Była lekko wczorajsza, dlatego odpuściła sobie dzień w pracy wysyłając do Ino sms. Po nocy spędzonej z tajemniczym przystojniakiem miała ochotę zmienić coś w swoim życiu. Cóż, seks z kimś takim naprawdę daje do myślenia.
Zaczęła od porządkowania mieszkania. Kurz, który piętrzył się na szafach w końcu musiał zostać posprzątany, a naczynia w zlewie pozmywane. To oczyszczające zajęcie nie tylko dla mieszkania. Czujesz, że robisz porządek nie tylko w nim, lecz także w swoim życiu.
Po trzech godzinach szorowania, szczotkowania, odkurzania, mycia i polerowania miała dość, a mieszkanie lśniło.
I czuła się lepiej, bo ten mały krok, który wykonała pchał ją w kierunku drugiego – nieco większego.
Wzięła dwa worki stojące przy drzwiach i wrzuciła je do wielkiego kubła stojącego przed wejściem do kamienicy. Dzień zapowiadał się słonecznie, szkoda zatem go marnować.
Wzięła szybki, odświeżający prysznic i zmyła z siebie resztki zeszłej nocy, przyjemnej nocy. Ubrała się w jasne jeansy, czarny top, na to kurteczkę i była gotowa do wyjścia. Z wieszaka porwała torebkę, do której schowała telefon, klucze, portfel i dokumenty.
Przed wejściem do budynku zauważyła znajomą postać, na sam widok poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku.
Sasuke stał oparty o swoją czarną Audi R8 z miną mówiącą „Czekałem na Ciebie” i lustrując ją swoim magnetycznym wzrokiem.
- Wsiadaj, musimy pogadać. – rzucił tylko wskazując na auto, którym przyjechał.
- Daj mi spokój. – odwróciła się napięcie i zrobiła kilka kroków w przeciwną stronę, jednak mężczyzna uniemożliwił jej dalsze poczynania stając przed nią.
- Wsiadaj. – złapał ją za ramiona. – Nie będę za tobą biegał. – zagroził.
- To nie biegaj. – próbowała się wyswobodzić.
- Ja nie żartuję. – cóż, podobała się jej ta bliskość między nimi. Niestety, zabrał swoje ręce, a jego wyraz twarzy nie był już tak spokojny. Chyba nie miał ochoty na sprzeczki. Ciężko westchnęła i wsiadła do samochodu, którym przyjechał.
- O czym chciałeś porozmawiać? – zapytała, gdy ruszyli i pędzili przez wąskie uliczki z dość dużą prędkością. – Nie lubię, gdy milczysz. – wiedziała, że ta cisza nie oznacza nic dobrego. Przyśpieszył. Teraz miała ochotę wysiąść, wyskoczyć czy cokolwiek innego, ponieważ szybka jazda nie była jej ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu, szczególnie z nabuzowanym kierowcą, który w tym momencie wyglądał szczególnie seksowanie. Szkoda, że nie ubrała spódniczki. STOP. Myśli stop.
- Dlaczego odeszłaś? Dlaczego nie mogłaś zostać w tym pieprzonym domu?! – zatrzymał się na czerwonym świetle.
- Bo to nie jest mój cholerny dom. – ślepo patrzyła przed siebie. – Nie czułam się tam dobrze. – ruszył.
- Ale tam byłaś bezpieczna i nie musiałbym dodatkowo sprawdzać czy wszystko u ciebie w porządku. – czarna koszula dodawała mu kilka punktów seksapilu, co w takim razie musiało oznaczać, że wyszedł poza skalę.
- Martwisz się o mnie?
- Nie. – i nagle miała ochotę wybuchnąć, coś sobie uświadomiła .
- Martwisz się, że wrócę i wszystko wam zepsuję! Tylko to cię interesuje. To, że straciłam brata też nic dla ciebie nie znaczy, ani to, że straciliście swoich ludzi! – była wściekła. Sasuke zatrzymał się z impetem na jednym z większych parkingów.
- Nic o mnie nie wiesz, więc nie pozwalaj sobie na wysuwanie takich wniosków! – podniósł głos.
- Ja dla was zostawiłam swoje życie, wszystko. Rozumiesz? – patrzyła mu prosto w oczy i wcale nie czuła się zażenowana. – Kim jest ta kobieta? – zmiana tematu wydawała się być najlepszym wyjściem.
- To Yuna. Mój najlepszy morderca. – patrzył na jej usta, które przygryzała. – To ona zabiła porywaczy Sasoriego.
- Mam być jej przez to wdzięczna? – prychnęła, na co Sasuke delikatnie zmienił swój wyraz twarzy na bardziej łagodny. Wysiadła z samochodu, a z torebki wyjęła paczkę papierosów i zieloną zapalniczkę, na której widok lekko się uśmiechnęła. Odpaliła go i mocno zaciągnęła zamykając oczy, gdy je otworzyła Sasuke stał przed nią. Przyglądał się jej, gdy powoli wypuszczała szary dym.
Na parkingu stało kilka bardzo drogich samochodów, musiał znać to miejsce, musiał wiedzieć, że o tej porze nikogo tu nie będzie.
- Gdzie jesteśmy? – tabliczka z napisem, że parking jest własnością firmy nieco ją zaciekawiła.
- Na parkingu. – włożył ręce do kieszeni swoich drogich jeansów. – Nie widać?
- Na jakim parkingu? – zirytowała się.
- Należącym do mojej firmy. – lekceważącym gestem dłoni wskazał na oszklony wieżowiec za ich plecami. I w tym momencie poczuła się gorzej niż, gdy zobaczyła Sasuke przed swoim domem. Same tajemnice, tylko tajemnice.
- O czymś jeszcze nie wiem? – wyciągnęła kolejnego papierosa i odpaliła go.
- O wielu rzeczach. – oparł się o samochód i wodził za nią wzrokiem. – Ta firma należy do mnie i Itachiego. - drażnił go jej wzrok. - Nie bądź głupia, Sakura. Jak niby miałbym wytłumaczyć moje niesamowicie wysokie dochody? To dobra przykrywka. Szczególnie, że dobrze prosperuje. – zaśmiał się. – Mam wpływy, status i pieniądze. Jestem nietykalny.
- Mam ci pogratulować?
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – zlekceważył jej pytanie. – Albo wprowadzisz się do domu i zachowasz dotychczasową pracę, albo zostaniesz w swoim mieszkaniu, ale zmienisz pracę w barze na pracę w mojej firmie. – mówił to tak spokojnie, a w niej zaczęło się gotować.
- Uważasz, że rzucę wszystko, na co tak ciężko sama zapracowałam, żeby ci się podporządkować? - ależ pięknie było używać słowa "sama".
- Tak, tak myślę. Nie masz wyboru. – przeczesał swoje kruczoczarne włosy. – Jeżeli nie podejmiesz decyzji teraz, sam to zrobię. - był tak cholernie opanowany.
- Na czym polegałaby moja praca? – nie miała zamiaru wprowadzać się do domu i żyć pod jednym dachem z Nim i z Nią. No a perspektywa wyższych zarobków i podniesienie nieco standartu swojego życia była niesamowicie kusząca.
