Pewnie nie przeczytacie tutaj tego, czego spodziewaliście się przeczytać.
Wybrnęłam z punktu, w którym chciałam skończyć tę historię.
Dlatego czuję, że odniosłam sukces.
Będą dalsze części.
Wszechobecna ciemność. Czuła, że nie panuje nad żadnym swoim zmysłem. Ból ogarnął jej drobne ciało. Po kilku chwilach jej myśli zapełnione były strzępkami wspomnień, które w żaden sposób do siebie nie pasowały. Nie potrafiła ich uporządkować i ocenić autentyczności. Traciła przytomność, by kilka chwil później znowu ją odzyskać. Jej powieki były tak strasznie ciężkie.
Mrugnęła kilka razy by jej oczy przyzwyczaiły się do panującej w pokoju jasności. Ból nadal wiernie jej towarzyszył.
- Doktorze! – usłyszała krzyk kobiety. – Obudziła się. – głos stawał się wyraźniejszy. Poczuła ciepłą dłoń na swoim czole. Obraz nadal był rozmazany. Pielęgniarka otworzyła stare, drewniane okno, które głośno zaskrzeczało. Chwilę później świeże powietrze delikatnie muskało twarz Sakury.
- Słyszy mnie pani? – lekarz świecił jej po oczach małą latarką.
- Gdzie? – strasznie bolało ją gardło, w ustach czuła suchość.
- Proszę się nie denerwować. Jest pani w szpitalu. – pielęgniarka w tym czasie poprawiała jej poduszkę. Czuła zdenerwowanie. Jak to w szpitalu? To takie okropne, nic nie pamiętała. – Trafiła tu pani z poważnym urazem głowy po tym, jak w miasteczku, w którym pani przebywała przeprowadzono zamach terrorystyczny. Przynajmniej tak to nazywają. Podłożono kilka bomb w tamtejszym szpitalu, motelu, urzędzie miasta i kilku kawiarniach. Miała pani wiele szczęścia znajdując się akurat w zachodniej części budynku. – ciemnowłosy lekarz widział przerażenie w jej oczach.
- Jak długo tutaj jestem? – była okropnie blada.
- Bardzo długo była pani w śpiączce. – poprawił swoje okulary i zapisał coś w jej karcie. – Jeżeli wszystko będzie dobrze, niedługo wróci pani do domu.
~*~
Godzina dwunasta. Konoha. Bar przy głównej ulicy.
Przystojny czarnowłosy mężczyzna siedział przy barze na wysokim krześle sącząc kawę.
- Dzięki, że przyszedłeś. – wskazał blondynowi krzesło, na które miał usiąść. – Nie wiem, jak mam ci dziękować za to, co dla mnie zrobiłeś. Wiem, ze była to trudna decyzja.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie, zrobiłem to dla was.– Naruto przeczesał swoje miękkie włosy. – Nie mogłem pozwolić na to byś został skazany.
- Co z Sakurą? – Sasuke wziął kolejny łyk gorącego napoju. – Lepiej?
- Dzisiaj wychodzi ze szpitala, jutro powinna tutaj dotrzeć. Wysłałem po nią moich ludzi. – westchnął. – Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Co z dzieciakami?
- Miałeś racje, Yosuke dobrze radzi sobie w przedszkolu. Przebywanie wśród innych dzieciaków ma na niego dobry wpływ.– Sasuke lekko się uśmiechnął na myśl o swoim trzylatku, który co ranek protestuje przed pójściem do przedszkola.
- A Yoshi?
- Nowa niańka chyba przypadła mu do gustu. – delikatnie się uśmiechnął. -Co będzie, gdy wróci Sakura? – na jego ustach malował się grymas niezadowolenia.
- Sasuke, to również jej dzieci. Macie do nich równe prawa. To, że ją uratowałeś i wróciłeś nie oznacza, że nie unikniesz odpowiedzialności.
- Nie wiesz, jak się czułem, gdy dowiedziałem się o tym, że ona..– czarnooki uderzył pięścią w stół. – W dodatku ten palant kręci mi się po domu, próbuje zastąpić mnie. Rozumiesz? Próbuje przejąć moje obowiązki, gdy jestem w pracy! – zdenerwował się.
- Sam nie wiem, jak ja bym się wtedy zachował. Ale to nie zmienia faktu, że zrobiłeś źle. Na pewno będzie chciała je zabrać, minęło tyle czasu, a Aki.. musisz go zrozumieć, on ją kocha. Wie, że dzieci są dla niej całym światem, chce złapać z nimi kontakt.
- Nie może mi ich odebrać. - Sasuke głośno westchnął. – Nie przeżyje, jeżeli któryś z moich synów nazwie go ojcem. – wysyczał.
- Ty też nie miałeś prawa ich zabierać. – Naruto podniósł głos. – Będziecie musieli dojść do porozumienia, inaczej ktoś inny za was zadecyduje.
- Muszę już iść. – czarnowłosy wstał.– Jeszcze raz dzięki. – rzucił wychodząc.
~*~
Gdy wrócił do domu przywitała go uśmiechnięta, lecz zmęczona ciągłym bieganiem za Yoshim niania. Malec próbował malować ściany nowymi pisakami.
- Gdzie Yosuke? – mężczyzna wziął synka na ręce i ucałował go w czoło.
- Bawi się na górze.
Ostatnie miesiące minęły w zastraszającym tempie. Cieszył się każdą chwilą spędzoną wspólnie z chłopcami. Zabierał ich do parku, uczył nowych rzeczy. Starał się być przykładnym ojcem. Wioska aż huczała od plotek, jednak w miarę upływu czasu wszystko słabło. Wiedział, że chwila, w której Ona znów się pojawi, będzie jedną z najgorszych. Będzie musiał dzielić się opieką nad sensem swojego życia.
