Wyszedł z domu, wsiadł do swojego Audi, przekręcił kluczyk i delikatnie ruszył. Kilka ulic dalej stał biały dom, którego właścicielką była Sakura, rozejrzał się, a potem zaparkował pod jej domem kobiety, która aktualnie przebywała u niego. Cały czas w jego głowie krążyły jej słowa, odbijały się echem i mimo wszystko, raniły jego serce. Wszedł do dość sporego domu, intuicyjnie kierując się do jej pokoju. Gdy był już w środku, usiadł na łóżku. Irytował go dźwięk, jaki wydawał zegarek stojący na szafce nocnej, a także głosy dobiegające zza okna.
Na szafach i półkach zebrał się już spory kurz. Nie wiedział, co tutaj robi. Potrzebował po prostu odskoczni, cichego miejsca, w którym mógłby przemyśleć kilka spraw.
Wyszedł z pokoju i schodami zszedł na dół, do kuchni. Otworzył frontowe drzwi i wpuścił tym samym nieco świeżego powietrza. Stanął na progu i przeczesał swoje kruczoczarne włosy.
„W co ja się wpakowałem?”
Cicho otworzył drzwi, które niemiłosiernie skrzypiąc zamknęły się za nim. Szedł powoli długim korytarzem potem wszedł po schodach i otworzył kolejny raz drzwi prowadzące do jego pokoju, w którym aktualnie znajdowała się dziewczyna. Przez uchylone drzwi zajrzał do pokoju, dziewczyna leżała na plecach, różowe kosmyki spoczywały na jej twarzy, a ręce bezwładnie leżały na miękkiej satynowej pościeli. Podszedł do łóżka, przyjrzał się jej uważnie i przykrył ją lekko, uważając by jej nie zbudzić. Nie miał ochoty na żadne kłótnie, tym bardziej, że ostatnim razem tak strasznie go zdenerwowała. Wiedział, że to będzie ciężki czas.
I mimo iż czuł, że Sakura nie byłaby zdolna do takiego czynu, jak pozbycie się maleństwa to i tak strasznie uraziły go jej słowa. Podszedł do potężnej, drewnianej szafy. Na jej samej górze stało kilka zdjęć w białych ramkach pokrytych kurzem. Na każdym z nich była ta sama kobieta, tylko na jednym znajdowała się ona z małym dzieckiem na rękach. Spuścił głowę, jego włosy opadły na blade policzki. Kolejna fala myśli i dreszcze, które przeszyły przez jego ciało. Nagle usłyszał cichy jęk, odwrócił się, Sakura wierciła się na łóżku i kurczowa trzymała się za swój duży brzuch. Pościel zrobiła się mokra, a jęki Sakury stawały się coraz głośniejsze, szeroko otworzyła oczy i nerwowo spojrzała w kierunku Sasuke, który stał i w jednej chwili nie wiedział, co powiedzieć, co zrobić. Dopiero jeden z głośniejszych krzyków Sakury sprawił, że chłopak ocknął się z transu i szybko do niej podbiegł.
- Co teraz? – zapytał i złapał ją lekko za brzuch. Widząc, że nie otrzyma odpowiedzi wziął dziewczynę na ręce i zbiegł z nią po schodach, kopnął w drzwi frontowe, które pod wpływem silnego uderzenia szybko otworzyły się. Usadowił ją na tylnych siedzeniach samochodu, a sam zasiadł za kierownicą, co chwilę patrząc, a to na drogę, a to na dziewczynę, która wierciła się w tyle. Czyżby za kilka chwil miał zostać ojcem? Kilka minut później dojechał do dużego, oszklonego budynku. Szybkim krokiem wszedł do niego, a zaraz potem pojawiło się kilka kobiet, chcących udzielić pomocy. Jedna z nich przyprowadziła wózek, na którym Sasuke posadził różowowłosą.