- Dobry wybór. Chodź, pokaże ci. - pociągnął za rękaw jej kurteczki.
Weszli do ogromnego szklanego budynku. Już przy wejściu przywitało ich kilkoro ochroniarzy, wszyscy ubrani identycznie. Wnętrze było utrzymane w neutralnych kolorach. Przy wszystkich biurkach siedziały kobiety, które na widok Sasuke wstawały.
Cóż, panowała tu niecodzienna atmosfera. Głucha cisza odbijała się od białych ścian i marmurowej podłogi. Na ostatnim piętrze znajdował się gabinet Sasuke. Był ogromny.
W każdym pomieszczeniu panowała nienaganna czystość, lecz u niego było wręcz nieskazitelnie.
- Usiądź. – wskazał jej duży, skórzany fotel naprzeciwko jego biurka. – Moja firma zajmuje się transplantologią. Zgłaszają się do nas ludzie z dużą ilością gotówki, którzy potrzebują przeszczepu i którzy nie chcą czekać aż dawca sam się znajdzie. – oparł się o biurko i zaczął przeglądać jakieś papiery. – Znajdujemy dawcę, robimy badania, przeszczepiamy, płacą i wszyscy są zadowoleni. – mówił o tym z takim spokojem.
- Czy to na pewno zgodne z prawem? – była naprawdę zaskoczona. Gang, a teraz klinika? Czy on naprawdę jest tak wszechstronny?
- Wszystko może niekoniecznie. Ale czy myślisz, że gdyby było, zarabiałbym tyle? – patrzył na nią i widział wahanie.
- Nie masz wystarczających kwalifikacji. To niebezpieczne dla zdrowia pacjentów! - rzuciła oskarżenie nerwowo kręcąc się w dużym fotelu.
- Za pieniądze załatwi się wszystko. Jeszcze się tego nie nauczyłaś? – na jej twarzy pojawił się grymas. – Żartowałem. Nie zajmuję się przeszczepami, to należy to Itachiego i jego wykwalifikowanej kadry lekarzy. Mi zostaje szukanie dawców i dopełnianie formalności.
- Nie rozumiem, co ja miałabym tu robić? Wprawdzie studiowałam medycynę, ale skupiłam się na prawie.
- Nie oczekuję, że staniesz przy stole i będziesz kroiła moich klientów. – żart nie na miejscu. – Wystarczy, że zasiądziesz za biurkiem i będziesz umawiała mnie na spotkania, trochę papierków, kilka formalności.
- Mam być twoją sekretarką? – cóż to chyba lepsze niż praca w barze.
Siedziała za biurkiem i słuchała, jak krople deszczu uderzają o szklany budynek. Był piątek, w piątki w firmie działo się najmniej. Do jej obowiązków, jak już wcześniej wspominał Sasuke, było ustalanie terminów spotkań z klientami. Nie była to ciężka praca, wręcz śmieszna, natomiast jej zarobki bardzo wysokie. Znała jego terminarz na pamięć. Choć na początku się przed tym broniła, po miesiącu zaczęła jeździć na spotkania wraz z nim. Od początku jej pracy w firmie ani razu nie pojawiła się Yuna, nie widziała także Itachiego. Sasuke powtarzał, że Itachi pracuje w innej części budynku i najprawdopodobnie nawet nie będą się mijać.
Co najdziwniejsze - nie zaprzyjaźniła się z żadną kobietą z kliniki. One różniły się od tych zwykłych, zwyczajnych. Nie plotkowały, nie opuszczały swoich stanowisk. Istne roboty.
Rozmyślania przerwał jej dźwięk telefonu służbowego.
- Sakura? Dzisiaj mnie nie będzie, mam coś pilnego do załatwienia. – głos Sasuke przez telefon zawsze był taki sam, taki zimny.
- A co ze spotkaniem? O godzinie szesnastej…
- Przełóż na poniedziałek. – nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, rozłączył się.
Zapisała w kalendarzu datę spotkania z ważnym klientem i zaczęła pakować swoje rzeczy.
- Sakura? – w drzwiach stał Itachi w białym, lekarskim fartuchu.
- Itachi.. – wyprostowała się gładząc swoją ołówkową spódnicę.
- Jest już Sasuke? – widocznie był poinformowany o jej pracy tutaj, bo na jego twarzy nie widniało zaskoczenie. – Musi mi w czymś pomóc.
- Nie będzie go dzisiaj. – wzruszyła ramionami i kończyła pakowanie.
- Więc chodź ze mną, ty mi pomożesz. – była nieźle zaskoczona, jednak posłusznie podążała za nim. Szli długim korytarzem, później weszli do winy i zjechali na najniższy poziom. – Załóż fartuch, dokładnie wyszoruj ręce i załóż rękawiczki. – nakazał.
Wykonała polecenie i bez zbędnych pytań weszła za czarnowłosym do sporej, wykafelkowanej sali. Na suficie świeciły się jarzeniówki, które oświetlały szpitalne łóżko, na którym ktoś leżał.
- Musimy go zszyć. – rzucił i badawczo się jej przyglądał szukając choć cienia wątpliwości na jej bladej twarzy. – O co chodzi? – jej mina i wzrok wyrażały przerażenie. Na łóżku leżał martwy człowiek z rozciętą klatką piersiową i wydłubanymi oczami. – Chcesz mi powiedzieć, że ten widok cię przeraża? Jeżeli tak, to chyba znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu z nieodpowiednimi ludźmi. – wjazd na ambicje podziałał jak kopniak. Naciągnęła rękawiczki i podeszła bliżej. Itachi nie spuszczał jej z oka. – Nie ugryzie cię. – jego kpiący uśmieszek wywołał nudności. Podał jej narzędzia.
- Dlaczego nastąpił zgon? – zajęła się szyciem najlepiej, jak tylko potrafiła.
- Szyj. – patrzył, jak jej delikatne ręce obchodzą się z igłą. Nagle zadzwonił telefon Itachiego.
– Wzięliśmy wszystko to, co było potrzebne i się nadawało. – poważny głos mężczyzny rozniósł się po sali. – Wszystko idzie zgodnie z planem.
Sakura przyjrzała się denatowi. Miał około pięćdziesiąt lat, był lekko siwy, a na jego ramieniu znajdował się tatuaż, który przedstawiał węża w okręgu. Wyglądał jak kryminalista. Pod tatuażem widniała rana postrzałowa. Przeraziła się, nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, nic nie składało się w całość. Pieprzone tajemnice.
Po skończonej pracy odłożyła narzędzia i przy zlewie dokładnie myła ręce.
- Dobra robota. Masz do tego talent. – uśmiechnął się Itachi oglądając dzieło Sakury. - Może będziesz tu częstszym gościem niż myślałem.
- Robiłam to ostatni raz. – warknęła i chciała wyjść, jednak mężczyzna popchnął ją na ścianę, przez co uderzyła w nią i nieco przestraszona spojrzała na niego.
- To akurat ustalam ja. –oparł dłoń o płytki na wysokości jej twarzy i lekko się nad nią pochylił. – Lepiej nie mów nic Sasuke. - ostrzegł.
