Kolejne wibracje i kolejne nieodebrane połączenie. Czasami potrafił być naprawdę upierdliwy. Westchnęła i najciszej, jak tylko potrafiła wyszła z pokoju zostawiając uchylone drzwi.

Siedział w salonie na białej kanapie pijąc gorącą herbatę, którą chwilę wcześniej sobie zrobił. Przyglądała mu się uważnie. To było chyba jego ulubione miejsce do siedzenia, prócz ich dawną sypialnią. Kiedyś potrafili siedzieć godzinami przy kominku wpatrując się w tańczący ogień i nie potrzebowali żadnych słów, by czuć się dobrze w swoim towarzystwie.

- Chłopcy śpią. – przerwała błogą ciszę wypełniającą ten wielki dom. – A ja w takim razie już pójdę. – nawet się nie obrócił.

- Podoba ci się ten kolor? – jego pytanie wyraźnie ją zaskoczyło.

-Och, tak. Jest idealny. – przyznała jeszcze raz przyglądając się odświeżonym ścianom.  – Teraz jest o wiele jaśniej. – chciała zobaczyć jego twarz. Po prostu spojrzeć.

- Chciałem ci podziękować. – postawił kubek na szklanym stoliku. – Nie tylko za zajęcie się chłopcami, ale również za posprzątanie, nie musiałaś tego robić.

- To również moje dzieci, więc nie masz mi za co dziękować. A kuchnia? To drobiazg. Rozumiem, że pracujesz, a w weekendy zajmujesz się naszymi dziećmi. – jej głos był łagodny.

- Uważasz, że jestem złym ojcem? – obrócił się twarzą do niej, co nieco ją zmieszało. Coraz bardziej zaskakiwały ją jego pytania. Zaczęło się od koloru ścian, a skończy na..?

- Nie oceniam cię przez pryzmat zaniedbanej kuchni. – lekko się uśmiechnęła. – Nie, nie sądzę, że jesteś złym ojcem. - poprawiła się szybko widząc, że to nie czas na żarty. - Wpoiłeś im kilka istotnych rzeczy, chłopcy są grzeczni i mają szerokie pojęcie na wiele różnych tematów. Byłeś przy nich, kiedy mnie nie mogło być. Zajmujesz się nimi, kiedy tylko możesz i to właśnie do tego domu chętniej wracają. – spuściła głowę. – To okrutne z naszej strony. - uważnie się jej przyglądał. - Nigdy nie chciałam, aby nasze dzieci miały dwa domy. – w tym momencie poczuła się strasznie, bo uświadomiła sobie, jak bardzo chłopcy muszą czuć się rozdarci pomiędzy pięcioma dniami u mamy i weekendami u taty.
Szybkim ruchem zabrała z wieszaka swój płaszczyk i w mgnieniu oka wyszła z jego domu, w którym mieszkało tak wiele ich wspólnych wspomnień.

Świat wypadł z jej rąk, a upadając, rozsypał się na tysiące drobnych kawałków.
Rozpaczała czując, że nie ma wpływu na swoje życie.

Stała między domem a swoim samochodem. Nie czuła nic, je­dynie od­rażającą­ satysfakcję z obserwo­wania, jak reali­zuje się jej przeświad­cze­nie, że jes­t stworzo­na, żeby cierpieć.
Nieznośne krople deszczu uderzały o nią przynosząc wraz ze sobą przyjemne uczucie chłodu. Jej włosy były mokre i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że płaszcz, który miał chronić ją przed chłodem trzyma w swoich rękach.
Wahała się przez moment, lecz jej słabsza, a zarazem jej silniejsza strona zwyciężyła. Przyśpieszonym krokiem wbiegła po schodach, a już wolniejszym krokiem podeszła do drzwi, ze sporą siłą nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi.
Stał w korytarzu z nieco zdziwioną miną widząc ją tutaj, całą przemokniętą.
Nie zdążył zareagować z żaden sposób, bo w mgnieniu oka pojawiła się przed nim i z całej siły uderzyła go w twarz. Nie zatrzymał jej ręki, nie zareagował, przyjął cios, choć równie dobrze mógł mu zapobiec.