Ubierał buciki Yosuke, gdy zadzwonił dzwonek.
- Cześć. – w progu stał Aki. Czarny T-shirt podkreślał jego umięśnioną klatkę piersiową. – Pozwól, że wejdę. – nie czekając na pozwolenie wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
- Miałeś pojawić się o czternastej. – Sasuke warknął. Nie był zadowolony z wizyty Akiego.
- To za dwadzieścia minut. Spakowałeś ich? – Aki nie wydawał się zły, bądź urażony. Od kiedy Sasuke wrócił miał do niego neutralny stosunek. Ten mężczyzna mu nie przeszkadzał, lecz zrobił coś, co wzbudzało u Akiego wdzięczność – uratował jego ukochaną. Wiedział, że Sakura po tym wszystkim nie wróciłaby do niego, zależało jej tylko i wyłącznie na odzyskaniu dzieci. To dziwne, bo i on się do nich przywiązał. Cholernie za nią tęsknił, wiedział, że odniosła wiele obrażeń i minie wiele czasu zanim będzie mogła wrócić do domu, dlatego od jakiegoś czasu próbował zbliżyć się do Yosuke i Yoshiego. Chciał by dzieciaki dobrze czuły się w ich domu i przywiązały się do niego.
- Spakowałem. – warknął. – Następnym razem przychodź o właściwej porze. – podał mężczyźnie dwie spore torby.
- Myślałem, że na zakupy zajmą mi trochę więcej czasu. – Aki wziął od niego torby i włożył do bagażnika. – Mógłbyś pójść po chłopców?
- Mam nadzieję, że masz foteliki. – na te słowa Aki posłał mu ironiczne spojrzenie.
Płacz Yoshiego był dla niego ciosem prosto w serce. Jego małe rączki chwyciły mocno za koszulę ojca i nie chciały jej puścić. Chłopiec był bardzo do niego przywiązany, nie był tak ufny jak Yosuke.
~*~
Czuła się zmęczona. Dopiero, gdy wyszła ze szpitala ludzie Naruto wytłumaczyli jej wszystko. Była niesamowicie szczęśliwa wiedząc, że jej dzieciom nic nie jest, a Aki czeka na nią wraz z nimi w domu.
Jednak świadomość, że jej mąż przebywa w wiosce i bezkarnie chodzi po ulicach wzbudzała w niej gniew. Nadal ma kontakt z dziećmi i co najgorsze nie może nic z tym zrobić, nie teraz. Mimo, że zrobił coś okropnego. Chłopcy nie będą cali jej, że czeka ją sprawa rozwodowa i walka o wyłączne prawa nad nimi. Bo nie da mu tej satysfakcji, nie chce by wtrącał się w jej życiu. Chce zbudować coś od początku, z Akim.
Siedziała na łóżku, a łzy ciekły jej po policzkach. Czerwonymi ustami całowała maleńką główkę młodszego z synów, który spał w nią wtulony. Yosuke spał obok przytulając się do poduszki. Była tak cholernie szczęśliwa, gdy weszła do domu i roztrzęsiona zobaczyła te dwie pary czarnych oczu wlepionych w nią, jej serce się radowało. I przez cały dzień próbowała przełamać lody tłumacząc, że jest ich mamą i kocha ich najbardziej na świecie. Była tak cholernie zła na swojego męża, jak on mógł dopuścić do tego, że jej własne dzieci jej nie poznawały. Wystarczyło kilka chwil by chłopcy jej zaufali. Czytała im bajki, rysowała z nimi i ciągle tuliła. Wiedziała, że to nie wynagrodzi im straconego czasu, jednak każdy dotyk miał dla niej ogromne znaczenie. Aki włączył się w ich zabawy. Cieszył się szczęściem Sakury i wpatrywał się w nią, jak w obrazek, gdy tuliła do swej piersi te małe ciałka.
- Chodź, położymy ich do własnych łóżeczek. – Aki położył swoją ciepłą dłoń na jej ramieniu.
- Nie chce rozstawać się z nimi nawet na chwilę. – złożyła kolejny pocałunek na małej główce pokrytej gęstymi, czarnymi włosami.
- To tylko noc. – przytulił ją siadając obok. – Dobrze, niech śpią z nami. Już nikt ci ich nie odbierze.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa. – wyszeptała.
- Wiem, widzę. – pocałował ją w policzek. – I ja również jestem szczęśliwy.
Tej nocy spali razem. Ona, jej dzieci i mężczyzna, który troszczył się o nich wszystkich. Pierwsza noc, którą przespała tak spokojnie.
~*~
Siedział za biurkiem i nerwowo przeglądał papiery, które kilka chwil wcześniej przyniosła jego asystentka.
- Sasuke? – Naruto uchylił drzwi zaglądając do środka. – Mogę wejść?
- Czego chcesz? – nie miał ochoty na rozmowę.
- Nie przejmuj się. Nie zabierze ich. – usiadł na fotelu i spojrzał ze współczuciem na przyjaciela. – Nie pozwolę na to.
- Przyszedłeś żeby mnie pocieszyć? – przerwał przeglądać dokumenty. – Nie potrzebuję tego.
- Nie. Rozmawiałem z Sakurą. – zaciekawiony wzrok bruneta spoczął na Naruto. – Chłopców przywiezie w piątek koło południa, abyś spokojnie mógł wrócić z pracy. Nie patrz tak, na pewno ich przywiezie. Mówiłem jej, że jeżeli się z tego nie wywiąże, ktoś inny to zrobi i potem może mieć problem.
- W poniedziałek znowu ich zabierze?
- Tak. Sasuke, ona nie pracuje, a chce nadrobić stracony czas i nie możesz jej tego zabronić. Jest ich matką. Twoim obowiązkiem będzie zawiezienie chłopców do przedszkola w poniedziałek rano, odbierze ich Sakura albo Aki.