Wychodząc z firmy była zdenerwowana. Szybkim krokiem przeszła przez pasy i machając ręką przywołała taksówkę. Jej obecne zarobki pozwalały na nieco większy luksus. Wysiadła kilka ulic wcześniej chcąc się przespacerować i przemyśleć kilka spraw. Od kiedy przestała pracować u Ino ich kontakt momentalnie się urwał. Miała wyrzuty sumienia, że zostawiła ją z całym lokalem na głowie, jednak Sasuke nie dawał jej wyboru.
Przechodząc obok sklepu, w którym około trzech miesięcy temu zakupiła alkohole i przed którym poznała przystojnego nieznajomego mimowolnie się uśmiechnęła. Wsadziła rękę do kieszeni i wyjęła z niej zieloną zapalniczkę, którą ostatnio odpalała coraz więcej papierosów.
Przystanęła chwilę, a następnie niepewnie zawróciła. Nogi same ją nisoły, po dziesięciu minutach znajdowała się przed wejściem do baru Ino. Gdy wchodziła przywitał ją znajomy dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Jej buty na wysokim obcasie wydawały przyjemny dla ucha stukot uderzając o umytą podłogę. W lokalu nie było dużo ludzi, kilkoro przy różnych stolikach: zajęci, zmęczeni, sączący kawę, piwo lub szperający w swoich laptopach. Za barem stała odwrócona tyłem blondynka ze związanymi w kitkę włosami i w swoim ulubionym, czerwonym fartuszku.
- Poproszę szklankę soku pomarańczowego. - Sakura z uśmiechem na twarzy dała znak swojej obecności. Ino szybko się odwróciła i szeroko uśmiechnęła, lecz po chwili uśmiech zacząć blednąć.
- Kto się tutaj pojawił. - zaczęła nalewać sok do szklanki. - Jak się żyję w centrum?
- Cóż, mieszkania nie zmieniłam, a praca, jak to praca. - stukała swoimi wypiłowanymi i pomalowanymi paznokciami o ladę. - Tęsknię za tą tutaj. - rozejrzała się, jakby przypominała sobie wszystkie chwile tutaj.
- Już mnie tu nie czaruj. - blondynka podała jej szklankę z napojem. - Zarobki masz na pewno lepsze i nie musisz latać między stolikami ze ścierką w ręcę. Siedzisz za biurkiem, a suma na twoim koncie rośnie. Każda by tak chciała. - oparła głowę na rękach.
- Każda tylko nie ja. - wzięła łyka. - To nudne, czuję, że więdnę.
- Co cię tu sprowadza? - zignorowała jej wypowiedź.
- Miałam ochotę pogadać, zobaczyć jak sobie radzisz, czy ktoś mnie tutaj zastąpił. - wymieniała. - No i chciało mi się pić.
- No więc, radzę sobie świetnie, w tygodniu mam raczej mały ruch. Jutro zleci mi się całe dziadostwo na głowę, bo drużyna tych niewychowanych zboczeńców znowu gra. I nie, nie zatrudniłam nikogo, gdyż oboje z Gaarą świetnie sobie radzimy, aczkolwiek myślałam o tym, bo biedak musi przychodzić również w soboty. - mówiąc to usiadła obok przyjaciółki. - O czym konkretnie chciałaś pogadać?
- Chciałam się upewnić, że nie jesteś zła. Przykro mi, że musiałam odejść.
- Musiałaś? Rozumiem, że zarobki tutaj nie były zadowalające, a oferta pracy w klinice to marzenie! Nie jestem zła, ale szczerze mówiąc trochę byłam. Nie dlatego, że teraz robię za dwóch, ale dlatego, że bardzo dobrze mi się z tobą pracowało i brakuje mi naszych pogaduszek.
- Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, w każdej chwili możesz zadzwonić. Jeżeli będę wolna to z miłą chęcią przyjadę i z uśmiechem na twarzy pomyje naczynia, bądź posprzątam po wiernych kibicach. - obie się roześmiały.
- Wybacz, muszę obsłużyć klinetów. - Ino widząc zbliżających się ludzi wstała.
- Nie ma sprawy, ja już uciekam. Mam trochę pracy w domu. - szczerze mówiąc miała ochotę się jej wygadać, powiedzieć, że wcale nie jest tak cudownie, że czuję się sflustrowana całą sytuacją w klinice, która tak naprawdę nie działa zgodnie z prawem i w której z biegiem czasu odkrywała coraz więcej niezgodności. Cóż.
I znów do uszu przebywających w lokalu dobiegł dźwięk, jaki wydawały z siebie wysokie obcasy Sakury przy zderzeniu z podłożem, a następnie dzwonek, który sygnalizował otworzenie drzwi. Dzień był pochmurny, choć przestało padać powietrze było zimne i nieprzyjemne. Szybkim krokiem przemierzała kolejne ulice, aż jej oczom ukazała się znajoma kamienica, którą w tym czasie śmiała nazywać domem. Jej domem. Z torebki wyciągnęła klucz, którym sprawnie otworzyła drzwi, a po chwili siedziała na skórzanej kanapie masując obolałe po całym dniu chodzenia nogi. Zdjęła ołówkową spódnicę, a następnie rajstopy i pozostałe części garderoby. Z szafy wyjęła dwa białe, puchate ręczniki i weszła pod prysznic. Ciepły strumień wody zmywał z niej problemy dnia codziennego i napełniał nowymi pokładami energii. Zawinęła się w ręcznik, a nastepnie swoje długie, różowe włosy.
Z lodówki wyjęła kilka produktów i już po chwili w całym domu unosił się słodki zapach naleśników z jabłkami.
Gdy wybiła godzina dwudziesta, Sakura leżała na białej kanapie owinięta w turkusowy koc z herbatą w ręce i oglądała serial, którego tytułu nawet nie znała. Historia miłości, która w realnym świecie nie miałaby szansy ani prawa zaistnieć.
Po godzinie w całym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zielonooka niechętnie wstała odstawiając pusty kubek na szklany stolik, który stał obok i wyłączając telewizor. Salon oświetlała jedynie stojąca obok kanapy lampa.
- Przyszedłem pogadać. - w progu stał Sasuke, miał na sobie odpięty płaszcz, który nie ochronił go przed deszczem, wnioskując po mokrych włosach i białej koszuli przylepionej do zimnego ciała.
- Wejdź. - odsunęła się lekko pozwalając wejść mu do środka, następnie zamknęła drzwi i gestem ręki wskazała by usiadł. - Poczekaj, może wezmę twój płaszcz. - Sasuke zdjął z siebie szarą część garderoby i podał dziewczynie.
- Dzięki. - rzucił, gdy usiadł na wygodnym meblu.
- Napijesz się czegoś?
- Kawy.
- O tej porze? - spojrzała na niego, jakby sobie żartował. On jedynie lekko się uśmiechnął i wtedy właśnie dotarło do niej, że jest ubrana jedynie w swoją ulubioną zieloną piżamę z żenującym nadrukiem SEXY. Szybko wpadła do kuchni i będąc zła sama na siebie wstawiła wodę.