- Ty pieprzony draniu! – wykrzyczała zalewając się łzami. – Jak mogłeś mi to zrobić? – jej głos był już znacznie cichszy, a już po chwili wymierzyła mu kolejny cios tym razem w klatkę piersiową, przy okazji spuszczając głowę i zanosząc się jeszcze więszym płaczem. – Nawet nie wiesz, jak mnie skrzywdziłeś.. – łkała.
Nic nie powiedział, złapał ją za drobne ramiona i mocno do siebie przycisnął. Oplótł jej przemoknięte ciało. Nie mogła protestować, nie chciała protestować, to było niczym ukojenie, którego tak długo nie czuła, a którego tak cholernie potrzebowała. Jej łzy moczyły jego koszulkę, czuł jak cała drży.
Nic nie mówił, trzymał ją w żelaznym uścisku pozwalając się wypłakać. Czuł jej słodki zapach, który kiedyś towarzyszył mu codziennie, gdy budził się i zasypiał z nią w jednym, wspólnym łóżku.
Jedną ręką sprawnie chwycił leżący na górnej półce wieszaka koc i okrył jej drżące z zimna i emocji ciało. Czuł, jak jej zimne dłonie oplatają go w pasie i zaciskają się na jego koszulce, nie słyszał już jej płaczu.
Delikatnie wziął ją na ręce i skierował się w stronę schodów. Będąc już w sypialni otworzył kolejne drzwi i już po chwili znaleźli się w łazience.
Postawił ją na zimnych kafelkach, rękoma zebrał jej włosy i zarzucił w tył. Nadal do niej przylegając i delikatnie ją obejmując pozbywał się jej ubrań.  Stała przed nim naga i bezbronna, pozbawiona jakichkolwiek ograniczeń, przepełniona milionem myśli. Szybko pozbył się także własnych ubrań i równie delikatnie, lecz stanowczo wciągnął ją do dużej kabiny prysznicowej, odkręcając ciepłą wodę.
Jeździł swoimi dłońmi po jej mlecznej skórze, co jakiś czas dodając waniliowego płynu, by ukoić tym cudownym zapachem jej zmysły. Jej oczy pozostawały zamknięte, odpłynęła gdzieś, gdzie nikt nie miał wstępu.
Przeczesał dłonią jej długie włosy i mocniej się w nią wtulił pozwalając, by woda zmywała z nich wszystkie negatywne emocje.

Z kabiny wyszedł pierwszy, sprawnie owinął się ręcznikiem, a potem wziął swój szlafrok i pomógł jej go na siebie założyć. Burza różowych włosów natychmiast rozlała się po materiale. Złapał za jej delikatną dłoń i wspólnie wyszli z zaparowanej łazienki.
Usiadł na satynowej pościeli sadzając ją obok siebie.
Przenikliwe czarne oczy błądziły po jej twarzy próbując odczytać z niej jakiekolwiek uczucia czy emocje. Była bez wyrazu. Taka, jak nigdy, a czerwone od płaczu usta i policzki nawet w tym momencie dodawały jej dziewczęcego uroku, który zaginął gdzieś na drodze, którą musiała przebyć przez ostatni czas.

Położyła się na tak dobrze znanym jej łóżku. Chwilę później i on położył się obok niej i okrył siebie oraz żonę pachnącą pościelą.
Oddychała spokojnie, rozkoszując się ciepłem od niego bijącym, idealnie pasowała do jego ciała.

Obudziła się w środku nocy. I już po chwili zorientowała się, w czyim leży łóżku. Równie dobrze mogłaby rzec, że w swoim. Zaczynała czuć zbliżające się wyrzuty sumienia. Pokręciła głową i obróciła się tak, że leżała przodem do Sasuke. Miał zamknięte oczy i oddychał równomiernie. Był tak cholernie przystojny. On się po prostu nie zmieniał, na jego twarzy nikt nie zdołałby wypatrzeć mijających lat.

- Kochajmy się.. – wyszeptała kładąc dłoń na jego ciepłym policzku.

- Nie chcesz tego, Sakura. – nie spuszczał z niej wzroku. – Żałowałabyś tego. – wyszeptał widząc, jak zdejmuje jego szlafrok i kładzie się na miękkim łóżku.

- Wiem. – zamknęła oczy i przełknęła ślinę. Podniosła się delikatnie, a potem wstała.