- A co jeżeli nie zgadzam się na to, aby moi synowie przebywali w jego towarzystwie? Czy ja nie mam nic do powiedzenia z tej sprawie do cholery?! – wstał podnosząc głos.
- Ty już dość zrobiłeś. Daj im się sobą nacieszyć. Słyszałem, że zamierzają się pobrać.
- Nie byłbym tego taki pewny. Najpierw musi dostać rozwód, a ja jej tego ułatwiał nie będę! – uderzył pięścią w stół.
- Nie utrudniaj jej już dość skomplikowanego życia. Spotkajcie się sam na sam i porozmawiajcie. – wstał i podszedł do brązowych drzwi. – Dla dobra dzieci.
~*~
Szła parkiem trzymając Yoshiego za małą, różową rączkę. Yosuke biegł przed nimi śmiejąc się i zbierając kolorowe liście. Pogoda była wręcz wymarzona na spacer. Park, słońce, śmiechy i dziecięce głosiki, które stawały się jednym radosnym i przyjemnym dla ucha dźwiękiem. Ich celem był plac zabaw.
-Yosuke! Nie tak szybko, poczekaj na mamusię. – Sakura uśmiechnęła się promiennie do chłopca. – Pozbierasz dla mnie czerwone liście?
- Tak! – przyśpieszył widząc wielką stertę liści w różnych kolorach. – Takie? – podniósł kilka liści.
- Nie synku, te są pomarańczowe. – klękła przy nim i poprawiła mu niebieską czapkę. – Ten jest czerwony.
- Tata! – Sakura na te słowa szybko wstała i nerwowo się rozglądając próbowała odnaleźć wzrokiem młodszego z synów. Yoshi biegł w kierunku Sasuke, który wolnym krokiem szedł w ich kierunku. Ubrany w niebieskie jeansy i czarny płaszcz, który doskonale pamiętała. Kupiła mu go, gdy po raz kolejny wrócił zmarznięty ze spotkania.
- Tato! – drugi z chłopców również rzucił się w kierunku idącego mężczyzny. Wpadli w jego ramiona głośno krzycząc. – Idziemy do domku? – Yosuke złapał go za rękę.
- Pobawcie się na placu zabaw. – wskazał im mały placyk zabaw. – Tylko żebym was widział. – Sakura przyglądała się im i bolało ją serce widząc, jak jej synowie cieszą się na widok Sasuke i chcą wrócić do domu. Nie do tego, w którym jest ona, ale do domu, w którym jest On.
- Co tutaj robisz? – była wkurzona. – To nie twój dzień.
- Chciałem z tobą porozmawiać o chłopcach. Mam nadzieję, że będziesz się stosowała do umowy. Że w piątek ich odwieziesz. – jego wzrok lustrował jej drobną sylwetkę. Widział wrogość w jej oczach.
- Jak śmiesz mnie o to pytać? Zabrałeś mi moich synów, a teraz chcesz upewnić się, że ja nie spóźnię się z odwiezieniem ich do ciebie?! – wciągnęła szybko powietrze czując, że jej go brakuje.
- Usiądźmy. Stąd nie widzę dobrze chłopców. – był opanowany i emanował spokojem.
- Ja widzę ich doskonale! Nie będziemy siadać, bo ty już powinieneś się zbierać. – cała drżała.
- Słuchaj, nie mam ochoty wysłuchiwać twoich wywodów. – zbliżył się do niej. – Jeszcze nie dostałaś należytej nauczki? – wysyczał. – To, co się wydarzyło to tylko i wyłącznie twoja wina. Trzeba było siedzieć w domu, a nie.. – zamilkł i obdarzył ją spojrzeniem pozbawionym szacunku. – Zachowałaś się, jak szmata. Zwykła..
- Dość! – jej oczy się zaszkliły, jednak nie mogła pozwolić sobie na taką słabość. Nie przy nim. – Nie masz prawa mnie tak nazywać. Każdy popełnia błędy, a kara, którą niesprawiedliwie mi wymierzyłeś była okrutna i nie powinna mieć miejsca. Nigdy! – ich krzyki przerwał płacz Yoshiego, który uderzył się o huśtawkę.
- Tato! – chłopiec siedział na piasku i wołał ojca na pomoc. Sakura szybkim krokiem podeszła do syna chcąc do przytulić.
- Yoshi, dość. – głos Sasuke sprawił, że przeszły ją ciarki po plecach. Szybko odwróciła się w jego stronę z wrogim wzrokiem. – Mówiłem ci, że płacz w niczym ci nie pomoże. Nie przestanie boleć. – niewzruszony wolnym krokiem szedł w kierunku syna i klęczącej przy nim żony, która była zszokowana jego zachowaniem.
- Oszalałeś?! – wrzasnęła, jednak od dalszych wyzwisk powstrzymała ją cisza. Chłopiec przestał płakać. Przygryzł dolną wargę, pociągnął nosem i otarł małą rączką mokry od łez policzek.
- Nie boli. – Yoshi wstał i otrzepał spodnie z piasku. – Wiesz tato? Nie boli.
- To tylko dziecko! Ma prawo płakać! – była tak strasznie zła, nie chciała by jej dzieci były przez niego wychowywane w taki sposób. To nie było normalne, nie dla niej. – To tylko dziecko, może płakać.
- Może, ale nie musi. – włożył ręce do kieszeni. – Mężczyzna musi być silny. Na takich właśnie zamierzam ich wychować.
- Jesteś nienormalny. – wstała i złapała chłopców za rączki. – Spotkamy się w sądzie.