Po kilku minutach weszła spowrotem do salonu i z dwoma kubkami gorącej czekolady.
- Kakao? - ironicznie się uśmiechnął, gdy do jego nozdrzy dotarł słodki zapach.
- Gorąca czekolada. - skarciła go wzrokiem siadając obok niego. - O czym przyszedłeś porozmawiać? - z jego twarzy momentalnie zniknęły jakiekolwiek emocje.
- O tym, co wydarzyło się dzisiaj w mojej firmie. - patrzył na nią tym przenikliwym wzrokiem, który sprawiał, że dostawała gęsiej skórki.
- Tak? - udawała głupią.
- Wiem, że zeszłaś z Itachim do jego pracowni. - na ton jego głosu wzdrygnęła się, a on zacisnął pięści. - Mówiłem ci coś.. przekonywałem, prosiłem.
- Poprosił mnie o pomoc. - próbowała znaleźć jakiś mocny argument.
- Nie interesuje mnie o co cię prosił! - podniósł głos. - To ja jestem twoim szefem i to mnie masz się słuchać, nikogo innego. - mocno podkreślił te słowa.
- Ponoć to wasza firma. - szybko pożałowała tych słów widząc jego karcący wzrok.
- Podlegasz mi. To wszystko, co tam widziałaś.. - wbił wzrok w jej palce, które mocno oplatały biały kubek. - Masz o tym zapomnieć i w żaden sposób nie interesować się tym, co dzieje się poniżej drugiego piętra. - znowu patrzył wprost w jej zielone oczy. - Rozumiesz? Tego nie ma, dla ciebie nie istnieje.
- Przestań. - wyszeptała. - Wiem, co widziałam. I wiem, że to, co robicie nie jest do końca dobre. Pomagacie, ale i szkodzicie. Przedstawiłeś mi to wszystko w samych superlatywach, jednak rzeczywistość jest inna, gorsza. - mówiła coraz głośniej. - Nie mam zamiaru nikomu o tym powiedzieć, brnąć w to dalej, bo czuję, że nie jestem gotowa wchodzić w wasz świat, który dla normalnych ludzi jest zbyt przerażający. To, co tam się dzieję, nie jest normalne, więc przestań mnie mamić i udawać. Nie karm mnie kłamstwami, które sprzedajesz tym biedakom. Mam dla ciebie pracować? Zgoda. Będę robiła wszystko to, co będzie w zakresie moich obowiązków. A wy róbcie co chcecie tam na dole. Ale pamiętaj, że to Itachi mnie w to wrobił, nie prosiłam o to. Więc to z nim powinieneś porozmawiać. - jej złość rosła proporcjonalnie do wypowiedzianych słów. - A teraz już chyba pora, abyś sobie poszedł. - złapała oddech i groźnie spojrzała na niego spod gęstych rzęs.
- Wybacz, jednak nie wypiłem jeszcze mojego kakao. - z rozbrajającym spokojem wziął niebieski kubek do ręki i powoli sączył ciemną ciecz.
- To nie kakao! - wstała zabierając swój kubek do kuchni, a potem spowrotem siadając obok gościa. - Tęsknią za mną? - zapytała z nutką nadziei, ale i smutku w głosie opierając brodę na podkulonych kolanach.
- Konan często o tobie wspominała, jednak pogodziła się z myślą, ze nie wrócisz. Naruto również.
- Chciałabym się z nimi zobaczyć. - martwo patrzyła w jeden punkt na ścianie.
- Mówiłem ci, że zawsze możesz odwiedzić nasz dom. - odstawił kubek obserwując ją.
- Nie chce tam wracać. - zamknęła oczy, a jej głowa wylądowała na jego ramieniu. Nie miała siły ani ochoty, żeby ją stamtąd zabrać. Sasuke nie zareagował. - Nie mogę poradzić sobie z myślą, że mój brat tam był, mieszkał, żył.
- Nie myśl o tym. - czuł zapach jej oliwkowego szamponu do włosów.
- Jak mam nie myśleć, wiedząc, że pod domem trzymacie tyle broni i amunicji, że dałoby radę zabić tym całe miasto.
- Każdy ma jakieś hobby. - słysząc te słowa uśmiechnęła się i głośno westchnęła. - Muszę już iść.
- Zostań. - była tak zmęczona, że nawet nie przemyślała swoich słów. Gdy dotarło do niej, co przed chwilą powiedziała spaliła niezłego buraka. - Jeżeli chcesz oczywiście. Chodzi o to, że jest zimno i ciemno i pada. - tłumaczyła się. - No i twój płaszcz się jeszcze suszy. - skarciła się za swoje genialne argumenty. - Przyniosę ci twój płaszcz. - chciała wstać, jednak jego ciepła dłoń złapała za jej ramię skutecznie ją powstrzymując.
- Zostanę. Faktycznie jest zimno, ciemno no i pada. - rozbawiło go jej zażenowanie.
- Przygotuję ci miejsce do spania. - szybko wstała. - A ty w tym czasie możesz się wykąpać, tam jest łazienka. - wskazała białe drzwi. - Ręczniki są w szafce.
Gdy czarnowłosy wyszedł z salonu Sakura uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Jaka ty jesteś głupia, Sakura.
Wyjęła pościel i szybko przygotowała mu miejsce do spania. Przeklinała się w myślach, lecz, gdy pojawił się w salonie zamarła. I po raz kolejny obudziły się w niej emocje, które od trzech miesięcy smacznie sobie spały.
__________________________________________________________________-
Kochane moje skarby!
Jestem z Wami i zostanę, obiecuję!
Zostawiajcie mi linki do swoich blogów, które chętnie odwiedzę. Na pewno!
Jestem wam niezmiernie wdzięczna za wyrozumiałość.
5% pierwszego opowiadania. Nie wiem czy sobie poradzę. Szczególnie, gdy wiem, że macie spore oczekiwania.
Rozwijam się, w każdym możliwym kierunku.
Chce być dobrą matką mojego internetowego "dziecka" (czyt. dwóch historii, które od 2012 roku są i miejmy nadzieję, że będą) , dopieszczać swoje nowe dzieła i wiedzieć, że niektórzy naprawdę mają ciarki odkrywając i kosztując tego, co stworzyłam.
Dobrą matką, żoną, uczennicą, pracownicą.
Bo od młodych w świecie "starych" wymaga się więcej.
Wiem, że dobrze o tym wiecie.
Zaczęła od porządkowania mieszkania. Kurz, który piętrzył się na szafach w końcu musiał zostać posprzątany, a naczynia w zlewie pozmywane. To oczyszczające zajęcie nie tylko dla mieszkania. Czujesz, że robisz porządek nie tylko w nim, lecz także w swoim życiu.
Po trzech godzinach szorowania, szczotkowania, odkurzania, mycia i polerowania miała dość, a mieszkanie lśniło.
I czuła się lepiej, bo ten mały krok, który wykonała pchał ją w kierunku drugiego – nieco większego.
Wzięła dwa worki stojące przy drzwiach i wrzuciła je do wielkiego kubła stojącego przed wejściem do kamienicy. Dzień zapowiadał się słonecznie, szkoda zatem go marnować.