Szła w kierunku drzwi, jednak nim złapała za klamkę, on przyciągnął ją do siebie łapiąc mocno w talii. Popchnął na biurko, które stało obok tak, że opierała się o nie rękoma. Mocno ścisnął za jej pośladki i przygryzł płatek jej ucha. Drugą ręką podniósł ją w taki sposób, że mimowolnie usiadła na mebel.
Chwilę spoglądał na nią w milczeniu, próbując odszukać czegoś w jej twarzy. Może odpowiedzi na niezadane pytanie? Nie widział sprzeciwu.
Złapał za jej włosy i mocno za nie pociągnął momentalnie w nią wchodząc.
Kochali się, jak opętani gorącym pożądaniem. Stęsknieni za sobą, swoim dotykiem i ciałami.
A wyrzuty sumienia schowały się głęboko wewnątrz, by wyjść z ukrycia w najmniej odpowiednim momencie.

Leżeli nadzy na łóżku wpatrując się w biały sufit.
Telefon wibrował dając znak, że leży gdzieś na podłodze. Zamknęła oczy próbując pozbierać swoje myśli, które podobnie jak jej komórka, były gdzieś porozrzucane.
Ubrała się szybko, gdy Sasuke brał ponowny prysznic. Co było najgorsze w całej tej sytuacji? Chyba to, że nie czuła się źle, nie miała wyrzutów sumienia. Czyżby stawała się tak nieczułą i chłodną osobą, by nie widzieć swych gorzkich błędów? Niczym ślepiec stąpający po niczego winnym lodzie. Cóż, kobiety są dziwnymi stworzeniami, lecz ich piękno i maska niewinności to najlepsza broń.

- Mama? - Yosuke stał przy drzwiach trzymając swojego pluszowego królika za długie, niebieskie uszy i przecierając lewą rączką zaspane oczka. Sakura natychmiast podeszła do syna.

- Co tutaj robisz? – wzięła go na ręce i pocałowała w czerwony policzek, na którym miał ślady odciśniętej poduszki. – Nie możesz spać? – pogłaskała go po czarnej czuprynie, ten jedynie pokiwał twierdząco głową i mocniej się w nią wtulił. Był tak zmęczony, że gdy delikatnie kołysała go w swoich ramionach od razu zasnął.
Sasuke, od kiedy wyszedł z łazienki obserwował ją i to, z jaką troską i miłością obchodzi się z ich pierworodnym synem.

- Zostaniesz? – pytanie wydarło się z jego ust. Sakura spojrzała na niego, lecz ponownie odwróciła swój wzrok.

- Położę go. – wyszeptała i wyszła zostawiając męża samego.
Będąc już w pokoju dzieci, pocałowała chłopca w czoło i delikatnie odłożyła jego drobne ciałko do łóżka, przykrywając szczelnie kołderką. Głęboko odetchnęła i zamiast wrócić do sypialni, zeszła schodami w dół i zniknęła za drzwiami.
Słyszał, jak jej samochód rusza, wiedział, że nie wróci.

~*~

Pociągnęła za klamkę, drzwi były otwarte. W kuchni i salonie paliło się światło.
Zdjęła swój płaszcz i odłożyła na wieszak. Na fotelu siedział Aki, w dłoni trzymał butelkę sake.

- Co ty robisz? – podeszła do niego szybkim krokiem i chciała wyrwać mu alkohol, jednak nim zdążyła to zrobić, butelka wypadła mu z rąk, a ciecz rozlała się po drewnianej podłodze. – Oszalałeś?! – wrzasnęła widząc potłuczone kawałki szkła.

- Gdzie byłaś? – jego głos był niewyraźny, a mimo to przepełniony goryczą, która zakuła ją w serce. Nic nie odpowiedziała. – Byłaś tam, prawda? Byłaś! – oparł głowę na ręce, a swój wzrok wbił w podłogę. – Bawiliście się w pierdoloną rodzinkę! – wyglądał, jakby cierpiał okropne męki, a do niej zaczęły docierać wyrzuty sumienia. Nie chciała by człowiek, który tak bardzo jej pomógł, teraz przez nią cierpiał.  Uklękła przy fotelu kładąc swoją zimną dłoń na jego ramieniu.
- Wybacz. – pogłaskała go po policzku i złożyła krótki pocałunek na jego szorstkich ustach. – Tak bardzo chciałabym, choć w połowie być tak dobra, jak ty. – przygryzła dolną wargę czekając na jego reakcje.  Cisza.
Westchnęła i wolnym krokiem weszła do ich sypialni.