Zabrali ją. Tak po prostu, a jeszcze chwilę temu miał ją na rękach, czuł jej ciepło. Usiadł na twardym krześle, które stało przy ścianie. Cóż miał zrobić? Tylko czekanie mu pozostało. Mijały kolejne minuty, nikt nic mu nie mówił, ludzie wchodzili i wychodzili. Drzwi otworzyły się z hukiem, a wszyscy, którzy znajdowali się w szpitalu na moment oderwali się od swoich czynności i spojrzeli w kierunku, z którego dochodziły dziwne odgłosy. W drzwiach stała blondynka o wydatnym biuście. Szybkim krokiem szła w kierunku, gdzie niedawno zniknęła Sakura, jednak głos Sasuke przerwał jej tę czynność.
- Tsunade! Co się tam tak długo dzieję, do cholery?– nie wiedział jak porządnie uformować zdanie, język mu się plątał, był tak strasznie podenerwowany.
- Tak, wiem. Właśnie do niej idę. – widziała, jak bardzo się denerwuje. - Spokojnie! Usiądź sobie i daj mi pracować. – popchnęła go lekko w stronę krzesła.
- Ale to za wcześnie, jeszcze za wcześnie. – wyszeptał cicho, ale tak, by blondynka usłyszała.
- Trzeba było jej pilnować. – nie czekała już na odpowiedź, szybko oddaliła się pozostawiając go samego sobie.
Kolejny raz opadł na krzesło i cicho westchnął. Czy to jego wina, że Sakura zaczęła rodzić? Zrobił coś nie tak? Zbyt dużo nerwów? Wstał, nie mógł już wytrzymać tego ciągłego czekania.
Dwie godziny później z sali wyszły dwie pielęgniarki, które jednak nic nie powiedziały czarnookiemu, a chwilę później wyszła również Tsunade. Podbiegł do niej i pytającym wzrokiem wpatrywał się w nią.
- No już nie patrz tak na mnie. Masz syna, ale nie możesz go teraz zobaczyć. – przetarła swoje czoło, na którym pojawiły się kropelki potu. Sama nie wyglądała najlepiej, choroba postępowała.
- Jak to nie mogę zobaczyć własnego syna? Dlaczego? – uderzył pięścią w niebieską ścianę na korytarzu.
- Urodził się przed terminem. Miał problemy z oddychaniem. – westchnęła i chciała ominąć Sasuke, jednak ten złapał dość mocno za jej ramię
- A Sakura? – odwrócił twarz w jej kierunku z groźną miną.
- Straciła mnóstwo krwi, musi odpoczywać. Prędzej zobaczysz syna niż ją. – to go zaskoczyło, pokręcił głową i przeczesał smukłymi palcami swoje kruczoczarne włosy.
- Zrób coś. Pozwól mi zobaczyć syna.. – wysyczał i puścił jej ramię, widząc, że ludzie zaczynają z zaciekawieniem się im przyglądać.
- Korytarzem prosto i w lewo, usiądź tam i czekaj. – obojętnie go wyminęła.
Sasuke poszedł we wskazanym kierunku, a jego serce ponownie zaczęło równomiernie bić. Siedział tym razem na dużym, drewnianym fotelu z buraczkowym obiciem. Sala była kolorowa, wszędzie było pełno zabawek. W drzwiach stanęła Tsunade, na jej rękach znajdowało się białe zawiniątko, które kwiliło cichutko. Kobieta podeszła do niego i gestem ręki pokazała, aby nie wstawał. Podała mu dziecko, które nadal miało zamknięte oczka, a spod białej czapeczki wystawały kruczoczarne kosmyki. Wziął maleństwo na ręce i spojrzał na nie. Pierwsze spojrzenie, dotyk, a uśmiech sam pojawił się na jego twarzy. Wpatrywał się w nie z taką troską, jaką nigdy wcześniej w życiu nikomu innemu nie okazał. Z myśli wyrwał go cichy płacz, który z sekundy na sekundę stawał się coraz głośniejszy. Nie wiedział, co miał zrobić, jak go skutecznie uciszyć. Tsunade już wyszła, zaczął lekko kołysać swojego potomka raz w jedną, raz w drugą stronę. Co o dziwo przyniosło efekty, malec zaczął się uspokajać. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Niedługo potem chłopiec znowu zaczął płakać, tym razem kołysanie nie pomogła, jego płacz stawał się coraz głośniejszy, a jego buźka coraz bardziej czerwona.
- Mój syn. – wstał i kołysał go w ramionach chodząc po sali. – Idealny.– wyszeptał po raz kolejny wpatrując się w jego czarne i mokre od łez oczka.