Wzięła szybki, odświeżający prysznic i zmyła z siebie resztki zeszłej nocy, przyjemnej nocy. Ubrała się w jasne jeansy, czarny top, na to kurteczkę i była gotowa do wyjścia. Z wieszaka porwała torebkę, do której schowała telefon, klucze, portfel i dokumenty.
Przed wejściem do budynku zauważyła znajomą postać, na sam widok poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku.
Sasuke stał oparty o swoją czarną Audi R8 z miną mówiącą „Czekałem na Ciebie” i lustrując ją swoim magnetycznym wzrokiem.
- Wsiadaj, musimy pogadać. – rzucił tylko wskazując na auto, którym przyjechał.
- Daj mi spokój. – odwróciła się napięcie i zrobiła kilka kroków w przeciwną stronę, jednak mężczyzna uniemożliwił jej dalsze poczynania stając przed nią.
- Wsiadaj. – złapał ją za ramiona. – Nie będę za tobą biegał. – zagroził.
- To nie biegaj. – próbowała się wyswobodzić.
- Ja nie żartuję. – cóż, podobała się jej ta bliskość między nimi. Niestety, zabrał swoje ręce, a jego wyraz twarzy nie był już tak spokojny. Chyba nie miał ochoty na sprzeczki. Ciężko westchnęła i wsiadła do samochodu, którym przyjechał.
- O czym chciałeś porozmawiać? – zapytała, gdy ruszyli i pędzili przez wąskie uliczki z dość dużą prędkością. – Nie lubię, gdy milczysz. – wiedziała, że ta cisza nie oznacza nic dobrego. Przyśpieszył. Teraz miała ochotę wysiąść, wyskoczyć czy cokolwiek innego, ponieważ szybka jazda nie była jej ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu, szczególnie z nabuzowanym kierowcą, który w tym momencie wyglądał szczególnie seksowanie. Szkoda, że nie ubrała spódniczki. STOP. Myśli stop.
- Dlaczego odeszłaś? Dlaczego nie mogłaś zostać w tym pieprzonym domu?! – zatrzymał się na czerwonym świetle.
- Bo to nie jest mój cholerny dom. – ślepo patrzyła przed siebie. – Nie czułam się tam dobrze. – ruszył.
- Ale tam byłaś bezpieczna i nie musiałbym dodatkowo sprawdzać czy wszystko u ciebie w porządku. – czarna koszula dodawała mu kilka punktów seksapilu, co w takim razie musiało oznaczać, że wyszedł poza skalę.
- Martwisz się o mnie?
- Nie. – i nagle miała ochotę wybuchnąć, coś sobie uświadomiła .
- Martwisz się, że wrócę i wszystko wam zepsuję! Tylko to cię interesuje. To, że straciłam brata też nic dla ciebie nie znaczy, ani to, że straciliście swoich ludzi! – była wściekła. Sasuke zatrzymał się z impetem na jednym z większych parkingów.
- Nic o mnie nie wiesz, więc nie pozwalaj sobie na wysuwanie takich wniosków! – podniósł głos.
- Ja dla was zostawiłam swoje życie, wszystko. Rozumiesz? – patrzyła mu prosto w oczy i wcale nie czuła się zażenowana. – Kim jest ta kobieta? – zmiana tematu wydawała się być najlepszym wyjściem.
- To Yuna. Mój najlepszy morderca. – patrzył na jej usta, które przygryzała. – To ona zabiła porywaczy Sasoriego.
- Mam być jej przez to wdzięczna? – prychnęła, na co Sasuke delikatnie zmienił swój wyraz twarzy na bardziej łagodny. Wysiadła z samochodu, a z torebki wyjęła paczkę papierosów i zieloną zapalniczkę, na której widok lekko się uśmiechnęła. Odpaliła go i mocno zaciągnęła zamykając oczy, gdy je otworzyła Sasuke stał przed nią. Przyglądał się jej, gdy powoli wypuszczała szary dym.
Na parkingu stało kilka bardzo drogich samochodów, musiał znać to miejsce, musiał wiedzieć, że o tej porze nikogo tu nie będzie.
- Gdzie jesteśmy? – tabliczka z napisem, że parking jest własnością firmy nieco ją zaciekawiła.
- Na parkingu. – włożył ręce do kieszeni swoich drogich jeansów. – Nie widać?
- Na jakim parkingu? – zirytowała się.
- Należącym do mojej firmy. – lekceważącym gestem dłoni wskazał na oszklony wieżowiec za ich plecami. I w tym momencie poczuła się gorzej niż, gdy zobaczyła Sasuke przed swoim domem. Same tajemnice, tylko tajemnice.
- O czymś jeszcze nie wiem? – wyciągnęła kolejnego papierosa i odpaliła go.
- O wielu rzeczach. – oparł się o samochód i wodził za nią wzrokiem. – Ta firma należy do mnie i Itachiego. - drażnił go jej wzrok. - Nie bądź głupia, Sakura. Jak niby miałbym wytłumaczyć moje niesamowicie wysokie dochody? To dobra przykrywka. Szczególnie, że dobrze prosperuje. – zaśmiał się. – Mam wpływy, status i pieniądze. Jestem nietykalny.
- Mam ci pogratulować?
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – zlekceważył jej pytanie. – Albo wprowadzisz się do domu i zachowasz dotychczasową pracę, albo zostaniesz w swoim mieszkaniu, ale zmienisz pracę w barze na pracę w mojej firmie. – mówił to tak spokojnie, a w niej zaczęło się gotować.
- Uważasz, że rzucę wszystko, na co tak ciężko sama zapracowałam, żeby ci się podporządkować? - ależ pięknie było używać słowa "sama".
- Tak, tak myślę. Nie masz wyboru. – przeczesał swoje kruczoczarne włosy. – Jeżeli nie podejmiesz decyzji teraz, sam to zrobię. - był tak cholernie opanowany.
- Na czym polegałaby moja praca? – nie miała zamiaru wprowadzać się do domu i żyć pod jednym dachem z Nim i z Nią. No a perspektywa wyższych zarobków i podniesienie nieco standartu swojego życia była niesamowicie kusząca.
- Dobry wybór. Chodź, pokaże ci. - pociągnął za rękaw jej kurteczki.
Weszli do ogromnego szklanego budynku. Już przy wejściu przywitało ich kilkoro ochroniarzy, wszyscy ubrani identycznie. Wnętrze było utrzymane w neutralnych kolorach. Przy wszystkich biurkach siedziały kobiety, które na widok Sasuke wstawały.
Cóż, panowała tu niecodzienna atmosfera. Głucha cisza odbijała się od białych ścian i marmurowej podłogi. Na ostatnim piętrze znajdował się gabinet Sasuke. Był ogromny.
W każdym pomieszczeniu panowała nienaganna czystość, lecz u niego było wręcz nieskazitelnie.