Gdy się obudziła Akiego nie było w domu.


~*~

Siedział w kuchni przy kubku czarnej kawy pogrążony w swych myślach. Z lekkim uśmiechem wpatrywał się w miejsce, na którym chwilę wcześniej siedział zdenerwowany Aki. Cóż miał mu powiedzieć? Ten facet nie zasługuje na to by go okłamywać, prawda? Dobra, przecież nikt nie uwierzy w to, że Sasuke nie chciał, aby biedny Aki żył w kłamstwie. Powiedzmy sobie jasno, to było mocno egoistyczne zagranie ze strony czarnookiego, które mimo wszystko, sprawiło mu wiele przyjemności.
Wstał z niewygodnego krzesła i wstawił niebieski kubek do zlewu, w którym od czasu wizyty jego żony zdążyło nazbierać się już sporo brudnych naczyń.

- Tato? – Yosuke stał oparty o futrynę. Sasuke na dźwięk głosu syna odwrócił się w jego stronę.

- Mówiłem ci, że masz pilnować brata. – skarcił go wzrokiem, na co chłopiec spuścił głowę, a czarne włosy opadły na jego czoło.  – Czego chciałeś, Yosuke?

- Tato, chciałbym posiedzieć z mamą. – wpatrywał się w swoje buciki skutecznie unikając wzroku ojca.
Sasuke, na te słowa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wiedział, że tak będzie. Życie chłopców w jej domu wyglądało całkowicie inaczej, aniżeli w jego, u niej bawili się, chodzili na spacery, ona poświęcała im całą swoją uwagę, a on? On, cały czas siedział w swoim gabinecie i zajmował się biurowymi sprawami.

- Mówiłem ci, żebyś nie zostawiał brata samego. – odwrócił głowę i zignorował wypowiedź syna, próbując uspokoić swoje myśli. – Idź do niego, natychmiast. – chłopiec posłusznie wykonał polecenie znikając za drzwiami. On wiedział, że musi być posłuszny. Ojciec był dla niego autorytetem, syn chciał być taki jak on.
Czarnowłosy z kieszeni swoich jeansów wyciągnął telefon i wybrał numer Sakury. Dźwięk sygnałów nieprzyjemnie płoszył jego spokój.

- Sasuke? – głos kobiety był przyjemnym przerwaniem ciągu denerwujących dźwięków.  – Czy chodzi o dzieci? – jej głos w jednej chwili przybrał zmartwiony ton.

- Nie, z chłopcami wszystko w porządku. – chwilę się zawahał. – Chciałbym się spotkać i przedyskutować całą tą sprawę na spokojnie. – to nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Sporo kosztował go ten telefon.

- Wybacz, nie mam ochoty na spotkania. – zawiesiła głos. – Wybrałeś najgorszy z możliwych dni. – kolejna przerwa. – Potrzebuję odpoczynku, od wszystkiego.
- Jasne, rozumiem. Do poniedziałku. – rozłączając się słyszał jej krótkie „do zobaczenia”.
Cóż, tego się nie spodziewał.

 

~*~


Siedziała na kanapie popijając gorącą herbatę, a na kolanach trzymając album ze zdjęciami. Chwilę temu skończyła wklejać do niego zdjęcia chłopców. Zadowolona patrzyła, jak bardzo się zmienili przez ponad rok, odkąd znowu jest przy nich.
Czas tak szybko płynie. Ostatnio, jej relacje z Akim uległy niesamowitej zmianie. Nie byli sobie już tak bliscy. Drobne sprzeczki zmieniały się w kłótnie, a małe sprawy potrafiły na długi czas zmącić ich spokój. On, coraz większą część dnia i nocy przesiadywał w pracy, brał na siebie więcej niż powinien i nawet nie informował Sakury, o godzinie swojego powrotu. Wszystko to, prowadziło do nieubłagalnego końca, który zbliżał się cholernie wielkimi krokami.
Przestali ze sobą sypiać, mijali się na korytarzu zapominając, że małe gesty są podstawą zgranej całości. Sakura również nie ułatwiała mu tej sytuacji, całkowicie skupiła się na wychowywaniu dzieci, co wiązało się ze znacznym oddaleniem się od siebie tych dwóch osób.
Odszedłby już dawno, ale uczucia z jego strony były, jak najbardziej prawdziwe. Sprawiały mu niesamowity ból, ale nie gasły.
Dźwięk telefonu zmusił ją do przerwania relaksujących czynności i wstania, w celu odebrania uciążliwie dzwoniącego urządzenia.