~*~
Mijały dni. A każdy kolejny był dla niej na wagę złota. Urozmaicała je przeróżnymi grami i zabawami, zabierała na plac zabaw, kupowała zabawki, uczyła malować zwierzątka, liczyć i pisać najprostsze słowa. Kochała ich całym swoim matczynym sercem. Przyszedł czas, że chłopcy sami zaczęli się do niej przytulać, wchodzić na kolana z książeczką w rączce. Wołali radośnie „mamo” i biegali po domu budząc wszystkich do życia.
Nawet matka Akiego przyjechała, aby móc poznać synów Sakury. Obaj bardzo przypadli jej do gustu. Została na noc i pomagała jej z opiece nad nimi.
Nastał kolejny piątek. Po raz kolejny popłakiwała i pakowała porozrzucane rzeczy chłopców do ich małych plecaczków. Tłumaczyła, że za trzy dni znowu przyjadą do swojej mamy. A oni przywiązywali się z dnia na dzień i przyszedł czas, że mały Yoshi nie chciał puścić jej ręki, gdy żegnała się z nimi i sadzała ich w samochodzie. Zawsze to Aki odwoził chłopców do ich ojca. Jednak tego dnia było inaczej. Aki dłużej został w pracy, a zegar nieubłagalnie zbliżał się do godziny siedemnastej. Cóż miała robić? Wsiadła w samochód i podjechała pod duży dom, w którym niegdyś była najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Podeszła pod drzwi i zapukała kilkukrotnie. Nikt nie otwierał. Zdenerwowała się. Z kieszeni wyjęła swój telefon, który okazał się być rozładowany. Siarczyście przeklęła, w dodatku zaczęło padać. Zajrzała do dużej donicy, w którym kiedyś, gdy nie miała swojego klucza Sasuke zostawiał jej swój – był tam. Szybko go wyciągnęła i sprawnie otworzyła wielkie drzwi. Cała trójka weszła do środka, a chłopcy natychmiast pobiegli do swojego pokoju.
Sakura powoli weszła do salonu. Zmienił kolor ścian, ten był nieco jaśniejszy. Pasował tu. Na kominku stało kilka zdjęć chłopców. Jej uwagę przykuło jedno, szczególne zdjęcie. Przejechała po nim palcem zatrzymując się na uśmiechniętej twarzy Sasuke. Obok niego stała ona, ubrana w białą suknię ślubną, która kosztowała majątek. Wzięła je do ręki i wpatrywała się tak dłuższą chwilę, gdy poczuła, jak ktoś ciągnie za jej bluzkę.
- Mamuś, jestem głodny. – Yosuke patrzył na nią swoimi czarnymi oczkami.
- Tata zaraz powinien wrócić do domu, tak myślę. – odłożyła zdjęcie. – Chodź, zrobimy coś smacznego. – wzięła go na ręce i skierowała się w stronę kuchni.
W owym pomieszczeniu panował nieporządek, nieumyte talerze piętrzyły się w zlewie, a garnki walały się po całej kuchni. – Idź po brata, a mama zrobi kolacje. – głośno westchnęła i nalała do czajnika wodę. Z górnej szafki wyciągnęła szklankę i dwa kubeczki należące do dzieci. Lodówka nie była dobrze zaopatrzona. Szybko obrała kilka jabłek, rozgrzała patelnie i chwilę później w całym domu czuć było zapach placuszków jabłkowych.
~*~
Siarczyście zaklął pod nosem, gdy zorientował się, że zasiedział się w pracy.
Pociągnął za klamkę, a drzwi bez większego oporu otworzyły się. Śpieszył się jak mógł, jednak zegar wskazywał godzinę osiemnastą. Czuł słodki zapach, który swoje źródło miał w kuchni.
- Kto się pojawił? - stała oparta o blat trzymając kubek z parującą cieczą.
- Gdzie chłopcy? – rozejrzał się po kuchni. W pomieszczeniu nie było już nieporządku. Blaty lśniły czystością, a w zlewie nie było żadnych naczyń. Na stole stał talerz z placuszkami jabłkowymi.
- Oglądają bajki w salonie. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że się rozgościłam. – odłożyła pusty kubek do zlewu.
- Zasiedziałem się w pracy. – przeczesał mokre od deszczu włosy. – I nie, nie jestem zły. – podszedł bliżej.
- Zjedz coś, a ja w tym czasie wykąpię chłopców. – nie czekając na jego odpowiedź minęła go i wyszła z pomieszczenia.
________________________________________________________________________
"Mama to miękkie ręce. Mama to melodyjny głos, to chuchanie na uderzone miejsce. Mama to samo dobro i sama przyjemność. Coś, co dobrze jest mieć w każdej chwili życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie. "
Leoś <3
Wybrnęłam z punktu, w którym chciałam skończyć tę historię.
Dlatego czuję, że odniosłam sukces.
Będą dalsze części.
Wszechobecna ciemność. Czuła, że nie panuje nad żadnym swoim zmysłem. Ból ogarnął jej drobne ciało. Po kilku chwilach jej myśli zapełnione były strzępkami wspomnień, które w żaden sposób do siebie nie pasowały. Nie potrafiła ich uporządkować i ocenić autentyczności. Traciła przytomność, by kilka chwil później znowu ją odzyskać. Jej powieki były tak strasznie ciężkie.
Mrugnęła kilka razy by jej oczy przyzwyczaiły się do panującej w pokoju jasności. Ból nadal wiernie jej towarzyszył.
- Doktorze! – usłyszała krzyk kobiety. – Obudziła się. – głos stawał się wyraźniejszy. Poczuła ciepłą dłoń na swoim czole. Obraz nadal był rozmazany. Pielęgniarka otworzyła stare, drewniane okno, które głośno zaskrzeczało. Chwilę później świeże powietrze delikatnie muskało twarz Sakury.