- Usiądź. – wskazał jej duży, skórzany fotel naprzeciwko jego biurka. – Moja firma zajmuje się transplantologią. Zgłaszają się do nas ludzie z dużą ilością gotówki, którzy potrzebują przeszczepu i którzy nie chcą czekać aż dawca sam się znajdzie. – oparł się o biurko i zaczął przeglądać jakieś papiery. – Znajdujemy dawcę, robimy badania, przeszczepiamy, płacą i wszyscy są zadowoleni. – mówił o tym z takim spokojem.
- Czy to na pewno zgodne z prawem? – była naprawdę zaskoczona. Gang, a teraz klinika? Czy on naprawdę jest tak wszechstronny?
- Wszystko może niekoniecznie. Ale czy myślisz, że gdyby było, zarabiałbym tyle? – patrzył na nią i widział wahanie.
- Nie masz wystarczających kwalifikacji. To niebezpieczne dla zdrowia pacjentów! - rzuciła oskarżenie nerwowo kręcąc się w dużym fotelu.
- Za pieniądze załatwi się wszystko. Jeszcze się tego nie nauczyłaś? – na jej twarzy pojawił się grymas. – Żartowałem. Nie zajmuję się przeszczepami, to należy to Itachiego i jego wykwalifikowanej kadry lekarzy. Mi zostaje szukanie dawców i dopełnianie formalności.
- Nie rozumiem, co ja miałabym tu robić? Wprawdzie studiowałam medycynę, ale skupiłam się na prawie.
- Nie oczekuję, że staniesz przy stole i będziesz kroiła moich klientów. – żart nie na miejscu. – Wystarczy, że zasiądziesz za biurkiem i będziesz umawiała mnie na spotkania, trochę papierków, kilka formalności.
- Mam być twoją sekretarką? – cóż to chyba lepsze niż praca w barze.
~Trzy miesiące później~
Siedziała za biurkiem i słuchała, jak krople deszczu uderzają o szklany budynek. Był piątek, w piątki w firmie działo się najmniej. Do jej obowiązków, jak już wcześniej wspominał Sasuke, było ustalanie terminów spotkań z klientami. Nie była to ciężka praca, wręcz śmieszna, natomiast jej zarobki bardzo wysokie. Znała jego terminarz na pamięć. Choć na początku się przed tym broniła, po miesiącu zaczęła jeździć na spotkania wraz z nim. Od początku jej pracy w firmie ani razu nie pojawiła się Yuna, nie widziała także Itachiego. Sasuke powtarzał, że Itachi pracuje w innej części budynku i najprawdopodobnie nawet nie będą się mijać.
Co najdziwniejsze - nie zaprzyjaźniła się z żadną kobietą z kliniki. One różniły się od tych zwykłych, zwyczajnych. Nie plotkowały, nie opuszczały swoich stanowisk. Istne roboty.
Rozmyślania przerwał jej dźwięk telefonu służbowego.
- Sakura? Dzisiaj mnie nie będzie, mam coś pilnego do załatwienia. – głos Sasuke przez telefon zawsze był taki sam, taki zimny.
- A co ze spotkaniem? O godzinie szesnastej…
- Przełóż na poniedziałek. – nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, rozłączył się.
Zapisała w kalendarzu datę spotkania z ważnym klientem i zaczęła pakować swoje rzeczy.
- Sakura? – w drzwiach stał Itachi w białym, lekarskim fartuchu.
- Itachi.. – wyprostowała się gładząc swoją ołówkową spódnicę.
- Jest już Sasuke? – widocznie był poinformowany o jej pracy tutaj, bo na jego twarzy nie widniało zaskoczenie. – Musi mi w czymś pomóc.
- Nie będzie go dzisiaj. – wzruszyła ramionami i kończyła pakowanie.
- Więc chodź ze mną, ty mi pomożesz. – była nieźle zaskoczona, jednak posłusznie podążała za nim. Szli długim korytarzem, później weszli do winy i zjechali na najniższy poziom. – Załóż fartuch, dokładnie wyszoruj ręce i załóż rękawiczki. – nakazał.
Wykonała polecenie i bez zbędnych pytań weszła za czarnowłosym do sporej, wykafelkowanej sali. Na suficie świeciły się jarzeniówki, które oświetlały szpitalne łóżko, na którym ktoś leżał.
- Musimy go zszyć. – rzucił i badawczo się jej przyglądał szukając choć cienia wątpliwości na jej bladej twarzy. – O co chodzi? – jej mina i wzrok wyrażały przerażenie. Na łóżku leżał martwy człowiek z rozciętą klatką piersiową i wydłubanymi oczami. – Chcesz mi powiedzieć, że ten widok cię przeraża? Jeżeli tak, to chyba znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu z nieodpowiednimi ludźmi. – wjazd na ambicje podziałał jak kopniak. Naciągnęła rękawiczki i podeszła bliżej. Itachi nie spuszczał jej z oka. – Nie ugryzie cię. – jego kpiący uśmieszek wywołał nudności. Podał jej narzędzia.
- Dlaczego nastąpił zgon? – zajęła się szyciem najlepiej, jak tylko potrafiła.
- Szyj. – patrzył, jak jej delikatne ręce obchodzą się z igłą. Nagle zadzwonił telefon Itachiego.
– Wzięliśmy wszystko to, co było potrzebne i się nadawało. – poważny głos mężczyzny rozniósł się po sali. – Wszystko idzie zgodnie z planem.
Sakura przyjrzała się denatowi. Miał około pięćdziesiąt lat, był lekko siwy, a na jego ramieniu znajdował się tatuaż, który przedstawiał węża w okręgu. Wyglądał jak kryminalista. Pod tatuażem widniała rana postrzałowa. Przeraziła się, nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, nic nie składało się w całość. Pieprzone tajemnice.
Po skończonej pracy odłożyła narzędzia i przy zlewie dokładnie myła ręce.
- Dobra robota. Masz do tego talent. – uśmiechnął się Itachi oglądając dzieło Sakury. - Może będziesz tu częstszym gościem niż myślałem.
- Robiłam to ostatni raz. – warknęła i chciała wyjść, jednak mężczyzna popchnął ją na ścianę, przez co uderzyła w nią i nieco przestraszona spojrzała na niego.
- To akurat ustalam ja. –oparł dłoń o płytki na wysokości jej twarzy i lekko się nad nią pochylił. – Lepiej nie mów nic Sasuke. - ostrzegł.
Wychodząc z firmy była zdenerwowana. Szybkim krokiem przeszła przez pasy i machając ręką przywołała taksówkę. Jej obecne zarobki pozwalały na nieco większy luksus. Wysiadła kilka ulic wcześniej chcąc się przespacerować i przemyśleć kilka spraw. Od kiedy przestała pracować u Ino ich kontakt momentalnie się urwał. Miała wyrzuty sumienia, że zostawiła ją z całym lokalem na głowie, jednak Sasuke nie dawał jej wyboru.
Przechodząc obok sklepu, w którym około trzech miesięcy temu zakupiła alkohole i przed którym poznała przystojnego nieznajomego mimowolnie się uśmiechnęła. Wsadziła rękę do kieszeni i wyjęła z niej zieloną zapalniczkę, którą ostatnio odpalała coraz więcej papierosów.