- Sakura? Masz czas, żeby się ze mną spotkać? – głos przyjaciółki był przyjemną odskocznią od codzienności, dawno nigdzie razem nie wychodziły.

- Witaj, Hinata. – kobieta ponownie usiadła na kanapie. – Z chęcią się z tobą spotkam. – uśmiechnęła się do siebie na myśl o spotkaniu.

- Mogłabym zjawić się u ciebie za jakieś piętnaście minut? Jestem na mieście i pomyślałam, że przy okazji wpadnę.

- Oczywiście, czekam na ciebie. – rozłączyła się nerwowo przygryzając dolną wargę.
Szczerze mówiąc, wizyta Hinaty u niej, nie była jej na rękę. W domu panował lekki bałagan, który jeszcze kilka miesięcy temu nie miałby tu prawa bytu.
Dziewczyna pośpiesznie zerwała się z miejsca zabierając ze stolika naczynia i chowając koc, którym była przykryta. Z podłogi zebrała zabawki chłopców i włożyła je niedbale do dużej szafy, stojącej w przedpokoju. Na umycie naczyń w kuchni nie starczyło jej czasu, bo usłyszała ciche pukanie.

- Cześć. – otworzyła szerzej drzwi wpuszczając przyjaciółkę do środka. – Wchodź, bo jest strasznie zimno. – uśmiechnęła się do niej promiennie i ucałowała ją w policzek. – Wezmę twój płaszcz.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu się spotkałyśmy. – Hinata podała swoje nakrycie i wraz z Sakurą weszła do kuchni.

- Czego się napijesz? – zielonooka wyjęła dwa kubki.

- Herbaty poproszę. – uśmiechnęła się, a Sakura wrzuciła torebki herbaty do kubków. – Co się z tobą działo, Sakura? Jesteś taka inna, taka nieobecna. Naruto wspominał, że nie chcesz wrócić do pracy w szpitalu, a przecież kiedyś to właśnie szpital był twoim całym życiem. – obie usiadły przy stole.

- Kiedyś, gdy nie miałam synów przy sobie. – poruszała delikatnie łyżeczką, aby cukier, który przed chwilą wsypała do herbaty się rozpuścił. – Jeżeli zacznę pracować, będzie się to wiązało z koniecznością przekładania moich dni z chłopcami na weekendy. A to nie pasuje ani mnie, ani Sasuke. – wpatrywała się w parujący napój. – To się nazywa konflikt interesów. – blado się uśmiechnęła.

- Nie masz wrażenia, że twoje życie obraca się wokół jednego? Wokół macierzyństwa. Żyjesz dniami spędzonymi z synami, ale tak nie można. Wiem, że bardzo się cieszysz mogąc przy nich być. – Sakura wiedziała, że jej przyjaciółka ma racje. – Wszyscy się cieszą. Ale to, co dzieję się z tobą, gdy ich nie ma, to przesada. Zaniedbujesz dom, Akiego, a przede wszystkim siebie. – westchnęła. – Nie wiem, co się z tobą stało. Przez pierwsze kilka miesięcy nawet cię rozumiałam, a ty zamiast powoli układać swoje życie, to zachowujesz się tak, jakbyś miała ich zaraz stracić. To dość.. toksyczne, nie sądzisz?

- Nawet nie wiesz, co przeżyłam. – czuła, że ma ochotę się rozpłakać. – Nie wiesz, co to znaczy dla matki… - momentalnie ugryzła się w język. – Hinata, przepraszam. – złapała dłoń przyjaciółki mocno ją ścisnęła. – Naprawdę nie chciałam cię urazić.

- W porządku. – to był z pewnością zbyt delikatny temat. – Wiem, że nie miałaś nic złego na myśli. Ja chciałam jedynie uświadomić ci, co tak naprawdę dzieje się w twoim życiu. Może ty tego nie widzisz, ale my, jako twoi przyjaciele, widzimy to doskonale. Cierpisz i ty i Aki.

- Nawet nie wiem, czy ten związek ma jeszcze jakieś szanse. – wzięła łyk nadal ciepłej herbaty. – To już nie jest to, co kiedyś. Wszystko diametralnie się zmieniło. Nie potrafię być dla niego nawet miła. I teraz już rozumiem, dlaczego tak jest.