- Słyszy mnie pani? – lekarz świecił jej po oczach małą latarką.
- Gdzie? – strasznie bolało ją gardło, w ustach czuła suchość.
- Proszę się nie denerwować. Jest pani w szpitalu. – pielęgniarka w tym czasie poprawiała jej poduszkę. Czuła zdenerwowanie. Jak to w szpitalu? To takie okropne, nic nie pamiętała. – Trafiła tu pani z poważnym urazem głowy po tym, jak w miasteczku, w którym pani przebywała przeprowadzono zamach terrorystyczny. Przynajmniej tak to nazywają. Podłożono kilka bomb w tamtejszym szpitalu, motelu, urzędzie miasta i kilku kawiarniach. Miała pani wiele szczęścia znajdując się akurat w zachodniej części budynku. – ciemnowłosy lekarz widział przerażenie w jej oczach.
- Jak długo tutaj jestem? – była okropnie blada.
- Bardzo długo była pani w śpiączce. – poprawił swoje okulary i zapisał coś w jej karcie. – Jeżeli wszystko będzie dobrze, niedługo wróci pani do domu.
~*~
Godzina dwunasta. Konoha. Bar przy głównej ulicy.
Przystojny czarnowłosy mężczyzna siedział przy barze na wysokim krześle sącząc kawę.
- Dzięki, że przyszedłeś. – wskazał blondynowi krzesło, na które miał usiąść. – Nie wiem, jak mam ci dziękować za to, co dla mnie zrobiłeś. Wiem, ze była to trudna decyzja.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie, zrobiłem to dla was.– Naruto przeczesał swoje miękkie włosy. – Nie mogłem pozwolić na to byś został skazany.
- Co z Sakurą? – Sasuke wziął kolejny łyk gorącego napoju. – Lepiej?
- Dzisiaj wychodzi ze szpitala, jutro powinna tutaj dotrzeć. Wysłałem po nią moich ludzi. – westchnął. – Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Co z dzieciakami?
- Miałeś racje, Yosuke dobrze radzi sobie w przedszkolu. Przebywanie wśród innych dzieciaków ma na niego dobry wpływ.– Sasuke lekko się uśmiechnął na myśl o swoim trzylatku, który co ranek protestuje przed pójściem do przedszkola.
- A Yoshi?
- Nowa niańka chyba przypadła mu do gustu. – delikatnie się uśmiechnął. -Co będzie, gdy wróci Sakura? – na jego ustach malował się grymas niezadowolenia.
- Sasuke, to również jej dzieci. Macie do nich równe prawa. To, że ją uratowałeś i wróciłeś nie oznacza, że nie unikniesz odpowiedzialności.
- Nie wiesz, jak się czułem, gdy dowiedziałem się o tym, że ona..– czarnooki uderzył pięścią w stół. – W dodatku ten palant kręci mi się po domu, próbuje zastąpić mnie. Rozumiesz? Próbuje przejąć moje obowiązki, gdy jestem w pracy! – zdenerwował się.
- Sam nie wiem, jak ja bym się wtedy zachował. Ale to nie zmienia faktu, że zrobiłeś źle. Na pewno będzie chciała je zabrać, minęło tyle czasu, a Aki.. musisz go zrozumieć, on ją kocha. Wie, że dzieci są dla niej całym światem, chce złapać z nimi kontakt.
- Nie może mi ich odebrać. - Sasuke głośno westchnął. – Nie przeżyje, jeżeli któryś z moich synów nazwie go ojcem. – wysyczał.
- Ty też nie miałeś prawa ich zabierać. – Naruto podniósł głos. – Będziecie musieli dojść do porozumienia, inaczej ktoś inny za was zadecyduje.
- Muszę już iść. – czarnowłosy wstał.– Jeszcze raz dzięki. – rzucił wychodząc.
~*~
Gdy wrócił do domu przywitała go uśmiechnięta, lecz zmęczona ciągłym bieganiem za Yoshim niania. Malec próbował malować ściany nowymi pisakami.
- Gdzie Yosuke? – mężczyzna wziął synka na ręce i ucałował go w czoło.
- Bawi się na górze.
Ostatnie miesiące minęły w zastraszającym tempie. Cieszył się każdą chwilą spędzoną wspólnie z chłopcami. Zabierał ich do parku, uczył nowych rzeczy. Starał się być przykładnym ojcem. Wioska aż huczała od plotek, jednak w miarę upływu czasu wszystko słabło. Wiedział, że chwila, w której Ona znów się pojawi, będzie jedną z najgorszych. Będzie musiał dzielić się opieką nad sensem swojego życia.
Ubierał buciki Yosuke, gdy zadzwonił dzwonek.
- Cześć. – w progu stał Aki. Czarny T-shirt podkreślał jego umięśnioną klatkę piersiową. – Pozwól, że wejdę. – nie czekając na pozwolenie wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
- Miałeś pojawić się o czternastej. – Sasuke warknął. Nie był zadowolony z wizyty Akiego.
- To za dwadzieścia minut. Spakowałeś ich? – Aki nie wydawał się zły, bądź urażony. Od kiedy Sasuke wrócił miał do niego neutralny stosunek. Ten mężczyzna mu nie przeszkadzał, lecz zrobił coś, co wzbudzało u Akiego wdzięczność – uratował jego ukochaną. Wiedział, że Sakura po tym wszystkim nie wróciłaby do niego, zależało jej tylko i wyłącznie na odzyskaniu dzieci. To dziwne, bo i on się do nich przywiązał. Cholernie za nią tęsknił, wiedział, że odniosła wiele obrażeń i minie wiele czasu zanim będzie mogła wrócić do domu, dlatego od jakiegoś czasu próbował zbliżyć się do Yosuke i Yoshiego. Chciał by dzieciaki dobrze czuły się w ich domu i przywiązały się do niego.