Na szafach i półkach zebrał się już spory kurz. Nie wiedział, co tutaj robi. Potrzebował po prostu odskoczni, cichego miejsca, w którym mógłby przemyśleć kilka spraw.
Wyszedł z pokoju i schodami zszedł na dół, do kuchni. Otworzył frontowe drzwi i wpuścił tym samym nieco świeżego powietrza. Stanął na progu i przeczesał swoje kruczoczarne włosy.
„W co ja się wpakowałem?”
Cicho otworzył drzwi, które niemiłosiernie skrzypiąc zamknęły się za nim. Szedł powoli długim korytarzem potem wszedł po schodach i otworzył kolejny raz drzwi prowadzące do jego pokoju, w którym aktualnie znajdowała się dziewczyna. Przez uchylone drzwi zajrzał do pokoju, dziewczyna leżała na plecach, różowe kosmyki spoczywały na jej twarzy, a ręce bezwładnie leżały na miękkiej satynowej pościeli. Podszedł do łóżka, przyjrzał się jej uważnie i przykrył ją lekko, uważając by jej nie zbudzić. Nie miał ochoty na żadne kłótnie, tym bardziej, że ostatnim razem tak strasznie go zdenerwowała. Wiedział, że to będzie ciężki czas.
I mimo iż czuł, że Sakura nie byłaby zdolna do takiego czynu, jak pozbycie się maleństwa to i tak strasznie uraziły go jej słowa. Podszedł do potężnej, drewnianej szafy. Na jej samej górze stało kilka zdjęć w białych ramkach pokrytych kurzem. Na każdym z nich była ta sama kobieta, tylko na jednym znajdowała się ona z małym dzieckiem na rękach. Spuścił głowę, jego włosy opadły na blade policzki. Kolejna fala myśli i dreszcze, które przeszyły przez jego ciało. Nagle usłyszał cichy jęk, odwrócił się, Sakura wierciła się na łóżku i kurczowa trzymała się za swój duży brzuch. Pościel zrobiła się mokra, a jęki Sakury stawały się coraz głośniejsze, szeroko otworzyła oczy i nerwowo spojrzała w kierunku Sasuke, który stał i w jednej chwili nie wiedział, co powiedzieć, co zrobić. Dopiero jeden z głośniejszych krzyków Sakury sprawił, że chłopak ocknął się z transu i szybko do niej podbiegł.
- Co teraz? – zapytał i złapał ją lekko za brzuch. Widząc, że nie otrzyma odpowiedzi wziął dziewczynę na ręce i zbiegł z nią po schodach, kopnął w drzwi frontowe, które pod wpływem silnego uderzenia szybko otworzyły się. Usadowił ją na tylnych siedzeniach samochodu, a sam zasiadł za kierownicą, co chwilę patrząc, a to na drogę, a to na dziewczynę, która wierciła się w tyle. Czyżby za kilka chwil miał zostać ojcem? Kilka minut później dojechał do dużego, oszklonego budynku. Szybkim krokiem wszedł do niego, a zaraz potem pojawiło się kilka kobiet, chcących udzielić pomocy. Jedna z nich przyprowadziła wózek, na którym Sasuke posadził różowowłosą.
Zabrali ją. Tak po prostu, a jeszcze chwilę temu miał ją na rękach, czuł jej ciepło. Usiadł na twardym krześle, które stało przy ścianie. Cóż miał zrobić? Tylko czekanie mu pozostało. Mijały kolejne minuty, nikt nic mu nie mówił, ludzie wchodzili i wychodzili. Drzwi otworzyły się z hukiem, a wszyscy, którzy znajdowali się w szpitalu na moment oderwali się od swoich czynności i spojrzeli w kierunku, z którego dochodziły dziwne odgłosy. W drzwiach stała blondynka o wydatnym biuście. Szybkim krokiem szła w kierunku, gdzie niedawno zniknęła Sakura, jednak głos Sasuke przerwał jej tę czynność.
- Tsunade! Co się tam tak długo dzieję, do cholery?– nie wiedział jak porządnie uformować zdanie, język mu się plątał, był tak strasznie podenerwowany.