- O czym ty mówisz? – Hinata patrzyła na nią zdziwionym wzrokiem próbując wyczytać coś z jej twarzy.

- Nigdy tak naprawdę go nie kochałam, moje uczucia umarły wraz z odejściem Sasuke. A potem? Potem już nikt nie był w stanie mi ich zwrócić. To, co było między nim a mną to jedynie moja wdzięczność za okazane wsparcie. Pomógł samotnej dziewczynie się pozbierać, odszukać synów. Przywiązałam się do niego, a związałam tylko, dlatego, że myślałam, że tak właśnie musi być. Jest dobry, kochany, troskliwy, więc będzie wspaniałym mężem i ojcem moich dzieci, myślałam. Ale moje dzieci mają już ojca i nikt nigdy go nie zastąpi. Choćby nie wiem, jakim był mężem, ojcem jest dobrym. Widzę to, za każdym razem, gdy pytają o tatę, gdy rzucają mu się na szyje po powrocie do domu.  – mimowolnie na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.

- Chcesz mi powiedzieć, że rezygnujesz ze związku z Akim na rzecz Sasuke? – Hinata chyba nie bardzo rozumiała.

- Chciałabym dać im pełną rodzinę, naprawdę był chciała, Hinata. – stukała smukłymi palcami w drewniany stół. – A wiesz, co jest najgorsze? To, że wszystkie złe chwile utwierdzają mnie w przekonaniu, że to nie przy nim jest moje miejsce. Łapię się na tym, że mam coraz większą ochotę odwiedzać chłopców, gdy są u niego, szukam pretekstu, aby tam pójść. Nie tylko, dlatego, żeby z nimi pobyć. Po prostu mam ochotę tam być, dawać im namiastkę normalnego życia. Aby ich mama i tata, żebyśmy my oboje byli w zasięgu ich wzroku, na wyciągnięcie ręki. – czuła łzy napływające do jej zielonych oczu. – A ja z przyzwyczajenia składam jego pieprzone koszulki. - pociągnęła nosem - I to palące py­tanie, które pow­ra­cało co­raz częściej i wy­dawało się nie do zniesienia : po co to wszystko?

- Sakura.. – Hinata wstała z miejsca i podeszła do roztrzęsionej przyjaciółki. – Nie miałam pojęcia.

- Minął rok, Hinata, a ja przez ten czas zbliżyłam się do nich, tym samym oddalając od człowieka, dzięki któremu oni są tu teraz ze mną. – szlochała ukrywając twarz w sięgających ramion włosach Hinaty. – On myśli, że złożyłam papiery o rozwód, a ja nie poczyniłam żadnych kroków w tym kierunku, bo najzwyczajniej w świecie nie chcę.

- Cicho. – Kobieta mocno ją do siebie przytuliła, tym samym dając jej możliwość wypłakania się w zaufanych ramionach. – Zawsze możesz na mnie liczyć. – pocałowała ją w czubek głowy. – Mam dla ciebie propozycję. Jutro, wraz z Naruto, urządzamy małą zabawę z okazji kolejnej rocznicy naszego ślubu. Mam nadzieję, że przyjdziesz wraz z Akim.

- Przyjdę na godzinę, dwie. – przetarła oczy białą chusteczką, nie chciała robić jej przykrości, musiała tam pójść.

- A dlaczego na tak krótko? Myślałam raczej o imprezie trawającą przez całą noc.

- Jutro jest poniedziałek, czyli chłopcy od jedenastej będą u mnie. – wetchnęła, choć cieszyła się, że znowu będą u niej. – No chyba, że.. – zawahała się.

- Chyba, że co? – Hinata z nadzieją w głosie próbowała wyczuć, co przyjaciółka ma na myśli.

- Może mama Akiego zgodziłaby się zająć nimi przez ten jeden wieczór. Nie chciałabym obciążać jej obowiązkami, jednak ona sama wiele razy sugerowała swoją pomoc, myślę, że to nie byłby dla niej wielki kłopot.

- Jesteś genialna! – Hinata z piskiem rzuciła się na jej szyje. - Zadzwoń do niej!