- Spakowałem. – warknął. – Następnym razem przychodź o właściwej porze. – podał mężczyźnie dwie spore torby.
- Myślałem, że na zakupy zajmą mi trochę więcej czasu. – Aki wziął od niego torby i włożył do bagażnika. – Mógłbyś pójść po chłopców?
- Mam nadzieję, że masz foteliki. – na te słowa Aki posłał mu ironiczne spojrzenie.
Płacz Yoshiego był dla niego ciosem prosto w serce. Jego małe rączki chwyciły mocno za koszulę ojca i nie chciały jej puścić. Chłopiec był bardzo do niego przywiązany, nie był tak ufny jak Yosuke.
~*~
Czuła się zmęczona. Dopiero, gdy wyszła ze szpitala ludzie Naruto wytłumaczyli jej wszystko. Była niesamowicie szczęśliwa wiedząc, że jej dzieciom nic nie jest, a Aki czeka na nią wraz z nimi w domu.
Jednak świadomość, że jej mąż przebywa w wiosce i bezkarnie chodzi po ulicach wzbudzała w niej gniew. Nadal ma kontakt z dziećmi i co najgorsze nie może nic z tym zrobić, nie teraz. Mimo, że zrobił coś okropnego. Chłopcy nie będą cali jej, że czeka ją sprawa rozwodowa i walka o wyłączne prawa nad nimi. Bo nie da mu tej satysfakcji, nie chce by wtrącał się w jej życiu. Chce zbudować coś od początku, z Akim.
Siedziała na łóżku, a łzy ciekły jej po policzkach. Czerwonymi ustami całowała maleńką główkę młodszego z synów, który spał w nią wtulony. Yosuke spał obok przytulając się do poduszki. Była tak cholernie szczęśliwa, gdy weszła do domu i roztrzęsiona zobaczyła te dwie pary czarnych oczu wlepionych w nią, jej serce się radowało. I przez cały dzień próbowała przełamać lody tłumacząc, że jest ich mamą i kocha ich najbardziej na świecie. Była tak cholernie zła na swojego męża, jak on mógł dopuścić do tego, że jej własne dzieci jej nie poznawały. Wystarczyło kilka chwil by chłopcy jej zaufali. Czytała im bajki, rysowała z nimi i ciągle tuliła. Wiedziała, że to nie wynagrodzi im straconego czasu, jednak każdy dotyk miał dla niej ogromne znaczenie. Aki włączył się w ich zabawy. Cieszył się szczęściem Sakury i wpatrywał się w nią, jak w obrazek, gdy tuliła do swej piersi te małe ciałka.
- Chodź, położymy ich do własnych łóżeczek. – Aki położył swoją ciepłą dłoń na jej ramieniu.
- Nie chce rozstawać się z nimi nawet na chwilę. – złożyła kolejny pocałunek na małej główce pokrytej gęstymi, czarnymi włosami.
- To tylko noc. – przytulił ją siadając obok. – Dobrze, niech śpią z nami. Już nikt ci ich nie odbierze.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa. – wyszeptała.
- Wiem, widzę. – pocałował ją w policzek. – I ja również jestem szczęśliwy.
Tej nocy spali razem. Ona, jej dzieci i mężczyzna, który troszczył się o nich wszystkich. Pierwsza noc, którą przespała tak spokojnie.
~*~
Siedział za biurkiem i nerwowo przeglądał papiery, które kilka chwil wcześniej przyniosła jego asystentka.
- Sasuke? – Naruto uchylił drzwi zaglądając do środka. – Mogę wejść?
- Czego chcesz? – nie miał ochoty na rozmowę.
- Nie przejmuj się. Nie zabierze ich. – usiadł na fotelu i spojrzał ze współczuciem na przyjaciela. – Nie pozwolę na to.
- Przyszedłeś żeby mnie pocieszyć? – przerwał przeglądać dokumenty. – Nie potrzebuję tego.
- Nie. Rozmawiałem z Sakurą. – zaciekawiony wzrok bruneta spoczął na Naruto. – Chłopców przywiezie w piątek koło południa, abyś spokojnie mógł wrócić z pracy. Nie patrz tak, na pewno ich przywiezie. Mówiłem jej, że jeżeli się z tego nie wywiąże, ktoś inny to zrobi i potem może mieć problem.
- W poniedziałek znowu ich zabierze?
- Tak. Sasuke, ona nie pracuje, a chce nadrobić stracony czas i nie możesz jej tego zabronić. Jest ich matką. Twoim obowiązkiem będzie zawiezienie chłopców do przedszkola w poniedziałek rano, odbierze ich Sakura albo Aki.
- A co jeżeli nie zgadzam się na to, aby moi synowie przebywali w jego towarzystwie? Czy ja nie mam nic do powiedzenia z tej sprawie do cholery?! – wstał podnosząc głos.
- Ty już dość zrobiłeś. Daj im się sobą nacieszyć. Słyszałem, że zamierzają się pobrać.
- Nie byłbym tego taki pewny. Najpierw musi dostać rozwód, a ja jej tego ułatwiał nie będę! – uderzył pięścią w stół.
- Nie utrudniaj jej już dość skomplikowanego życia. Spotkajcie się sam na sam i porozmawiajcie. – wstał i podszedł do brązowych drzwi. – Dla dobra dzieci.
~*~
Szła parkiem trzymając Yoshiego za małą, różową rączkę. Yosuke biegł przed nimi śmiejąc się i zbierając kolorowe liście. Pogoda była wręcz wymarzona na spacer. Park, słońce, śmiechy i dziecięce głosiki, które stawały się jednym radosnym i przyjemnym dla ucha dźwiękiem. Ich celem był plac zabaw.