Przystanęła chwilę, a następnie niepewnie zawróciła. Nogi same ją nisoły, po dziesięciu minutach znajdowała się przed wejściem do baru Ino. Gdy wchodziła przywitał ją znajomy dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Jej buty na wysokim obcasie wydawały przyjemny dla ucha stukot uderzając o umytą podłogę. W lokalu nie było dużo ludzi, kilkoro przy różnych stolikach: zajęci, zmęczeni, sączący kawę, piwo lub szperający w swoich laptopach. Za barem stała odwrócona tyłem blondynka ze związanymi w kitkę włosami i w swoim ulubionym, czerwonym fartuszku.
- Poproszę szklankę soku pomarańczowego. - Sakura z uśmiechem na twarzy dała znak swojej obecności. Ino szybko się odwróciła i szeroko uśmiechnęła, lecz po chwili uśmiech zacząć blednąć.
- Kto się tutaj pojawił. - zaczęła nalewać sok do szklanki. - Jak się żyję w centrum?
- Cóż, mieszkania nie zmieniłam, a praca, jak to praca. - stukała swoimi wypiłowanymi i pomalowanymi paznokciami o ladę. - Tęsknię za tą tutaj. - rozejrzała się, jakby przypominała sobie wszystkie chwile tutaj.
- Już mnie tu nie czaruj. - blondynka podała jej szklankę z napojem. - Zarobki masz na pewno lepsze i nie musisz latać między stolikami ze ścierką w ręcę. Siedzisz za biurkiem, a suma na twoim koncie rośnie. Każda by tak chciała. - oparła głowę na rękach.
- Każda tylko nie ja. - wzięła łyka. - To nudne, czuję, że więdnę.
- Co cię tu sprowadza? - zignorowała jej wypowiedź.
- Miałam ochotę pogadać, zobaczyć jak sobie radzisz, czy ktoś mnie tutaj zastąpił. - wymieniała. - No i chciało mi się pić.
- No więc, radzę sobie świetnie, w tygodniu mam raczej mały ruch. Jutro zleci mi się całe dziadostwo na głowę, bo drużyna tych niewychowanych zboczeńców znowu gra. I nie, nie zatrudniłam nikogo, gdyż oboje z Gaarą świetnie sobie radzimy, aczkolwiek myślałam o tym, bo biedak musi przychodzić również w soboty. - mówiąc to usiadła obok przyjaciółki. - O czym konkretnie chciałaś pogadać?
- Chciałam się upewnić, że nie jesteś zła. Przykro mi, że musiałam odejść.
- Musiałaś? Rozumiem, że zarobki tutaj nie były zadowalające, a oferta pracy w klinice to marzenie! Nie jestem zła, ale szczerze mówiąc trochę byłam. Nie dlatego, że teraz robię za dwóch, ale dlatego, że bardzo dobrze mi się z tobą pracowało i brakuje mi naszych pogaduszek.
- Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, w każdej chwili możesz zadzwonić. Jeżeli będę wolna to z miłą chęcią przyjadę i z uśmiechem na twarzy pomyje naczynia, bądź posprzątam po wiernych kibicach. - obie się roześmiały.
- Wybacz, muszę obsłużyć klinetów. - Ino widząc zbliżających się ludzi wstała.
- Nie ma sprawy, ja już uciekam. Mam trochę pracy w domu. - szczerze mówiąc miała ochotę się jej wygadać, powiedzieć, że wcale nie jest tak cudownie, że czuję się sflustrowana całą sytuacją w klinice, która tak naprawdę nie działa zgodnie z prawem i w której z biegiem czasu odkrywała coraz więcej niezgodności. Cóż.
I znów do uszu przebywających w lokalu dobiegł dźwięk, jaki wydawały z siebie wysokie obcasy Sakury przy zderzeniu z podłożem, a następnie dzwonek, który sygnalizował otworzenie drzwi. Dzień był pochmurny, choć przestało padać powietrze było zimne i nieprzyjemne. Szybkim krokiem przemierzała kolejne ulice, aż jej oczom ukazała się znajoma kamienica, którą w tym czasie śmiała nazywać domem. Jej domem. Z torebki wyciągnęła klucz, którym sprawnie otworzyła drzwi, a po chwili siedziała na skórzanej kanapie masując obolałe po całym dniu chodzenia nogi. Zdjęła ołówkową spódnicę, a następnie rajstopy i pozostałe części garderoby. Z szafy wyjęła dwa białe, puchate ręczniki i weszła pod prysznic. Ciepły strumień wody zmywał z niej problemy dnia codziennego i napełniał nowymi pokładami energii. Zawinęła się w ręcznik, a nastepnie swoje długie, różowe włosy.
Z lodówki wyjęła kilka produktów i już po chwili w całym domu unosił się słodki zapach naleśników z jabłkami.
Gdy wybiła godzina dwudziesta, Sakura leżała na białej kanapie owinięta w turkusowy koc z herbatą w ręce i oglądała serial, którego tytułu nawet nie znała. Historia miłości, która w realnym świecie nie miałaby szansy ani prawa zaistnieć.
Po godzinie w całym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zielonooka niechętnie wstała odstawiając pusty kubek na szklany stolik, który stał obok i wyłączając telewizor. Salon oświetlała jedynie stojąca obok kanapy lampa.
- Przyszedłem pogadać. - w progu stał Sasuke, miał na sobie odpięty płaszcz, który nie ochronił go przed deszczem, wnioskując po mokrych włosach i białej koszuli przylepionej do zimnego ciała.
- Wejdź. - odsunęła się lekko pozwalając wejść mu do środka, następnie zamknęła drzwi i gestem ręki wskazała by usiadł. - Poczekaj, może wezmę twój płaszcz. - Sasuke zdjął z siebie szarą część garderoby i podał dziewczynie.
- Dzięki. - rzucił, gdy usiadł na wygodnym meblu.
- Napijesz się czegoś?
- Kawy.
- O tej porze? - spojrzała na niego, jakby sobie żartował. On jedynie lekko się uśmiechnął i wtedy właśnie dotarło do niej, że jest ubrana jedynie w swoją ulubioną zieloną piżamę z żenującym nadrukiem SEXY. Szybko wpadła do kuchni i będąc zła sama na siebie wstawiła wodę.
Po kilku minutach weszła spowrotem do salonu i z dwoma kubkami gorącej czekolady.
- Kakao? - ironicznie się uśmiechnął, gdy do jego nozdrzy dotarł słodki zapach.
- Gorąca czekolada. - skarciła go wzrokiem siadając obok niego. - O czym przyszedłeś porozmawiać? - z jego twarzy momentalnie zniknęły jakiekolwiek emocje.
- O tym, co wydarzyło się dzisiaj w mojej firmie. - patrzył na nią tym przenikliwym wzrokiem, który sprawiał, że dostawała gęsiej skórki.
- Tak? - udawała głupią.
- Wiem, że zeszłaś z Itachim do jego pracowni. - na ton jego głosu wzdrygnęła się, a on zacisnął pięści. - Mówiłem ci coś.. przekonywałem, prosiłem.
- Poprosił mnie o pomoc. - próbowała znaleźć jakiś mocny argument.