- Tak, wiem. Właśnie do niej idę. – widziała, jak bardzo się denerwuje. - Spokojnie! Usiądź sobie i daj mi pracować. – popchnęła go lekko w stronę krzesła.
- Ale to za wcześnie, jeszcze za wcześnie. – wyszeptał cicho, ale tak, by blondynka usłyszała.
- Trzeba było jej pilnować. – nie czekała już na odpowiedź, szybko oddaliła się pozostawiając go samego sobie.
Kolejny raz opadł na krzesło i cicho westchnął. Czy to jego wina, że Sakura zaczęła rodzić? Zrobił coś nie tak? Zbyt dużo nerwów? Wstał, nie mógł już wytrzymać tego ciągłego czekania.
Dwie godziny później z sali wyszły dwie pielęgniarki, które jednak nic nie powiedziały czarnookiemu, a chwilę później wyszła również Tsunade. Podbiegł do niej i pytającym wzrokiem wpatrywał się w nią.
- No już nie patrz tak na mnie. Masz syna, ale nie możesz go teraz zobaczyć. – przetarła swoje czoło, na którym pojawiły się kropelki potu. Sama nie wyglądała najlepiej, choroba postępowała.
- Jak to nie mogę zobaczyć własnego syna? Dlaczego? – uderzył pięścią w niebieską ścianę na korytarzu.
- Urodził się przed terminem. Miał problemy z oddychaniem. – westchnęła i chciała ominąć Sasuke, jednak ten złapał dość mocno za jej ramię
- A Sakura? – odwrócił twarz w jej kierunku z groźną miną.
- Straciła mnóstwo krwi, musi odpoczywać. Prędzej zobaczysz syna niż ją. – to go zaskoczyło, pokręcił głową i przeczesał smukłymi palcami swoje kruczoczarne włosy.
- Zrób coś. Pozwól mi zobaczyć syna.. – wysyczał i puścił jej ramię, widząc, że ludzie zaczynają z zaciekawieniem się im przyglądać.
- Korytarzem prosto i w lewo, usiądź tam i czekaj. – obojętnie go wyminęła.
Sasuke poszedł we wskazanym kierunku, a jego serce ponownie zaczęło równomiernie bić. Siedział tym razem na dużym, drewnianym fotelu z buraczkowym obiciem. Sala była kolorowa, wszędzie było pełno zabawek. W drzwiach stanęła Tsunade, na jej rękach znajdowało się białe zawiniątko, które kwiliło cichutko. Kobieta podeszła do niego i gestem ręki pokazała, aby nie wstawał. Podała mu dziecko, które nadal miało zamknięte oczka, a spod białej czapeczki wystawały kruczoczarne kosmyki. Wziął maleństwo na ręce i spojrzał na nie. Pierwsze spojrzenie, dotyk, a uśmiech sam pojawił się na jego twarzy. Wpatrywał się w nie z taką troską, jaką nigdy wcześniej w życiu nikomu innemu nie okazał. Z myśli wyrwał go cichy płacz, który z sekundy na sekundę stawał się coraz głośniejszy. Nie wiedział, co miał zrobić, jak go skutecznie uciszyć. Tsunade już wyszła, zaczął lekko kołysać swojego potomka raz w jedną, raz w drugą stronę. Co o dziwo przyniosło efekty, malec zaczął się uspokajać. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Niedługo potem chłopiec znowu zaczął płakać, tym razem kołysanie nie pomogła, jego płacz stawał się coraz głośniejszy, a jego buźka coraz bardziej czerwona.
- Mój syn. – wstał i kołysał go w ramionach chodząc po sali. – Idealny.– wyszeptał po raz kolejny wpatrując się w jego czarne i mokre od łez oczka.
Przepiękny rozdział i w końcu Sakura jest mamusią a Sasuke Tatusiem !!!
OdpowiedzUsuńNareszcie wróciłaś! Świetny rozdział, wręcz wzruszający. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się relacje między Sasuke i Sakurą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietna nota...normalnie super ;) masz talent. Zapraszam do siebie http://miloscbywamylnasasusaku.blog.onet.pl/ nie dawno przeniosłam tego bloga na inna stronę ;p
OdpowiedzUsuń