 

___________________________________________________________

 

"Wszys­tko dzieje się jak w koszmarze: wyrzy­guje mo­je daw­no stra­cone złudze­nia,
uro­jenia, które mnie na­wie­dzają, i to wszys­tko pa­da na czar­ny as­falt
wraz z odgłosem płyn­ne­go i ohyd­ne­go wy­buchu, który od­bi­ja się w mo­jej głowie,
ja­ko nie­szczęsny wy­rok mo­jej niegodzi­wości.Jes­tem wyczerpana." 

Komentarze

  1. Witam ponownie. :D
    Przepraszam, że nie od razu skomentowałam, choć widziałam wpis. Jestem strasznym leniem. ;_;

    Więc rozdział, co tu dużo mówić genialny.
    Ruszyło mnie nie ma co.Epicka scena przywalenia Saskowi w twarz, moja mina bezcenna. :D Czytając ich zabawę w doktora, siedziałam i uśmiechałam się jak głupi do sera.Uwielbiam takie sceny.Możesz pisać takie sceny nie obrażę się . XD
    Dalej.Sakura ma racie, dzieci powinny mieć ojca i matkę jednak oni im tego nie dają.Powinna do niego wrócić.Wiem jednak, że to nie jest dla niej łatwe, ale no halo.Krzyczy na niego a później ląduje z nim w łóżku.Powiadają, że stara miłość nie rdzewieje.
    Dobra ostatni temat Aki.Powiem Ci, że dla mnie jest co najmniej dziwnym facetem.Mam mieszane uczucia wobec jego osoby.Próbuje "zastąpić" chłopcom tatę, o nie, nie pozwolę na to.Nie zasługuje na takie aniołeczki.

    Dobra, jak zawszę życzę Ci dużoo weny, na tworzenie takich perełek.

    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

50. Ból bezradności.

Od dwóch godzin snuła się po domu, niczym cień. Hinata wyszła już jakiś czas temu, a Sasuke, nadal nie wrócił. Ubrana jedynie w cienką koszulę nocną czuła, jak zimne powietrze nieprzyjemnie drażni jej delikatną skórę. W jej głowie zdążyło zrodzić się już kilka najczarniejszych scenariuszy, w których to kobieta z biura, jest przeszkodą na drodze powrotnej jej męża, do domu. Po raz kolejny mijała salon, zrezygnowana weszła w końcu do kuchni, gdzie zaparzyła gorącą herbatę i usiadła przy stole. W każdym innym przypadku raczyłaby się gorącą kawą, albo jakimś mocnym alkoholem, jednak w tej sytuacji herbata musiała wystarczyć. Za dwie godziny wybije północ, a nic nie zapowiadało powrotu Sasuke. Z każdą mijającą minutą uświadamiała sobie, jak bardzo czuje się zraniona, zdradzona i oszukana. Wczoraj miała jedynie podejrzenia, jednak dziś, była już pewna. Wstała i podeszła do okna. Na niebie nie było żadnej gwiazdy, na dworze panowała ciemność, a drzewa delikatnie kołysały się wraz z podmuchami...

46. Kocham Cię.

Każdy czegoś żałuje, może swoich czynów, może wypowiedzianych słów. Każdy codziennie dokonuje setki wyborów, które, nie da się ukryć, znacznie wpływają na całe późniejsze życie. A przecież zaczyna się tak banalnie, tak śmiesznie prosto. Stajesz przed wyborami trudnymi i trudniejszymi, ale zawsze, decyzja należy do ciebie. Czasami kierujemy się intuicją, czasami przekonaniami, radą dobrego znajomego, lecz gdy żadne z proponowanych wyjść nie jest dla ciebie wystarczająco dobre – wybierasz mniejsze zło. To proste, chronisz swoją godność, swoich bliskich, samego siebie. Nic nie jest za darmo, jesteśmy rozliczani za każde wypowiedziane słowo, każdy ruch. Łudzisz się, że żyjesz w wolnym świecie, gdzie powietrze jest świeże, a woda czysta, gdzie ćwierkanie ptaków, to codzienność, lecz rzeczywistość jest zupełnie inna. Ludzie, którzy posiadają nieco więcej możliwości, a przy okazji dysponują sporym majątkiem, skutecznie odciągają nas od prawdy. Żyjemy w złotych klatkach, karmią nas kłamstwem, ...

Bohaterowie moimi oczami.

W oczekiwaniu na kolejny rozdział. Oni na przestrzeni lat. Sakura i Sasuke