- Nie interesuje mnie o co cię prosił! - podniósł głos. - To ja jestem twoim szefem i to mnie masz się słuchać, nikogo innego. - mocno podkreślił te słowa.
- Ponoć to wasza firma. - szybko pożałowała tych słów widząc jego karcący wzrok.
- Podlegasz mi. To wszystko, co tam widziałaś.. - wbił wzrok w jej palce, które mocno oplatały biały kubek. - Masz o tym zapomnieć i w żaden sposób nie interesować się tym, co dzieje się poniżej drugiego piętra. - znowu patrzył wprost w jej zielone oczy. - Rozumiesz? Tego nie ma, dla ciebie nie istnieje.
- Przestań. - wyszeptała. - Wiem, co widziałam. I wiem, że to, co robicie nie jest do końca dobre. Pomagacie, ale i szkodzicie. Przedstawiłeś mi to wszystko w samych superlatywach, jednak rzeczywistość jest inna, gorsza. - mówiła coraz głośniej. - Nie mam zamiaru nikomu o tym powiedzieć, brnąć w to dalej, bo czuję, że nie jestem gotowa wchodzić w wasz świat, który dla normalnych ludzi jest zbyt przerażający. To, co tam się dzieję, nie jest normalne, więc przestań mnie mamić i udawać. Nie karm mnie kłamstwami, które sprzedajesz tym biedakom. Mam dla ciebie pracować? Zgoda. Będę robiła wszystko to, co będzie w zakresie moich obowiązków. A wy róbcie co chcecie tam na dole. Ale pamiętaj, że to Itachi mnie w to wrobił, nie prosiłam o to. Więc to z nim powinieneś porozmawiać. - jej złość rosła proporcjonalnie do wypowiedzianych słów. - A teraz już chyba pora, abyś sobie poszedł. - złapała oddech i groźnie spojrzała na niego spod gęstych rzęs.
- Wybacz, jednak nie wypiłem jeszcze mojego kakao. - z rozbrajającym spokojem wziął niebieski kubek do ręki i powoli sączył ciemną ciecz.
- To nie kakao! - wstała zabierając swój kubek do kuchni, a potem spowrotem siadając obok gościa. - Tęsknią za mną? - zapytała z nutką nadziei, ale i smutku w głosie opierając brodę na podkulonych kolanach.
- Konan często o tobie wspominała, jednak pogodziła się z myślą, ze nie wrócisz. Naruto również.
- Chciałabym się z nimi zobaczyć. - martwo patrzyła w jeden punkt na ścianie.
- Mówiłem ci, że zawsze możesz odwiedzić nasz dom. - odstawił kubek obserwując ją.
- Nie chce tam wracać. - zamknęła oczy, a jej głowa wylądowała na jego ramieniu. Nie miała siły ani ochoty, żeby ją stamtąd zabrać. Sasuke nie zareagował. - Nie mogę poradzić sobie z myślą, że mój brat tam był, mieszkał, żył.
- Nie myśl o tym. - czuł zapach jej oliwkowego szamponu do włosów.
- Jak mam nie myśleć, wiedząc, że pod domem trzymacie tyle broni i amunicji, że dałoby radę zabić tym całe miasto.
- Każdy ma jakieś hobby. - słysząc te słowa uśmiechnęła się i głośno westchnęła. - Muszę już iść.
- Zostań. - była tak zmęczona, że nawet nie przemyślała swoich słów. Gdy dotarło do niej, co przed chwilą powiedziała spaliła niezłego buraka. - Jeżeli chcesz oczywiście. Chodzi o to, że jest zimno i ciemno i pada. - tłumaczyła się. - No i twój płaszcz się jeszcze suszy. - skarciła się za swoje genialne argumenty. - Przyniosę ci twój płaszcz. - chciała wstać, jednak jego ciepła dłoń złapała za jej ramię skutecznie ją powstrzymując.
- Zostanę. Faktycznie jest zimno, ciemno no i pada. - rozbawiło go jej zażenowanie.
- Przygotuję ci miejsce do spania. - szybko wstała. - A ty w tym czasie możesz się wykąpać, tam jest łazienka. - wskazała białe drzwi. - Ręczniki są w szafce.
Gdy czarnowłosy wyszedł z salonu Sakura uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Jaka ty jesteś głupia, Sakura.
Wyjęła pościel i szybko przygotowała mu miejsce do spania. Przeklinała się w myślach, lecz, gdy pojawił się w salonie zamarła. I po raz kolejny obudziły się w niej emocje, które od trzech miesięcy smacznie sobie spały.
__________________________________________________________________-
Kochane moje skarby!
Jestem z Wami i zostanę, obiecuję!
Zostawiajcie mi linki do swoich blogów, które chętnie odwiedzę. Na pewno!
Jestem wam niezmiernie wdzięczna za wyrozumiałość.
5% pierwszego opowiadania. Nie wiem czy sobie poradzę. Szczególnie, gdy wiem, że macie spore oczekiwania.
Rozwijam się, w każdym możliwym kierunku.
Chce być dobrą matką mojego internetowego "dziecka" (czyt. dwóch historii, które od 2012 roku są i miejmy nadzieję, że będą) , dopieszczać swoje nowe dzieła i wiedzieć, że niektórzy naprawdę mają ciarki odkrywając i kosztując tego, co stworzyłam.
Dobrą matką, żoną, uczennicą, pracownicą.
Bo od młodych w świecie "starych" wymaga się więcej.
Wiem, że dobrze o tym wiecie.
Notka jak zwykle świetna cieszę się, że w końcu coś napisałaś prawie codziennie sprawdzam czy nie dodałaś przypadkiem jakiego rozdziału. Mam jedno pytanie czy aby przypadkiem do napisania nowego rozdziału nie skłoniło cię niedawne zakończenie mangi ''naruto'' czy to zwykły przypadek? Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńCo takiego skłoniło mnie do napisania i kontynuacji? Cóż, chyba chęć zmiany, czegoś nowego, innego zajęcia. I tęskniłam za moim własnym, wykreowanym światem.:) dodatkowo komentarze z pytaniami, a także wiadomości dotyczące mojej twórczości.:)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek to o czym napisałaś dodało mi skrzydeł.:D
Pozdrawiam i uciekam z moim Leosiem na szczepienie.
Notka wyczepista! A tu jest link do mojego bloga... ( http://iloveoneshot.blogspot.com/ ) dopiero zaczynam :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńHej. Jestem tu nowa. Muszę powiedzieć,że w życiu nie czytałam lepszego opowiadania!;-) Dziewczyno Ty masz talent! Jednego wieczoru przeczytałam wszystkie 9 części! Ale gdzie 10-ta część? Kiedy klikam na dalszą stronę ukazuje mi się 40 rozdział. Błagam,ja chcę czytać dalej,nakieruj mnie na dalszą część. Może ja jakaś nie kumata jestem,ale serio...strasznie wciągnęło mnie to opo:-* pozdrawiam i czekam na pomoc:-)
OdpowiedzUsuńO nie gdzie następne rozdziały? Ja chcę kontynuacji *.* już, teraz, natychmiast! Plosie...
OdpowiedzUsuń