-Yosuke! Nie tak szybko, poczekaj na mamusię. – Sakura uśmiechnęła się promiennie do chłopca. – Pozbierasz dla mnie czerwone liście?
- Tak! – przyśpieszył widząc wielką stertę liści w różnych kolorach. – Takie? – podniósł kilka liści.
- Nie synku, te są pomarańczowe. – klękła przy nim i poprawiła mu niebieską czapkę. – Ten jest czerwony.
- Tata! – Sakura na te słowa szybko wstała i nerwowo się rozglądając próbowała odnaleźć wzrokiem młodszego z synów. Yoshi biegł w kierunku Sasuke, który wolnym krokiem szedł w ich kierunku. Ubrany w niebieskie jeansy i czarny płaszcz, który doskonale pamiętała. Kupiła mu go, gdy po raz kolejny wrócił zmarznięty ze spotkania.
- Tato! – drugi z chłopców również rzucił się w kierunku idącego mężczyzny. Wpadli w jego ramiona głośno krzycząc. – Idziemy do domku? – Yosuke złapał go za rękę.
- Pobawcie się na placu zabaw. – wskazał im mały placyk zabaw. – Tylko żebym was widział. – Sakura przyglądała się im i bolało ją serce widząc, jak jej synowie cieszą się na widok Sasuke i chcą wrócić do domu. Nie do tego, w którym jest ona, ale do domu, w którym jest On.
- Co tutaj robisz? – była wkurzona. – To nie twój dzień.
- Chciałem z tobą porozmawiać o chłopcach. Mam nadzieję, że będziesz się stosowała do umowy. Że w piątek ich odwieziesz. – jego wzrok lustrował jej drobną sylwetkę. Widział wrogość w jej oczach.
- Jak śmiesz mnie o to pytać? Zabrałeś mi moich synów, a teraz chcesz upewnić się, że ja nie spóźnię się z odwiezieniem ich do ciebie?! – wciągnęła szybko powietrze czując, że jej go brakuje.
- Usiądźmy. Stąd nie widzę dobrze chłopców. – był opanowany i emanował spokojem.
- Ja widzę ich doskonale! Nie będziemy siadać, bo ty już powinieneś się zbierać. – cała drżała.
- Słuchaj, nie mam ochoty wysłuchiwać twoich wywodów. – zbliżył się do niej. – Jeszcze nie dostałaś należytej nauczki? – wysyczał. – To, co się wydarzyło to tylko i wyłącznie twoja wina. Trzeba było siedzieć w domu, a nie.. – zamilkł i obdarzył ją spojrzeniem pozbawionym szacunku. – Zachowałaś się, jak szmata. Zwykła..
- Dość! – jej oczy się zaszkliły, jednak nie mogła pozwolić sobie na taką słabość. Nie przy nim. – Nie masz prawa mnie tak nazywać. Każdy popełnia błędy, a kara, którą niesprawiedliwie mi wymierzyłeś była okrutna i nie powinna mieć miejsca. Nigdy! – ich krzyki przerwał płacz Yoshiego, który uderzył się o huśtawkę.
- Tato! – chłopiec siedział na piasku i wołał ojca na pomoc. Sakura szybkim krokiem podeszła do syna chcąc do przytulić.
- Yoshi, dość. – głos Sasuke sprawił, że przeszły ją ciarki po plecach. Szybko odwróciła się w jego stronę z wrogim wzrokiem. – Mówiłem ci, że płacz w niczym ci nie pomoże. Nie przestanie boleć. – niewzruszony wolnym krokiem szedł w kierunku syna i klęczącej przy nim żony, która była zszokowana jego zachowaniem.
- Oszalałeś?! – wrzasnęła, jednak od dalszych wyzwisk powstrzymała ją cisza. Chłopiec przestał płakać. Przygryzł dolną wargę, pociągnął nosem i otarł małą rączką mokry od łez policzek.
- Nie boli. – Yoshi wstał i otrzepał spodnie z piasku. – Wiesz tato? Nie boli.
- To tylko dziecko! Ma prawo płakać! – była tak strasznie zła, nie chciała by jej dzieci były przez niego wychowywane w taki sposób. To nie było normalne, nie dla niej. – To tylko dziecko, może płakać.
- Może, ale nie musi. – włożył ręce do kieszeni. – Mężczyzna musi być silny. Na takich właśnie zamierzam ich wychować.
- Jesteś nienormalny. – wstała i złapała chłopców za rączki. – Spotkamy się w sądzie.
~*~
Mijały dni. A każdy kolejny był dla niej na wagę złota. Urozmaicała je przeróżnymi grami i zabawami, zabierała na plac zabaw, kupowała zabawki, uczyła malować zwierzątka, liczyć i pisać najprostsze słowa. Kochała ich całym swoim matczynym sercem. Przyszedł czas, że chłopcy sami zaczęli się do niej przytulać, wchodzić na kolana z książeczką w rączce. Wołali radośnie „mamo” i biegali po domu budząc wszystkich do życia.
Nawet matka Akiego przyjechała, aby móc poznać synów Sakury. Obaj bardzo przypadli jej do gustu. Została na noc i pomagała jej z opiece nad nimi.
Nastał kolejny piątek. Po raz kolejny popłakiwała i pakowała porozrzucane rzeczy chłopców do ich małych plecaczków. Tłumaczyła, że za trzy dni znowu przyjadą do swojej mamy. A oni przywiązywali się z dnia na dzień i przyszedł czas, że mały Yoshi nie chciał puścić jej ręki, gdy żegnała się z nimi i sadzała ich w samochodzie. Zawsze to Aki odwoził chłopców do ich ojca. Jednak tego dnia było inaczej. Aki dłużej został w pracy, a zegar nieubłagalnie zbliżał się do godziny siedemnastej. Cóż miała robić? Wsiadła w samochód i podjechała pod duży dom, w którym niegdyś była najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Podeszła pod drzwi i zapukała kilkukrotnie. Nikt nie otwierał. Zdenerwowała się. Z kieszeni wyjęła swój telefon, który okazał się być rozładowany. Siarczyście przeklęła, w dodatku zaczęło padać. Zajrzała do dużej donicy, w którym kiedyś, gdy nie miała swojego klucza Sasuke zostawiał jej swój – był tam. Szybko go wyciągnęła i sprawnie otworzyła wielkie drzwi. Cała trójka weszła do środka, a chłopcy natychmiast pobiegli do swojego pokoju.
Sakura powoli weszła do salonu. Zmienił kolor ścian, ten był nieco jaśniejszy. Pasował tu. Na kominku stało kilka zdjęć chłopców. Jej uwagę przykuło jedno, szczególne zdjęcie. Przejechała po nim palcem zatrzymując się na uśmiechniętej twarzy Sasuke. Obok niego stała ona, ubrana w białą suknię ślubną, która kosztowała majątek. Wzięła je do ręki i wpatrywała się tak dłuższą chwilę, gdy poczuła, jak ktoś ciągnie za jej bluzkę.
- Mamuś, jestem głodny. – Yosuke patrzył na nią swoimi czarnymi oczkami.
- Tata zaraz powinien wrócić do domu, tak myślę. – odłożyła zdjęcie. – Chodź, zrobimy coś smacznego. – wzięła go na ręce i skierowała się w stronę kuchni.
W owym pomieszczeniu panował nieporządek, nieumyte talerze piętrzyły się w zlewie, a garnki walały się po całej kuchni. – Idź po brata, a mama zrobi kolacje. – głośno westchnęła i nalała do czajnika wodę. Z górnej szafki wyciągnęła szklankę i dwa kubeczki należące do dzieci. Lodówka nie była dobrze zaopatrzona. Szybko obrała kilka jabłek, rozgrzała patelnie i chwilę później w całym domu czuć było zapach placuszków jabłkowych.
~*~
Siarczyście zaklął pod nosem, gdy zorientował się, że zasiedział się w pracy.
Pociągnął za klamkę, a drzwi bez większego oporu otworzyły się. Śpieszył się jak mógł, jednak zegar wskazywał godzinę osiemnastą. Czuł słodki zapach, który swoje źródło miał w kuchni.
- Kto się pojawił? - stała oparta o blat trzymając kubek z parującą cieczą.
- Gdzie chłopcy? – rozejrzał się po kuchni. W pomieszczeniu nie było już nieporządku. Blaty lśniły czystością, a w zlewie nie było żadnych naczyń. Na stole stał talerz z placuszkami jabłkowymi.
- Oglądają bajki w salonie. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że się rozgościłam. – odłożyła pusty kubek do zlewu.
- Zasiedziałem się w pracy. – przeczesał mokre od deszczu włosy. – I nie, nie jestem zły. – podszedł bliżej.
- Zjedz coś, a ja w tym czasie wykąpię chłopców. – nie czekając na jego odpowiedź minęła go i wyszła z pomieszczenia.
________________________________________________________________________
"Mama to miękkie ręce. Mama to melodyjny głos, to chuchanie na uderzone miejsce. Mama to samo dobro i sama przyjemność. Coś, co dobrze jest mieć w każdej chwili życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie. "
Leoś <3
Nawet, nie wiesz jak twoje opowiadania wciągają.Od dłuższego czasu, zaglądam tu do Ciebie i oczekuje nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, masz talent i to ogromny.Wręcz perfekcyjnie dobierasz słowa, które idealnie się czyta.Płynnie i zrozumiale.
Życzę Ci dużoo weny. :D
Teraz rozdział :
Ach ren Aki czy tylko mnie tak irytuje.Rozumiem, facet ma kompleksy zazdrosnego faceta, ale nie do przesady.Będzie jeszcze mi tu warczał na mojego Saska. ;c
Najbardziej podobała mi się ta słodka scena, gdy Yosuke złapał Sasuke, za rękę i powiedział "Tato.. [...] Idziemy do domku? " No po prostu świetna.
Dobra, informuję Cię, że od teraz będę nawiedzać twój blog. :D
Pozdrawiam. ;)
Nawet nie wiesz, jak mi miło! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej!
Pozdrawiam!
Tak na szybkiego z telefonu...
OdpowiedzUsuńCzekałam na kontynuację tego opowiadanka, och to już 40 rozdział, chciałabym kiedyś aż tyle napisać, zazdroooo! :)
Świetnie opisany rozdział, tak lekko się go czytało. Ech, ja też nie lubię Aikiego, denerwuje mnie. Jak chce zostać tatusiem, to niech sobie zrobi dziecko, pfff. Mam nadzieję, że relacje między Sasuke i Sakurą sie ocieplą... Dla dobra dzieci! ;)
Musze kiedyś wykombinować więcej czasu i przeczytać od 1 rozdziału, po tak długiej przerwie jestem z lekka wybita z rytmu i na początku nie ogarniałam o co chodzi xd
Mam kilka pytań do tego opowiadania ale nie chce mi się z telefonu wszystkich pisać... Wiem, leń ze mnie. :p
Dobra, ja spadam spać, dobranocki :*
aaaa! Zapomniałabym, dziękuję za komcia u mnie, było mi strasznie miło! ;)
hejka chciałabym się spytać kiedy tak co najmniej będzie nowy rozdział.
OdpowiedzUsuń\
Zakładka " Kiedy nowy wpis? "
OdpowiedzUsuńTam jest procent gotowości bloga. :)
Myślę, że dziś bądź jutro coś się pojawi.